Jak Reinhard Karla naprowadzał

2018-05-05 07:48

 

/nie wszystko będzie zrozumiałe po pierwszym czytaniu/

Będę cytował swoje własne notki, prawie nic nie dokładając. Pretekstem dla tego co poniżej jest wizyta europejskiego (unijnego) prominenta w Trewirze (Trier, Trèves, Tréier, łac. Augusta Treverorum), i to nie dla uczczenia wielowiekowości tego miasta sięgającej czasów rzymskich, ale w 200 rocznicę związaną z Karolem Marksem, tam urodzonym. Właściwie pretekstem jest zdumienie w tej sprawie, jakie powiało przez Rzeczpospolitą.

Chciałbym okres „do matury” spędzić pośród pamiątek po Imperium Romanum, za ojca mieć przechrztę (z judaizmu na luteranizm), za nauczycieli gimnazjalnych – ludzi o umysłach otwartych. Nie, nie narzekam na swoje dzieciństwo czy młodość (też barwne), po prostu gdybym mógł do nich dołożyć Trewir z czasów młodego Karla – czułbym się jeszcze bogatszy.

Karlowi Marksowi przyszło obcować z ludźmi w większości słabszymi (był towarzyskim i intelektualnym basiorem), ale napotkał np. takiego człowieka jak F. Engels (z zamiłowania filozof dziejów i naprawiacz świata) albo koncepty gospodarcze F. Quesnay’a przedłużone przez A. Smitha. W obu przypadkach miał niewątpliwie pozycję „terminatora”, co wyzwalało w nim „odwrotność zniechęcenia”, pobudzało do osobliwej rywalizacji, samo-nauki.

Licytując  z Engelsem stworzył koncept „walki klas” oparty na założeniu antagonizmu praca-kapitał (twórczość społecznie użyteczna pod butem gry o tytuły do dochodu). Licytując z Quesnay’em i Smithem stworzył równania reprodukcji gospodarczej (prawa i obowiązki ustrojowe w kleszczach między konsumpcją a inwestycją).

Te dwa koncepty uczyniły Karola Marksa – postacią historyczną. Stał się wziętym ideologiem radykalnego skrzydła europejskiej lewicy. Przypomnijmy, skąd wzięła się lewica. Podkreślając, że jest to produkt myśli europejskiej, który trudno byłoby wymyśleć w Arabii, Indiach, Arabii, Chinach, Afryce, gdzie wyobrażenia o człowieku, społeczeństwie czy Państwie są kulturowo, a nawet cywilizacyjnie odmienne od tych zrodzonych w Helladzie, Romanii, Galii, Brytanii, Germanii.

 

*             *             *

Lewica europejska zrodziła się jako „poprawka” polityczna do procesu wypierania monarchii-feudalizmu przez kapitał-mieszczaństwo. Cztery francuskie odsłony  (spazmy rewolucyjne), znaczone mikstem konserwatywno-liberalno-lewicowym (odpowiednio: Fraternité-Liberté-Égalité) – to długi ciąg intelektualnego i społecznego dojrzewania do odkurzonych helleńskich racji demokratycznych (obywatel, samorządność, emancypacja, samorozwój, sprawiedliwość ekonomiczna, służebne państwo). I wszystko na nic, kiedy po nawałnicy pierwszo-wojennej te na nowo wypolerowane racje wzięli w swoje władanie Lenin-Stalin, potem Mao, dyktatorzy arabscy, koreański, wietnamski, kubański, bałkański, na koniec kampuczański czy wenezuelski.

