Klucz środkowo-europejski

2018-04-06 05:58

 

Europa Środkowa jest niemal od zaranie odrębnym cywilizacyjnie fenomenem, choć swojej tożsamości szuka jako „aneks” do Europy, przedmurze chrześcijaństwa, bufor anty-carski, antysowiecki.

Na północnym wschodzie graniczymy z Rosją. Poprzez Bałtyk graniczymy ze Skandynawią. Na zachodzie sąsiadami są Niemcy. Na południowym wschodzie – Grecja i Turcja.

Największe kraje Europy Środkowej to Ukraina, Polska i Rumunia. Historycznie najwięcej osiągnęła Rzeczpospolita (która swego czasu była wieloetnicznym mocarstwem) – ale po „supernowej” w okolicach Konstytucji 3-Majowej – już się nie podniosła, nawet odzyskawszy podmiotowość prawno-międzynarodową: zarówno Zachód, jak też ZSRR konsumowały Polskę jako część swoich planów, niewiele się nią przejmując, i tak im zostało do dziś.

/mapka autorstwa JH – patrz: https://geopolityka.org/komentarze/jan-herman-kontur-europy-srodkowej /

Większość krajów Europy Środkowej miało się (i ma) nielepiej niż Polska, ale bywa, że nawet małe kraje odkroją sobie kawałek rzeczywistej suwerenności, jak Austria, Węgry czy Czechy. To jest zresztą temat na rozważania mniej połebkowe.

 

*             *             *

Kiedy zawalił się Mur (świat pamięta to wydarzenie jako główny punkt obalania dominacji ZSRR) – Europę Środkową najpierw zawojowały rwacze hufce spekulacji biznesowych, potem „drenażery” mega-polityczno-biznesowe. Pogłębiał się znany ze Średniowiecza dualizm kontynentalny: zachodnia część kontynentu wyznaczała standardy, wschodnia – uprawiała naśladownictwo i płaciła frycowe za wszystko.

Cichcem nad tym wszystkim czuwała Ameryka, która w takich przypadkach czeka na przesilenie – i wkracza ze swoją wolnością, demokracją i paroma podobnymi łże-ideami. Nie inaczej stało się w tym przypadku: łakomstwo Unii potknęło się o Ukrainę, ta urządziła sobie krwawe harce na Majdanie – i już zagony amerykańskie wyciągnęły rękę po Sewastopol, a tak czy owak przejęły od Europy inicjatywę „antyputinowską”. Polska-Estonia-Rumunia – to kraje gotowe zaspokoić Amerykę w każdej sprawie. Ukraina nie odnalazła się w roli amerykańskiego dominium i „blednie” politycznie, a na czoło „frontu rozwagi” wysuwa się Litwa, Czechy i Węgry. Może też Austria.

Mamy więc sytuację taką oto, że największe ludnościowo i terytorialnie kraje Europy Środkowej nie są gwarantem stabilności regionu. A te, których polityka wydaje się najdojrzalsza – nie są przez sąsiadów traktowane jak liderzy. W ten sposób Europa Środkowa nie ma lidera, co nie oznacza pluralistycznego demokratyzmu, a raczej anarchię, ułatwiającą zakusy „penetratorów” z zewnątrz.

Lider – to musiałby być kraj duży, samodzielny gospodarczo, kierowany przez uznawanego w świecie lidera. Nawet Tadeusz Mazowiecki miałby z tym kłopot (skoro wziął sobie agenta wpływu z amerykańskiej finansjery na zawiadowcę gospodarki), kegenda Solidarności popadała w coraz większe kłopoty wizerunkowe, a spektakularna rejterada Donalda Tuska z funkcji Premiera Rządu uczyniła go śmiesznym politykiem, Polskę zaś upodobniła do przysłowiowego bantustanu. Aleksander Kwaśniewski też – okazało się – więcej ugrał dla siebie niż dla Kraju.

Na Ukrainie czy w Rumunii kłopot z liderowaniem byłby jeszcze większy.

 

*             *             *

Czasem bywa, że kraj niewielki zdobywa pozycję kluczową (zwornika, keystone), i to też nie w każdym wymiarze. Jak Belgia.

Środkowo-europejski zwornik raczej ulokowany jest nad Wełtawą, morze nad Dunajem. Wilno jest jednak zbyt „na uboczu”. Tyle że Polska musiałaby go wesprzeć (wsparcie Ukrainy nie miałoby takiego znaczenia).

Ciekawe, czy „zakulisy” V-4 idą w tym kierunku. Argumenty Czechów są silne, począwszy od Vaclava Havla, po ustabilizowaną gospodarkę. Argument węgierski też jest niebłahy: to jedyny kraj, który zarówno z Rosją, jak też z Europą czy Turcją komunikuje się bez egzaltacji.

 

*             *             *

Na chłopski rozum – Europa Środkowa nie jest fenomenem o znaczeniu globalnym, co oznacza, że jest skazana na „wygaśnięcie” polityczne. Ale Los dał nam szansę: tędy „chce” przebiegać największa z realnie „dostępnych” inwestycji globalnych. Czyli: jedni chcą, a innym nie w smak. Paradoksalnie – stajemy się dla świata nad-widoczni.

A lider?