Kiedy już będę pisał wiersze

2018-06-18 12:49

 

Najprawdopodobniej też byłem kiedyś nieletni. Raczej pamiętam to przez mgłę, poprzez jakieś symbole wdrukowane w plastyczny jeszcze wtedy sortownik przeżyć i doświadczeń. Jeszcze wtedy niesztywny, nie zeskorupiały.

Kiedy się jest na życiowej fali, kiedy buzuje nie tylko krew, a sprawy niesprawiedliwości dotyczą codziennych urazów, nie imają się „walki klasowej” i wielkich ideologii – wtedy łatwo o treści rymowane albo „białe”, z metra cięte, egzaltowane ponad miarę, do śmieszności. Takich utworów mam za sobą około tysiąca i w większości nie wiem gdzie aktualnie przebywają: w większości zapewne nie załapały się na moje liczne przeprowadzki.

Niektóre opatrzyłem nutkami albo przygrywkami, i te jakoś przetrwały. Jak ten wierszyk, zdradzający przedwczesne ustatkowanie emocjonalne:

A kiedy przyniosę ci kwiaty

Nie będzie to święto, ni bal

Nie będę ci nic obiecywał, niczego przyrzekał

 

Przyniosę ci kwiaty – po prostu

Bo będę tak chciał

Usiądę gdzieś z boku i będę pokornie czekał…

 

     A przyjdę tak nagle

     Gdzieś w połowie lata

     I miejsca ci trochę zabiorę

 

     Ty powiesz, gdy zechcesz

     Czy dobrze zrobiłem

     Czy może przyszedłem nie w porę…

 

I jakoś nam będzie ze sobą

Niewiele będę chciał

Niewiele ci zabiorę twojego spokoju

 

Wystarczy mi spojrzeć nad ranem

Jak śniąc jakiś dobry sen

Do własnych się marzeń uśmiechasz

I wiedzieć – żeś moja…

 

     I zniknę też nagle

     Gdzieś na koniec świata

     Odpłynę – i tyle mnie będzie

 

     Ty może zapłaczesz

     Zrozumiesz… i minie…

     Nazajutrz znów będzie inaczej

 

Pomyśleć, że ta mikro-śpiewogra, eksploatowana przeze mnie nie zawsze uczciwie, ma już około 40 lat!

Przy okazji zaznaczę, że treścią tej melo-poezji jest moja cecha charakteru: nigdy się nie narzucam (ani w sprawach sercowych, ani w polityce, ani w robocie), za to zawsze uprzedzam o swoich intencjach. Wiem, to takie niedzisiejsze…

To samo napotkałem później np. w wierszach Waldka Chylińskiego (kiedyś tworzył dla wielu ważnych-niebanalnych, teraz sam przygrywa), na przykład w tym zaczynającym się „Wiatr przystojny w garniturze” albo „Popatrz, niebo się kłania, niebo różowe”. No, ale on to poetą jest prawdziwym…

No, i ta Halina Poświatowska, której życie dało i talent, taki zwykły, ale dało też naprawdę dobry powód, by tego talentu używać. Najbardziej znamy jej wiersz, zaśpiewany przez kilkoro wykonawców:

kiedy umrę kochanie

gdy się ze słońcem rozstanę

i będę długim przedmiotem raczej smutnym

 

czy mnie wtedy przygarniesz

ramionami ogarniesz

i naprawisz co popsuł los okrutny

 

często myślę o tobie

często piszę do ciebie

głupie listy — w nich miłość i uśmiech

 

potem w piecu je chowam

płomień skacze po słowach

nim spokojnie w popiele nie uśnie

 

patrząc w płomień kochanie

myślę — co się też stanie

z moim sercem miłości głodnym

 

a ty nie pozwól przecież

żebym umarła w świecie

który ciemny jest i kolor jest chłodny

 

Jejku, jak ja bym chciał tak umieć, tak trafić…

 

*             *             *

Potem, kiedy już człowiek przestaje życiowo raczkować, kiedy zmysły odkładają mu się w doświadczenie, a on sam zaczyna być „podmiotem życia publicznego” – ochota do wierszowania może ogłuchnąć, zwłaszcza że życie tworzy wokół nas tyle hałasu…!  

I – poczekajmy – jeszcze potem jest zawsze tak, że się człowiek przesiada życiowo, albo zostaje wypchnięty z wagonu. Wtedy już nie egzaltacje nieletnie, tylko konkretna mądrość, taka którą można przedszkolakom, krewnym, uczniom, choćby na werandzie, albo przy piwie, albo w ciasnej kuchni blokowiska…

Obcuję bliżej lub nieblisko z kilkoma poetami. Na każdych kilka wierszy dobrych – jak w piosence Okudżawy – trafia się jeden wiersz godzien cokołów, w związku z którym człowiekiem targa szczere uznanie zmieszane z zawiścią tak niską, że aż wstyd.

Więc ja kiedyś będę pisał wiersze w tym drugim trybie. Zwłaszcza, że już nieraz wypchnięto mnie z rozmaitych wagonów, materiał się staje sam, zbiera się sam.