Januszowi – z przyjaźni

2013-03-09 16:29

Pozdrawiam Ciebie tą drogą – skoro inne są mi niedostępne. I piszę to, czego normalnie w listach się nie zamieszcza, pozostawia się to rozmowom, których kiedyś było sporo. Rozmów nie ma. I już nie będzie.

Minęło kilka miesięcy od czasu, kiedy w sposób nieoczekiwany dla wielu – w tym dla mnie – stanąłeś w szeregu przywódców ruchu ludowego, pośród których Rataj, Witos i Mikołajczyk są najwybitniejsi. Nasza ostatnia rozmowa (w budynku Parlamentu, tej całkiem ostatniej nie liczę) uczyniła mnie pewnym, że tym razem zawziąłeś się i kandydujesz na szefa PSL z determinacją Messiego. Ustrzeliłeś hat-tricka: PSL, Rząd, Pewnie Coś Jeszcze (o tym potem). Wziąłeś na siebie odpowiedzialność za takie pojęcia budujące ludową tożsamość, jak chłop, ziemianin, gospodarz, rola, plon, chrześcijanin, patriota, powstaniec, leśni, agraryzm, samorząd, wzajemnictwo, gromadnictwo, spółdzielczość, wieś, gmina, powiat, nowoczesne gospodarowanie, itd., itp. To pod Twoją pieczą są one teraz redagowane. Wziąłeś na siebie odpowiedzialność za dolę kilkudziesięciu tzw. auxiliares, czyli organizacji pomocniczych: ochotnicze straże pożarne, koła gospodyń wiejskich, grupy producenckie, zespoły folklorystyczne, twórczość „cepeliadowa”, Zielony Sztandar i inne czasopisma,  ZMW, FML, kluby i świetlice wiejskie (tradycja karczmy niestety umarła), muzea, wydawnictwa ludowe LZS, tradycja Samopomocy Chłopskiej i Gromady oraz bankowości spółdzielczej, itd., itp. Wziąłeś na siebie odpowiedzialność za to, by GOSPODARZ – kluczowy „element socjologiczny” polskiej prowincji – znalazł sobie nowe, godne miejsce w rzeczywistości pokiereszowanej przez Transformację. O losie wiosek i społeczności po-PGR-owskiej nie mówię, bo „temat wymiera” samoistnie.

Największa odpowiedzialność, jaka na Tobie – moim zdaniem – ciąży (w pełnym znaczeniu słowa „ciążyć”) – jest odrestaurowanie ciągłości przedwojennego ruchu ludowego (z jego formacjami tuż-powojennymi). Pod korzec schowana jest sprawa podjęcia takiej próby po 1989 roku. Nad dzisiejszym PSL cieniem kładzie się sprawa Romana Bartoszcze, który miał pełnić rolę takiego łącznika, ale – mówiąc najoględniej – „nie wyszło”.

Choć rozmawialiśmy stosunkowo często o różnych sprawach, zanim się zatrzasnąłeś na szczytach – o tym nie rozmawialiśmy. Nie czuję się aż takim znawcą historii ruchu ludowego, choć – znasz mnie – lubię czytać, słuchać, poznawać. Ale Twoja „trójpolówka”, z którą na ustach i w sercu zostałeś szefem PSL – dawała szansę na takie rozwiązanie, które jednoznacznie i ostatecznie odtworzyłoby ciągłość ruchu ludowego. Jestem nadal zwolennikiem poglądu (choć jest już „po herbacie”), że należało Waldemarowi pozostawić cały ten obszar rządowy, z jego interesami, które i tak są dziś poza Twoją kontrolą (powtarzam: poza Twoją kontrolą), należało pozostawić wyjadaczom parlamentarnym sprawy gry politycznej z innymi ugrupowaniami (skupić ich np. w Radzie Naczelnej albo uruchomić specjalne ludowe kolegium samorządowe), że należało uruchomić – bardziej lub mniej otwartą – refleksję nad tożsamością PSL i auxiliares, nad zbiorem środowisk będących żywotną siłą ruchu ludowego, nad stosunkiem ruchu ludowego do procesów dokonywanych w Polsce (deklarowałeś, że taka właśnie robota Ciebie interesuje jako Prezesa).

