Katarzyna Dominika Bratkowska – graczka odbijana

2013-12-22 16:25

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

 

Znam – i darzę szacunkiem za wiele – jej ojca. Znam – i wysoce sobie cenię – jej męża. Znam bardziej lub mniej pobieżnie jej koleżanki i kolegów (jestem nawet współzałożycielem „jej” stowarzyszenia SoS – Same o Sobie, razem działaliśmy w KPiORP). Ale jej samej nie znam, choć jesteśmy ze sobą po imieniu (tak myślę, że jeszcze…).

Kasia jest przesympatyczną osobą, urodzoną przywódczynią (nie mylić ze skłonnością do alkoholu). W swoim środowisku ma przydomek „Brachu”. Ale kiedy zaczyna feminizować – natychmiast jej odbija. I to tak od czapy.

Aborcja (abortus provocatus) to nie jest banalny zabieg usunięcia narośli czy ciała obcego[1]. Pod każdym wyobrażalnym względem. Ludzie pobożni wiedzą, a może tylko wierzą, że Opatrzność zaplanowała los każdego człowieka, zanim jeszcze na świecie pojawili się jego rodzice. Ludzie biorący poważnie zagadnienia demografii zapewne też nie są rzecznikami aborcji, skoro ta oznacza zmniejszenie i tak już cherlawej „dzietności”. Lekarze wiedzą o tym, że „okołoaborcyjne” powikłania somatyczne i psychiczne nie są błahą rzadkością[2]. Konstytucyjna ochrona rodziny[3] uzasadnia pierwszeństwo urodzin przed prawem aborcji.

W przyrodzie występuje tylko poronienie (miscarriage-niedonoszenie). Około 60% wszystkich poczęć kończy się samoistnie jeszcze przed zakończeniem pierwszego trymestru ciąży, z czego spora liczba jeszcze przed wystąpieniem opóźnionej miesiączki, co określa się terminem ciąża subkliniczna albo aborcja menstruacyjna. W przypadku niezupełnego poronienia samoistnego dokonuje się usunięcia obumarłego płodu lub resztek tkankowych, aby uniknąć powikłań zdrowotnych zagrażających życiu kobiety.

Katarzyna Bratkowska należy do grupy rybitw[4], które chcą aborcję uczynić niezauważalną, przezroczystą pod każdym z wymienionych względów, niczym finał procesu metabolicznego. Się nie da, i tego Kasia nie dopuszcza do swojej głowy ukoronowanej doktoratem.

Wbrew temu, co rybitwialnie postulują osoby kasiopodobne, brzuch kobiety nie należy tylko do niej, a ustrój społeczno-polityczny opisany w „Seksmisji” jest utopią. To co się „staje” w łonie kobiety jest „owocem” co najmniej dwojga osób różnej płci, które poprzez sam akt zapłodnienia stają się rodziną. Co z tego, że na chwilę? Mało to w prawie i Konstytucji sytuacji, w których incydentalne zdarzenie powoduje trwałe skutki? Dodajmy do tego dość jednoznaczną sytuację kulturowo-cywilizacyjną: osiągnięcia medycyny nie są stworzone dla ludzkich kaprysów (choć często tak są wykorzystywane przez ludzi ustosunkowanych i-lub zamożnych), tylko dla ochrony zdrowia, a to powoduje, że zwolennicy aborcji „na życzenie” uzurpują sobie aspołecznie nadmierne prawa do korzystania z dorobku cywilizacyjnego. Chyba że postulują – a to już podlega paragrafom – aborcję poza systemem opieki zdrowotnej…

Na forum stowarzyszenia Same o Sobie – dopóki byłem zapraszany – wyrażałem taką oto opinię: gdyby najszerzej rozumiany System-Ustrój dawał kobiecie zabezpieczenie przed przemocą (w tym gwałtem), a rodzinie godne warunki wychowania lub przekazania potomstwa – wtedy kwestia zakazu aborcji czy swobody aborcji byłaby marginalna, dotyczyłaby wyłącznie przypadków incydentalnych i zdrowotnych, ułamków procenta. I to jest w moim przekonaniu postulat wart bojów politycznych. Zwłaszcza w Polsce, która nie poczuwa się do opisanych rozwiązań systemowo-ustrojowych, woli reagować powierzchownie i ad-hocznie.

Różnice między stadem zwierzęcym a społeczną wspólnotą ludzką są zasadniczo dwie:

  1. W stadzie zwierzęcym „regulacja urodzin” dotyczyła priorytetowej pozycji „rodziny Alfa”, co oznaczało podłe traktowanie „nadmiaru ciąż i potomstwa” innych „rodzin”: natomiast w społecznościach ludzkich mamy pełną swobodę prokreacji[5];
  2. W stadzie zwierzęcym imperatyw ekspansji zaleca możliwie największą płodność-dzietność (z uwzględnieniem przywilejów towarzyszących pozycji w  hierarchii), natomiast w społecznościach ludzkich każde kolejne pokolenie coraz bardziej „profesjonalnie” uczestniczy w rozbudowanym procesie planowania rodziny;

W Polsce i w krajach, gdzie duży wpływ na życie codzienne i na tworzenie-stosowanie prawa mają czołowe religie – ukształtowały się swoiste krucjaty „pro-life” i „pro-choice”, toczące ze sobą hałaśliwe wojny na tle codzienności o tyle szarej, o ile zapomnimy o dramatach małżeńskich, o dzieciobójstwach, o skutkach gwałtów, o dziedzicznej nędzy, o domorosłych akuszerkach, o „klauzuli sumienia” gryzącej się z przysięgą Hipokratesa, o anatemach kamienujących kobiety.

Uważam te krucjaty za patologię. Każdą z osobna i obie łącznie. Patologia ta ujawnia słabości kulturowo-cywilizacyjne dotkniętych tym problemem krajów.

Kasia jest jedną z przywódczyń zastępów „pro-choice”. Ale lubi też sobie poharcować, jak to było w przypadku akcji „coming-out”, czyli gremialnego przyznawania się pań do odbytych aborcji.

Jestem w ciąży i zamierzam ją przerwać – zakomunikowała właśnie podczas audycji telewizyjnej[6]. Bardzo proszę, żeby pan na mnie doniósł, nasłał na mnie policję. Niech pan rozkaże mi urodzić, niech mnie pan zmusi - mówiła do Żalka.

O tym, czy jest rzeczywiście w ciąży, wie chyba tylko ona. W rozmowie z natemat.pl Bratkowska potwierdziła tę informację i zapowiedziała, że podda się aborcji w wigilię. - Żeby było weselej - dodała.

I to ją lokuje niewątpliwie w gronie Pajacyków Polskich, choćby z tego powodu, że tematu, który obrała jako „flagowy” dla swojego życia publicznego, uczyniła żenujące przedstawienie, obniżające znacznie humanitarny i społeczny wydźwięk przesłania „pro-choice”.

Forest Gump PL

 



[1] Aborcja (łac. abortus lub abortio – poronienie, wywołanie poronienia) – to zamierzone i przedwczesne zakończenie ciąży w wyniku interwencji zewnętrznej, np. działań lekarskich, w j. łacińskim abortus provocatus. Przeważnie w efekcie dochodzi do śmierci zarodka lub płodu (łac. nasciturus). Synonimy aborcji: sztuczne poronienie, przerwanie ciąży, usunięcie ciąży, spędzenie płodu, zabieg, łyżeczkowanie, czyszczenie, potocznie skrobanka; dla części środowisk synonimem jest także zabicie dziecka w okresie życia prenatalnego. W języku łacińskim brakuje rozróżnienia na poronienie i aborcję – występuje tylko słowo abortus. W związku z tym w oficjalnych dokumentach także w przypadku poronienia może zostać wypisane słowo abortus. Cytowano Pedię;

[2] Nie jest jasne, czy aborcja może mieć negatywne skutki psychologiczne i psychiatryczne dla kobiety, która jej się poddała (w stosunku do których w 1981 psycholog Vincent Rue ukuł pojęcie nieuznawanego do dziś przez medycynę i psychiatrię post-abortion syndrome – "zespołu poaborcyjnego"). Psychiatrzy nie są zgodni czy gorsze następstwa mogą mieć ewentualne negatywne skutki psychiczne wynikające z niechcianej lub nieuświadomionej ciąży, czy też skutki jej przerwania. Przy badaniu skutków aborcji należy także rozróżnić "aborcję bezpieczną" (przeważnie wykonywaną w krajach, gdzie aborcja jest w pełni legalna i przez to jej jakość jest wyższa) od "aborcji niebezpiecznej" (wykonywanej w tzw. podziemiu aborcyjnym);

[3] Art. 71. Zasada dobra rodziny” 1. Państwo w swojej polityce społecznej i gospodarczej uwzględnia dobro rodziny. Rodziny znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej i społecznej, zwłaszcza wielodzietne i niepełne, mają prawo do szczególnej pomocy ze strony władz publicznych. 2. Matka przed i po urodzeniu dziecka ma prawo do szczególnej pomocy władz publicznych, której zakres określa ustawa;

[4] Rybitwa to ptak równie piękny i inteligentny, co skrzekliwy i piskliwy;

[5] Niekiedy kondycja finansowo-dochodowa, status zamożności rodziny a nawet prawo ingeruje przesadnie w wielodzietność, stwarzając sytuacje „bez wyjścia”, na które rodziny, matki i wspólnoty oraz Państwo reagują bardzo różnie;