Lewica zatem udała się po rozum do głowy – do źródeł, do Europy, i w latach 60-tych XX wieku umyśliła rozmaite koncepty filozoficzno-społeczne, znane jako intelektualny ruch Nowej Lewicy, z drugiej połowy XX stulecia. Na powrót roztrząsano pojęcia elementarne, które sobie przyswajał „wróg”: np. nurt liberalny wykreował Ordoliberalizm i Soziale Marktwirtschaft. Na przekór i nie bez szyderstwa nurt konserwatywny owocował pakietem encyklik dających się ująć w Społeczną Naukę Kościoła aż po „Das Kapital. Ein Plädoyer für den Menschen” arcybiskupa Reinharda Marx’a, a dziś – po wizerunkowe “lewactwo” Franciszka, sięgającego np. po „świętego komunistę”, Oscara Romero.

 

*             *             *

Ποταμοῖσι τοῖσιν αὐτοῖσιν ἐμβαίνουσιν, ἕτερα καὶ ἕτερα ὕδατα ἐπιρρεῖ - raczył się wyrazić Heraklit. Do tej samej rzeki, powiadają do dziś, nie wchodzi się po dwakroć – pewnikiem teraz ze względów higienicznych. No ale jeżeli rzeka włóczy się po nijakiej równinie meandrami, a sama równina aż ugina się od koczowników?

Książkę abp Reinharda Marx’a (Kapitał) przeczytałem „na gorąco”, kiedy ukazało się jej polskie tłumaczenie (oryginał niemiecki ma już 10 lat i jakoś nie porwał Europejczyków). Tak zwane pierwsze wrażenie było następujące: może jednak da się uniknąć rewolucji (zniesienia jednego ustroju, budowania od nowa innego), jeśli inaczej spojrzy się na „antagonizm” między Pracą a Kapitałem…?

Wystarczy – sygnalizuje arcybiskup – proces tworzenia nowych dóbr, wartości i możliwości postrzegać jako dzieło wspólne, a w konsekwencji uznać równorzędność współtwórców dzieła zarówno w zarządzaniu procesem, jak też w decyzjach dotyczących zagospodarowania efektów. Oczywiście, nie byłby arcybiskupem, gdyby w to wszystko nie wpasował Opatrzności, ale cóż on innego wymyślił, jak nie dobrosąsiedztwo, wzajemniczość, składkowość, pomocniczość, spójnie?

To by oznaczało, że Reinhard zwraca się do „karolistów”: zamiast apologetyki komunistycznej sięgnijcie po te same lektury, po które sięgał Karol i spróbujcie własnej nad nimi refleksji, bogatsi o doświadczenia, które nie były dane Karolowi. Może nie rewolucja, a inna przebudowa się wam wykluje. Bo przebudowa – tu zgoda – jest światu niezbędna. Moralna na początek, ale to tylko wstęp…

 

*             *             *

Czy ktoś jeszcze pamięta ożywioną dyplomację amerykańsko-europejsko-rosyjsko-watykańską, zanim „upadł” Mur?

No to podpowiadam: Macron jeszcze nie uprał skarpet po Waszyngtonie, a już się sposobi do Sancta Sedes. Podobnie jak Putin. Tylko czekać, jak – sięgając po tradycję wyprawy Giovanniego da Pian del Caprine i Benedykta Polaka – będziemy obserwować cywilizacyjną korespondencję Zachodu z Orientem.

 

*             *             *

Żywioł z pretensjami do lewicowości, rozbijający swoje koczowiska w rozmaitych zakamarkach (mieszkalnictwo, zatrudnienie, prawa rozrodcze, sprawy dyskryminacji wszelakich, stosunek do Kraju Rad) warto zaczepiać w “sedno”. Liberté, Égalité, Fraternité, ou la Mort? Samorządność i spółdzielczość? Alternatywa ustrojowa? Wątpię. Raczej zajawka pod pragnienia wyborcze. Zgaduj-zgadula: co kupi uciemiężona większość. Po kilku „spalonych” podejściach wyborczych koczownicy-plecakowicze ruszą dalej. Bo „wsad lewicowy” z tych plecaków sypie się niczym w tym wierszyku Tuwima o Grzesiu: Idzie Grześ przez wieś, worek piasku niesie, a przez dziurkę piasek ciurkiem sypie się za Grzesiem.