Kiedy świętują pany

2019-06-07 06:25

 

Jeśli – bywa – rozmowa zejdzie na sprawy stosunków społecznych (czyli relacji „góra-doły”) – zwykłem testować rozmówcę na okoliczność znajomości pojęcia WYZYSK. I najczęściej spotykam odpowiedź o tym, jak to paskudny fabrykant czy kamienicznik albo „szef” obdziera ze skóry robotnika, lokatora, podwładnego. Tłuszcz mu kapie z brzucha i brody – a jeszcze mu mało, szelmie…!

Ja zaś to widzę odrobinę inaczej. Tak to widzę, że społeczeństwo najbardziej w kość dostaje od nielicznych w taki sposób, że pozwala „bliżej nieokreślonej mniejszości” na to, aby „biletowała” to, co jest dobrem wspólnym.

Takim dobrem wspólnym jest nie tylko dochód przedsiębiorstwa (zysk z produkcji czy usług), osiągnięty wszak wspólnym trudem – ale też wszelkie tereny i obiekty oraz sytuacje nazywane potocznie komunalnymi, municypalnymi, państwowymi, zbiorowymi, publicznymi.

Dlaczego – na przykład – dygnitarze, luminarze, prominenci maja na każde życzenia dostęp do wszystkich zakamarków w Łazienkach, Wilanowie, a nawet wolno im zamieszkać i „remontować pod siebie” Belweder, Pałac Namiestnikowski i setki najfajniejszych obiektów, które „gawiedź może co najwyżej pooglądać przez przysłowiową szybkę albo od wielkiego dzwonu, zawsze pod kontrola kamer i ochroniarzy…? Przecież akurat te miejsca są utrzymywane przez ową gawiedź, która co dnia dziesiątki razy finansuje to wszystko płacąc podatek od zakupionego chleba, gazety, abonamentu! I tylko przez nią!

Nie będę rozwijał tego wątku. Jeśli ktoś nadal nie wie o co mi chodzi – to się nie dogadamy. Uległ bowiem zniewoleniu, na mocy którego na każdym kroku „ustępuje ważniakom” najlepsze miejsca i pozycje w korzystaniu z tego, co wszyscy wypracowujemy i utrzymujemy.

Zawsze kiedy następuje zagęszczenie rozmaitych ROCZNIC i OBCHODÓW – ta refleksja mnie akurat dopada. I frustruje.

Na przykład Solidarność i jej wyczyny sprzed 40, a potem 30 lat. Wydrapują sobie o tę schedę oczy ci i tamci, a szary lud doświadcza wspomnianego wcześniej „biletowania”. Dygnitarze, luminarze, prominenci, ważniacy – reprodukują swoje miejsca w „pierwszym szereg”, albo za „stołem prezydialnym”, czasem „u ołtarza” – a nas wszystkich skazuje na „przepychankę ku tylnym rzędom”.

To jest właśnie, proszę państwa, wyzysk. „Masy płatników” są na każdym kroku pozbawiane obywatelskiego dostępu do tego, co własnymi rękami, własnym trudem, a nawet własnym poświęceniem wytwarzają. Bo pierwszeństwo do tego wszystkiego mają „ci lepsi”. Mają – ci lepsi – za sobą przywilej, prawo, policję, straże, służby.

I nie wiadomo, czy to jest początek, czy może zwieńczenie całej góry drobiazgów, na mocy których dowolny nasz wysiłek i dowolny kęs dochodu jest przechwytywany w codziennym trybie przez NICH, którzy wymyślają najrozmaitsze kryteria uprzywilejowania, uprawniającego do oskubywania innych, nas wszystkich: funkcja zawodowa, polityczna, wykształcenie, rodzaj zatrudnienia, ubiór, wygląd zewnętrzny, rodzaj środka transportu, grubość portfela, tupet.

Wyzysk, proszę państwa, ma oczywiście charakter „klasowy”, ma wiele wspólnego z pakietem uprawnień władczych dotyczących kapitału wytwórczego (współcześnie: produkcyjnego, usługowego, infrastrukturalnego, pozycyjnego) – ale ten pakiet uprawnień przegrywamy na co dzień, pozwalając, by „ci lepsi” zawsze byli pierwsi w kolejce do beneficjów.

To tak, po solidarnościowemu, niech się święci…