Historia, Los i pułapki

2012-09-01 19:20

 

/uwaga, tekst dla amatorów rebusów/

 

Obchodzimy rocznicę wybuchu II wojny (jakoś tak półgębkiem) i rocznicę porozumień sierpniowych (nieco z zażenowaniem). Chcę zabrać głos, ale inaczej, zwłaszcza że słowo „obchodzimy” sugeruje, że nas- w masie – coś w ogóle obchodzi.

 

Pamiętam wypracowanie, jakie pisałem w „ogólniaku” na temat, podany mniej-więcej następująco: „Rola wybitnych jednostek w kształtowaniu dziejów świata”. Byłem wtedy o niebo mądrzejszy niż dziś, zatem pisałem o pewnych procesach, o kulach śniegowych Historii, które – dobre czy złe, mniejsza o to – toczą się na oczach bezsilnych obserwatorów (mas społecznych), a genialność niektórych polega na tym, że w czasie lawiny znajdują się w miejscach, z których ich nie porwie to co ryzykowne (widzą z bliska, ale nie wkładają głowy w imadło), w wyniku czego po przejściu nawałnicy są najbliżej, mogą działać korzystając z prawa pierwszeństwa, zanim inni otrząsną się i dołączą. Na tym polega wybitność.

 

Wspomniałem też wtedy o Herostratosie, który jest jednym z tych, którzy źle wykorzystują szansę wywołania zawieruchy. Wspomniałem też o Czyngis Chanie, Aleksandrze, Leninie, którzy pełnili w Historii – w swoich przestrzeniach – podwójną rolę: herostratosów i zarazem „gospodarzy schedy po wydarzeniach”.

 

Oczywiście, formułowałem to językiem szesnastolatka, żyjącego w PRL u progu lat siedemdziesiątych. A i tak dostałem piątkę, choć nie ja jeden.

 

Przełom sierpnia i września – to w ostatnich dziesięcioleciach okresy ważne, niemal tak jak okres świąt wielkanocnych czy bożonarodzeniowych. Wydarzenia sierpniowo-wrześniowe obaliły mit o tym, że suwerenność państwowa jest w pełni zależna od tego, co sobie myśli na ten temat Naród (bardziej liczy się zdanie mocarstw globalnych): mowa tu zarówno o II wojnie światowej jak też o fenomenie Solidarności.

 

Moje dzisiejsze wypracowanie musi – tak czuję – pokrążyć wokół myśli: wybitne jednostki trafiają się losowo wszędzie, ale tylko wtedy, kiedy znajdą się w pobliżu oka cyklonu – ich wybitność ma szansę uzyskać sławę (celebrycką?): tę niekiedy dopiero kojarzy się z wybitnością, a przecież iluż wybitnych zmarło w zapomnieniu, ba, bez jednego dnia sławy?

 

Jednostką wybitną – gdyby mnie zapytano – nazwałbym na przykład osobę ponadprzeciętnie rozgarniętą, raczej pozbawioną wad pospolitych, niemałostkową, mającą odwagę zapomnieć o sobie w chwilach przetaczania się historycznych lawin. No, niechby jednak miał w sobie „to coś”, co każe oprzeć na nim oko w tłumie.

 

Takich osób jest – biorę szacunkowo „z kapelusza” – nawet 10% populacji. A jednak tylko kilkanaście osób w każdym pokoleniu trafia na karty Historii Polski, (choć do Wikipedii trafia ich więcej). Przypuszczać więc należy, że albo przypadkowo (pechowo), albo na skutek świadomego „wyciszania”, większość osób wybitnych. Więcej: znane są przypadki osób niewybitnych, które zostały wyniesione przez los na piedestał. Powstrzymam się od nazwisk, bo nie o awanturki polityczne mi chodzi.

 

Doświadczenie własne, jeśli okroić go o emocje osobiste, każe mi wnioskować: Historia pospołu z Losem wynosi na szczyty i zapisuje w annałach przeważnie osoby, które po osiągnięciu statusu „wybitny” jakoś tracą swoją wybitność, poza wyjątkami. Przede wszystkim zaś skupiają się na tym, by głos osób rzeczywiście wybitnych został skutecznie wyciszony. W tym sensie moje wypracowanie na temat „Rola wybitnych jednostek w kształtowaniu dziejów świata” dziś byłoby opisem niezawinionych porażek niekłamanych POSTACI, którym nie dane było przewodzić – bo przywództwo ukradli im podli małysze.