Już dojrzeli, czy dalej w euforii?
W polskiej polityce dzieją się rozmaite rzeczy, nie wszystkie takie same, nie wszystkie zgrane w jedna wiązkę. Kilka z tych procesów – najdłużej trwających – jest już „dowodowo wyczerpanych”:
- Polska z kraju związanego z Rosją stała się krajem związanym z Zachodem (tu trwają wahania między „zawierzeniem” Europie lub Ameryce);
- Polska z kraju ludzi zdolnych wygenerować Październik, Marzec, Grudzień, Czerwiec, Sierpień – stała się krajem ludzi bezradnych, mało-obywatelskich;
- Polska z kraju zasobnego w rozmaite czynniki wytwórcze – stała się rynkiem zbytu dla cudzych produktów i usług, przestrzenią eksploatowaną bezkarnie;
- Polska z kraju rządzonego przez establishment przygotowany do rządzenia – staje się poletkiem rozmaitych eksperymentów politycznych, budżetowych, społecznych;
- Polska z kraju równomiernie wyedukowanego i zorganizowanego – stała się przestrzenią radykalnych zróżnicowań społecznych, majątkowych, politycznych;
- Polska z kraju „zawierzonego” pragnieniem socjalizmu i zawierzonego duchowieństwu papieskiemu – stała się krajem bez szczególnych zawierzeń, za to pozoranckim;
- I tak dalej;
Pech chce, że nas jako zbiorowość bardziej interesuje dzień wczorajszy i dzisiejszy, a to co będzie jutro – zostawiamy lekkomyślnie graczom coraz bardziej bezczelnym. Mówię nie o ostatnich 3-ch latach, tylko o ostatnich 30 latach.
Oto – po laniu, jakie „wachnięty” elektorat sprawił „transformatorom” w roku 2015 – dziś mamy atmosferę „dajmy im jeszcze szansę”, na co zapracował sobie rząd obecny, nic nie zrozumiawszy z nauczki, którą sam dał poprzednikom.
Tyle że to nie jest takie proste.
Po wyborach parlamentarnych 2015 mieliśmy sytuację polityczną, w której kilkunastu sprawnych graczy rozporządza wolą 560 parlamentarzystów, a Rząd ma więcej do powiedzenia niż Parlament, jesteśmy zatem rządzeni przez kilka silnych kamaryl, w zupełnej abstrakcji od Demokracji, Rynku i podobnych europeizmów. To jest problem ważniejszy niż pozory, o które tniemy się na ulicach, w mediach i przed ważnymi budynkami.
Formacja rządząca wzięła sobie za punkt honoru, że wypleni z polskiej przestrzeni wszelkie myślenie kategoriami obywateli-ludu-mas-wyborców, nazwała je „komunizmem-lewactwem” i zawzięcie penalizuje, wyklucza, gnębi.
Wzięła sobie za punkt honoru, że nauczy Europę (UE) moresu, przede wszystkim jeść nożem-widelcem, ale takim naszym, najfajniejszym. Z tego samego jednak zrezygnowała wobec nowego nad-suwerena, Ameryki. Jest w tej sprawie podejrzanie gorliwa i stanowcza.
Wzięła sobie za punkt honoru, że wychowa sobie „elektorat” na posłuszny żywioł polityczno-parafialny – i wiele wskazuje na to, ze może to się udać, jeśli sprawnie się wpuści opozycję w rozmaite pola maziste.
Wzięła sobie za punkt honoru, że tam gdzie się da pozorować wolność-rynek-demokrację – to się da, a tam gdzie to nie skutkuje dobrą sławą – bierze oponentów za twarz i cznia wszelkie normy.
Na to wszystko zapracowaliśmy sobie wszyscy przez lat kilkadziesiąt: najpierw dawszy się oswoić koralikom Zachodu, a potem żrąc się o nie między sobą.
* * *
Dziś mamy podzielony Kraj i Ludność, dwubiegunowy. Niewielka część tej ludności chce narzucić pozostałym utopię o charakterze liberalnym, głosząc ją z próżną i wyniosłą wyższością, większość tej ludności pokornie jednak wpatruje się w poczynania władców, czyli wielo-kamaryli znającej fach autorytarny. Sprzyja temu osobliwy, kmiecy ryt kulturowy, jaki nas ogarniał przez ostatnie stulecie. Najbardziej światli (re)animatorzy Polski sięgają po ten ryt, idąc na łatwiznę. A potem udają, że się dziwią, iż „naród” taki powolny, głupi i łatwowierny.
Jak zwykle zawodzi inteligencja, która żyje z „owczych pędów” i sama je generuje, nie tylko w świecie „sztuk wszelakich”, ale też w świecie edukacji-nauki, nie mówiąc o modach konsumpcyjno-biznesowym.
O tym trzebaby pogadać, zanim zatrąbią fanfary w sprawie kolejnej jesieni „wyborczej”.