Jeśli mam być szczery, to nadal mam szeroko otwartą gębę ze zdumienia, jak łatwo wytrącono Ci z ręki Twoją podstawową wartość: pozycję i wizerunek nieskażonego geszeftami analityka dysponującego pomysłem na „nowe otwarcie” ruchu ludowego. Może „tam” ma miejsce gra, o której nikt nie ma pojęcia, zanim się „tam” nie dostanie? Wchodząc do Rządu stałeś się zakładnikiem operacyjnej bieżączki, na którą nie masz żadnego wpływu (powtarzam: nie masz żadnego wpływu), a którą firmujesz. Do tego nadal pielęgnujesz rolę internetowego "brat-łata", co Cię angażuje ponad potrzebę. „Poza protokołem” dodam, że moim zdaniem łatwo było przewidzieć zarówno „przestawienie wajchy” mainstreamowych mediów (dziś używają sobie na rządzie i rządowych sprawach), jak też coś, co dopiero nastąpi: rekonstrukcję sceny politycznej Polski. Skoro więc przewidywałeś – co tam robisz? Wallenrodyzujesz?

Z szumnych zapowiedzi Instytutu im. Macieja Rataja – jak na razie widzę rachityczne próby organizowania debat, korzystające ze wsparcia, które w sporcie nazwanoby „niedozwolonym”. Daje mi to prawo do zastanawiania się, co Janusz Piechociński wniesie takiego do historii ruchu ludowego i do historii Polski, co go uczyni zapamiętanym. Wiesz co? Chyba jeszcze będę się musiał jakiś czas zastanawiać, bo wszystko, co Cię wyniosło na szczyt – schowałeś póki co za pazuchę, a może nawet zostawiłeś gdzieś na zapleczu i nie odnajdziesz długo…

A teraz o tym, co wcześniej nazwałem Pewnie Coś Jeszcze. Jest dla mnie oczywiste, że konieczna jest przebudowa formacji ludowej (nie tylko Stronnictwa) w taki sposób, by odnalazła się ona „z zyskiem” zarówno w grzęznącej w topieli „zielonej wyspie”, jak też w procesach „europeizacji”. Należysz do grupy 5-10 osób, które mogą mieć na to rzeczywisty wpływ. Nie bierz tego jako podpowiedź, ale widzę w tej grupie tych, których pozostawił po sobie Andrzej Lepper, widzę ich też w „echu”, jakie zostało po SKL czy PL. Dość słabą stroną ruchu ludowego jest dziś to, co w naszej części globu rozumie się jako warstwa inteligencji: dużo jest tu inteligentów „w pierwszym pokoleniu”, mało zaś tradycji, nosicielstwa etosów, pamięci historycznej. Stosunkowo mało, niech się ci zacni ludzie nie obrażają.

Nie wiem czemu o tym piszę, ale poszukiwanie sojuszników politycznych drogą „inżynierii politycznej”, kaptowania figur i środowisk – wydaje się krótkowzroczne i krótkonożne. Nie będę rozwijał.

Januszu!

Moja osobista tożsamość – co sam zauważyłeś przed kilku laty – zmierza po „wektorze apostazji” wobec ruchu ludowego. Mimo pochodzenia. Z podlęborskiej wioski przeprowadziłem się do miasteczka jako 14-latek, a już jako 18-latek wylądowałem w celach edukacyjnych w Warszawie i snuję się po „warszawce” do dziś, bez szczególnych fajerwerków, nie znajdując dobrego zakotwiczenia. Nie jestem spadkobiercą gospodarstwa czy biznesu rolniczego. Przesiąknąłem problemami, które w 1975 były dla mnie nowe i obce, a dziś mnie jakoś tam „znakują”. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie zostałem dobrze przyjęty na Grzybowskiej, choć dawałem z siebie wszystko.

Masz rację, jeśli komentujesz sobie w duchu, że przemawia przeze mnie zgorzkniałość i frustracja. Ale – staram się być uczciwy w ocenie – zajmują mi one 20-30% uwagi, resztę zajmuje mi to co zawsze: refleksja, która jest chłodna co do faktów i procesów, ale pełna jest emocji wywoływanych złem, patologią i niesprawiedliwością.

Mam nadzieję, że wobec nadchodzących przesileń odnajdziesz się takim, za jakiego mam Ciebie od zawsze. Życzę powodzenia.

Jasiek Herman

 

PS 1:

W mojej całkiem prywatnej ocenie o rzeczywistej Twojej niezłomnej woli przemian w ruchu ludowym przekonałaby mnie informacja taka jak np.: NKW PSL postanowił odbudować redakcję i przywrócić znaczenie tygodnikowi „Wieści”.

PS 2:

Ty to wiesz, ale Czytelnicy nie wiedzą, więc śpieszę wyjaśnić: mam awersję do działalności partyjnej rozumianej jako bieżąca gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko. Czytając powyższy list warto rozumieć, że nie zawiera on „lokowania produktu”.