Jedyny żywiciel rodziny

2010-07-19 08:49

 

Za „moich czasów”, czyli nieco ponad 20 lat temu, kategoria „jedyny żywiciel rodziny” była pojęciem obiegowym i każdy wiedział, o co chodzi. Kogoś, kto miał na utrzymaniu żonę i dziecko (dzieci) był w szczególny sposób chroniony: odraczano mu pobór do wojska, trudniej było go zwolnić z pracy, łatwiej mu było uzyskać wsparcie socjalne, odraczano lub łagodzono mu wyroki „odsiadki”, itd.

 

Jeśli się mylę, to niech mnie ktoś poprawi, ale nie mam wiedzy, aby dziś jedyny żywiciel rodziny był jakoś szczególnie chroniony, chociaż podobno przysługuje mu jakieś wsparcie socjalne.

 

Nie o to mi zresztą chodzi, bo mam przeczucie, że kategoria ta była też narzędziem w ręku cwanych ludzi, będących na bakier z pracowitością albo z porządkiem publicznym. Działało to – jednym słowem – w dwie strony.

 

Zastanawiam się jednak, czy nie odesłać tej instytucji do rozważenia społecznościom sąsiedzkim, gminnym. I trochę bym przeinaczył, opierając się na pojęciu Głowa Rodziny.

 

Społeczność sąsiedzka lepiej niż jakikolwiek urzędnik rozumie materialne i życiowe położenie mieszkającej pośród niej rodziny oraz kogoś, kto tę rodzinę „ma na głowie”. W połączeniu z instytucją swojszczyzny (patrz: tutaj oraz tutaj) możnaby wprowadzić prosty mechanizm: głowa rodziny ma niezbywalne prawa polityczne (przede wszystkim do wyboru sołtysa), ale też jest chroniona przez społeczność sąsiedzką pod nadzorem sołtysa.

 

Jeśli wspólnota nie jest w stanie zapewnić rodzinie – rzeczywiście potrzebującej – godziwego zatrudnienia, to sołtys uruchamia public collection na rzecz tej rodziny: w pierwszym odruchu ma to charakter socjalny, ale prowadzić powinno do ustabilizowania dochodów rodziny z pracy.

 

Oczywiście, warunkiem jest tu dobra wola owej potrzebującej rodziny, bo w przeciwnym wypadku traci ona prawo swojszczyzny, czyli zgodę na równoprawne zamieszkiwanie pośród wspólnoty.

 

Co równie oczywiste, sołtys i cała wspólnota nie muszą uciekać się do jakiejś ustawowej (rozporządzeniowej) definicji rodziny: czasem jest tak, że młode małżeństwo z dziećmi korzysta w pełni z usytuowania w „szerszej” rodzinie gospodarza czy przedsiębiorcy, choć spełnia formalne warunki odrębnej „podstawowej komórki społecznej”, zatem nie potrzebuje wsparcia. Z drugiej strony bywa, że kilkoro osób miałoby kłopoty z regulaminowym udowodnieniem swojego pokrewieństwa i powinowactwa, a jednak – „wszyscy wiedzą” – stanową rodzinę w pełnym tego słowa znaczeniu.

 

A jeśli połączyć to jeszcze z formalno-statystyczną instytucją gospodarstwa domowego – można użyć staropolskiego pojęcia Dym (patrz: pojęcie podymnego z Encyklopedii Staropolskiej) i w tej formie wprowadzić do ordynacji sołtysowskiej.

 

Na pewno więcej w tym sensu, niż w wysoce sformalizowanej instytucji zasiłków rodzinnych (ZUS) albo socjalnych (OPS). Ale chętnie wczytam się w to, co wiedzą mądrzejsi na ten temat.

 

 

Kontakty

Publications

żywiciel rodziny

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz