Grzegorz Michał Bierecki – kapitalista spółdzielczy

2013-12-10 17:05

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

 

Encyklopedia Britannica podaje następującą definicję związku kredytowego („credit union”): [...] „spółdzielnia kredytowa utworzona przez zorganizowaną grupę ludzi połączonych ze sobą wspólną więzią, którzy wspólnie gromadzą oszczędności i udzielają sobie wzajemnie pożyczek po niskim koszcie. Pożyczki te są zwykle krótkoterminowymi pożyczkami konsumenckimi, głównie na samochody, na prowadzenie gospodarstwa domowego, na leczenie, na nagłe, nieprzewidziane potrzeby” [...]. W rozumieniu prawa SKOK nie jest bankiem. Jednocześnie, w odróżnieniu od instytucji parabankowych, SKOK-i działają w oparciu o stworzone dla nich regulacje prawne. Podstawą prawną funkcjonowania SKOK-ów jest ustawa o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych z dnia 5 listopada 2009 r. Od października 2012 roku objęte zostały również nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego[1].

W 2012 roku Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe obsługiwały około 2,5 mln członków, którzy powierzyli im ok. 15 mld zł depozytów.

Chyba po kilkudziesięciu latach zajmowania się gospodarką i ekonomią w różnych rolach – coś na temat bankowości powinienem wiedzieć. Martwi mnie tylko, że to co ja wiem (uważam że wiem) trochę się rozeszło z tym, co wiedzą inni, uznawani za specjalistów w branży.

Odróżniam od siebie – zdecydowanie – trzy „kultury bankowości”:

Bankowość przyjazna – to oczywisty i naturalny wyraz cywilizacyjnego rozwoju, dojrzewania procesów gospodarczych. Na ścieżce rozwoju fenomenu kapitału[2] mamy kilka „kamieni milowych”: najprostszą postacią kapitału jest ludzka, osobnicza, przyrodzona gotowość do pracy (ten kapitał uruchamiany jest w drodze zatrudnienia, zaangażowania do pracy), potem mamy kapitał techniczny (narzędzia, urządzenia, maszyny, obiekty), technologiczny (efektywne kombinacje-zestawy elementów kapitału technicznego), organizacyjny (efektywne algorytmy, procedury, standardy, normy), finansowy (rozwiązania tezauryzujące i eksploatujące majątki i fundusze oraz udrożniające zasoby pieniężne i papiery wartościowe), na koniec kapitał polityczny (optymalizujący społecznie alokacje „niższych” postaci kapitału). Bankowość przyjazna zagnieżdżona jest w obszarze kapitału finansowego. Błąd (albo cynizm) apostołów kapitału finansowego polega na tym, że nie stawiają oni bankowości żadnego warunku społecznego (co najwyżej jakieś napuszone kodeksy etyczne), a jest oczywiste, że rola banków (i całego kapitału finansowego, np. ubezpieczeń, gwarancji) zaczyna się wtedy, kiedy poprzez nasycenie wyczerpią się możliwości rozwojowe technologii, a wyrosły na tym kapitał organizacyjny zbliża się również do stanu efektywnego nasycenia. W każdym innym stadium rozwoju gospodarczego bankowość nieuchronnie ugnie się przed ludzkimi skłonnościami do rozwiązań patologicznych;

Bankowość łupieska – to taka, która funkcjonuje w rzeczywistości niedojrzałej gospodarczo do zainstalowania się bankowości przyjaznej. Łatwo to wyjaśnić: bank jest instytucją podwyższonego zaufania społecznego, instytucją powierniczą, istnieje i funkcjonuje tylko dlatego, że szara ludność i przedsiębiorcy pozostawiają w bankach swoje oszczędności i cenności, a z drugiej strony istnieje ich zapotrzebowanie na pożyczki i kredyty oraz innego rodzaju wsparcie płynności[3]. Kiedy gospodarka jest nasycona kapitałem technologicznym i organizacyjnym, to jej dojrzałość oparta jest również na świadomym, rozumiejącym podejściu konsumentów i przedsiębiorców do (służebnej) roli bankowości, ma miejsce odruchowa, obywatelska kontrola społeczna poczynań w obszarze finansów. Kiedy jednak jest inaczej – właściciele i menedżerowie funkcjonujący w tym obszarze dość łatwo dochodzą do wniosku, że „zwykła różnica procentowa” daje zbyt małe, nie satysfakcjonujące nadwyżki, stąd zatrudnia się fachowców od inżynierii prawno-finansowej i preparuje się Więcierze Mętne[4], zastawiane na nieświadomych niczego, ufnych konsumentów i przedsiębiorców. „Zaleceniem” dla tych, którzy chcą „rozwijać” bankowość łupieską w jakimś kraju czy regionie jest: odsącz ten kraj ze zdolności technologicznych (niech będzie tylko echem obcych „inwestycji”, np. montażowni, konfekcji, spedycji, dystrybucji), a w ludziach rozwiń konsumpcyjną pożądliwość, by wiecznie mieli „zbyt mało” gotówki. Taki „rynek” jest bezbronny wobec bankowości łupieskiej, nieświadomy zagrożeń, naiwnie ufny.

Bankowość makromastyczna (mastobankowość) – to taki rodzaj bankowości, który w ogóle nie zawraca sobie głowy wskaźnikami rentowności. Buduje swoją potęgę komasując „fundusze”, a nie poprzez dostarczanie różnorodnej oferty usługowej w postaci wciąż atrakcyjniejszych „produktów”. Pojęcie „funduszu” dominowało w gospodarkach typu rosyjskiego, mających ścisłe powiązania z ZSRR: świat buchalterii w takiej gospodarce zna niezliczone fundusze: fundusz ziemi, fundusz leśny, fundusz pracy, fundusz mieszkaniowy, fundusz socjalny, fundusz wczasowy, fundusz nagród, fundusz energetyczny, fundusz węglowy, fundusz rolny, fundusz emerytalny, fundusz zdrowia, fundusz kultury, itd., itp.[5] W obszarze bankowości makromastycznej wyłączone są wszelkie związki funduszy z rynkiem rozumianym jako forum równoprawnej rywalizacji różnorodnych podmiotów dla końcowego efektu w postaci dobra powszechnego. Np. w gospodarce ukraińskiej działa mechanizm „komasowania” funduszy w jej części oligarchicznej i części nomenklaturowej (część zajmowana przez drobnych przedsiębiorców i konsumentów jest satelicka, kliencka, uzależniona, bezbronna ekonomicznie). Działa tu zasada „duży może więcej”: im poważniejsze fundusze reprezentujesz – tym lepszy masz dostęp do korzystnych transakcji i do przejęcia dalszych funduszy. Wbrew pozorom gospodarka „zachodnia” nie jest wolna od mastobankowości, czego dowodzi choćby chroniczny kryzys finansowy USA i sposoby jego „zapudrowywania”.

Grzegorz Bierecki jest najbardziej znanym i najpotężniejszym w Polsce jawnym „operatorem” instytucji zrodzonej dla Więcierzy Mętnych, znanej pod nawą SKOK. Specjaliści i prawnicy „nie mogą” dojść rzeczy najprostszej: czy sieć SKOK-ów ma charakter „parabankowy”[6] (cokolwiek to znaczy), czy jest siecią wzajemniczą[7] (sądząc ze spółdzielczej formuły prawnej), czy też jest po prostu bankiem (w rozumieniu bankowości makromastycznej). „Bezradność” środowisk prawniczych i politycznych w tej sprawie mówi wiele o (nie)dojrzałości polskiej gospodarki do aplikowania kapitału finansowego w ogóle (w moim przekonaniu w 1989 roku nasza świadomość w tej sprawie była nieco większa, choć nie znaliśmy całej tej „inżynierii finansowej”).

Autorskim wkładem Grzegorza Biereckiego do polskiej gospodarki jest „spółdzielczość mecenacka”. Najlepiej da się wyjaśnić to pojęcie przywołując postać Stanisława Staszica, który założył Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie: mało „kumatym” ludziom gminnym Staszic zaoferował kolektywną samorządną działalność gospodarczą, prowadzona zrazu pod jego kuratelą, a potem już „samotrzeć”. W interes ten weszło 9 wsi - Białoskóry, Brodzica, Busieniec, Czerniczyn, Drohiczany, Dziekanów (stolica), Jarosławiec, Putnowice Górne i Szpikołosy, a także przedmieścia Hrubieszowa – Pobereżany, Podzamcze i Wójtostwo. Objęte „projektem” tereny miały powierzchnię 6 000 hektarów (ok. 12 000 morgów), a zamieszkiwało je 4 000 mieszkańców (kontrakt o założeniu Towarzystwa podpisało 329 gospodarzy)[8]. Własnością TRH były 3 młyny, 2 stawy, tartak, cegielnia, kuźnia, folusze[9], browar, wytwórnia wódek i innych trunków w Hrubieszowie oraz karczmy w siedmiu wsiach. Przedsiębiorstwa te były wydzierżawiane na drodze licytacji. Z zysków dzierżawczych mieszkańcy zostali zobowiązani do prowadzenia szkół, kształcenia zdolniejszej młodzieży na poziomie wyższym niż podstawowy, prowadzenia szpitala, opieki nad sierotami i starcami. Zorganizowano też własną instytucję ubezpieczenia mienia i budynków, a także opracowano odrębne przepisy budowlane. Towarzystwo miało również swój bank pożyczkowy, udzielając kredytów m.in. na budowę murowanych domów.

Bierecki Staszicem raczej nie jest, i powiedziane to jest eufemistycznie. Nie jest też ani następcą Franza Hermanna Schulze-Delitzscha czy Friedricha Wilhelma Raiffeisena, ani Franciszka Stefczyka, koncyliarysty Jana z Kęt (Jana Kantego), uczonego duchownego Mikołaja Kopernika, Zygmunta Chmielewskiego[10] i innych szlachetnych oraz dobrych postaci, choć ich imię przywołuje.

Bierecki ukręcił lody rozpostarte między bankowością łupieską a bankowością makromastyczną. Użył do tego podstępnie narzędzia „spółdzielczości mecenackiej”, ale nie opieka nad pączkująca samopomocą przyświeca Biereckiemu, tylko snuje on pajęczynę niezliczonych, sprawiających chaos powiązań, wobec których ofiary więcierzy mętnych (a jakże, preparowanych fachowo w SKOK) są bezbronne. Formuła spółdzielczości towarzysząca SKOK (właściwie „używana” przez SKOK) jest jedną z najbardziej spektakularnych ściem: znane polskiemu doświadczeniu sobiepaństwo prezesów dużych spółdzielni mieszkaniowych to przy Biereckim „pan pikuś” (patrz choćby: https://www.skok.pl/kontakt/placowki-i-bankomaty/wyniki-wyszukiwania). Spółdzielca – nierzadko wbrew sobie, bo przystępuje pod presją agenta „załatwiającego” pożyczkę) – nie ma nic w tej twierdzy samorządności do powiedzenia.

Nie jest niczym nadzwyczajnym taki oto sposób zawierania „umowy pożyczkowej”: wchodzimy do mieszkania prywatnego w Siedlcach, do którego zaprosił nas agent pożyczkowy. Podpisujemy umowę na druku jednego z „miliona” SKOK-ów z siedzibą w Gdyni, filia z Białej Podlaskiej. W razie czego partnerem do sporów jest kancelaria z Nowego Sącza. Oczywiście, korzystamy z „szansy” na „lepsze warunki” umowy i przystępujemy do SKOK Stefczyka, albo Chmielewskiego, albo „bezimiennego” z siedzibą w jakiejś bliżej nam nieznanej miejscowości. Nie mamy pojęcia – bo i skąd, prosty prowizyjny agent nam przecież nie powie, może sam nie wie – że podpisaliśmy dokument zawierający co najmniej jeden więcierz mętny.

Jak wszędzie, gdzie panuje rwactwo dojutrkowe (udające rzeczywistą przedsiębiorczość) – podczas takiego spotkania mamy do czynienia z dwoma sprzecznymi wyobrażeniami o zawieranej umowie: pożyczkobiorca ma wrażenie, że przyjął pieniądze i zobowiązał się do regularnej spłaty. Prowizyjny agent zaś ma w nosie całe „wnętrze” umowy, osiąga cel w postaci podpisu klienta przynoszącego agentowi korzyść prowizyjną. Te cele najczęściej są rozbieżne, nie tylko w SKOK.

Pajacowatość Biereckiego – który przy okazji robi karierę w międzynarodówce pożyczkodajni i karierę polityczną w Polsce – polega na tym, że upierzając się niczym dobroczyńca prostego ludu kradnie szarym ludziom ich skłonność do wzajemnictwa, samopomocy i spółdzielczości, wymachuje marketingowo szlachetnymi nazwiskami – a w rzeczywistości uruchomił konglomerat nie dający się uchwycić obserwatorom i uczestnikom, zajęty rwactwem dojutrkowym i komasowaniem milionów ludzi i miliardów złotówek w pozarynkowy FUNDUSZ, nie będący ani bankiem, ani parabankiem.

I parlamentarzyści „dają się” na to nabierać, nie mówiąc już o prostym ludzie.

Forest Gump PL

 



[2] Kapitał definiuję jako „tytuł do dochodu” i odróżniam go od majątku czy funduszu;

[3] Istnieją bariery dotyczące założenia banku oraz niektórych aspektów jego funkcjonowania, jednak istota bankowości opiera się na profesjonalnym gospodarowaniu różnicą między procentami wypłacanymi dawcom składającym pieniądz w banku – a procentami uzyskanymi za udostępnienie tych właśnie złożonych zasobów pieniężnych podmiotom potrzebującym płynności;

[4] Więcierzem Mętnym nazywam „preparat” finansowo-prawny, „wciskany” do podpisu bez dyskusji (wie pan, taki mamy wzór umowy) przyszłym ofiarom, a esencją tego preparatu są zapisy dotyczące terminów, opłat ubocznych, kar, procedur, algorytmów – wygodnych dla strony „wspomagającej” klienta gotówką. Niemal „klasyką” tego gatunku są zapisy o możliwości natychmiastowego zerwania umowy z klientem z błahej przyczyny, pod byle jakim pretekstem, a samo zerwanie „z winy klienta” obciążone jest horrendalnymi opłatami na jego niekorzyść, dodatkowo pozwala wszcząć łatwą windykację na wynagrodzeniach, majątku, a nawet zezwala na odmówienie ostatniej raty kredytu inwestycyjnego i przejęcie niemal ukończonego obiektu, sieci, systemu, rynku, bazy danych. Polski wymiar sprawiedliwości czynnie wspiera preparowanie długów w takiej formie (łatwe doprowadzanie do tytułu wykonawczego egzekucji, stronniczość na rzecz „przemysłu windykacyjnego”, itd., itp.), natomiast jest „bezradny” wobec ewidentnych praktyk polegających na z góry przygotowanej „fali przestępstw więcierzowych” topiącej konsumentów i przedsiębiorców;

[5] Jedyną polską książkę poważnie i celnie traktującą o tym – niedocenianym przez teoretyków – aspekcie gospodarki nierynkowej przeczytałem ze 30 lat temu, autorem jest pracujący nadal w Częstochowie Prof. Andrzej Pluta. Tytułu nie pamiętam;

[6] Za Pedią: Pojęcie parabanków nie jest precyzyjnie określone, choć stanowi przedmiot regulacji w wielu krajach. Według niektórych szerszych definicji do parabanków zaliczane są również wszelkie instytucje finansowe świadczące usługi zbliżone do usług bankowych, działające na podstawie ustaw szczególnych, oraz niepodlegające licencjonowaniu i nadzorowi bankowemu, jak np.: pracownicze kasy zapomogowo-pożyczkowe, towarzystwa ubezpieczeniowe, instytucje pośrednictwa kredytowego, leasingowe, faktoringowe, a także fundusze inwestycyjne i kantory wymiany walut. Zgodnie z prawem bankowym przyjmowanie wkładów pieniężnych, prowadzenie rachunków bankowych są czynnościami bankowymi sensu stricto, a więc zastrzeżonymi dla banków (jedynym wyjątkiem są spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe). Ze względu na brak nadzoru bankowego, działalność parabanków nie jest objęta nakładanymi przez prawo bankowe wymogami ostrożnościowymi, kapitałowymi, wymogami co do formy prawnej, brak jest gwarancji ochrony środków, jak również brak ochrony tajemnicy bankowej. Parabankami w wąskim tej definicji znaczeniu nie są firmy pożyczkowe, które nie gromadzą depozytów i nie działają w oparciu o środki uzyskane od klientów[4]. Firmy pożyczkowe ze względu na pożyczanie pieniędzy na procent również określane są mianem parabanków;

[7] Wzajemnictwo – to fenomen społeczny oparty na samorządności, samoorganizacji, samopomocy, alternatywny wobec rozwiązań państwowych, zwłaszcza tych zżeranych biurokratyzmem: Kasy Chorych, Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych, Towarzystwa Budownictwa Społecznego, itd., itp.;

[8] Za pedią: Na mocy ustawy Towarzystwa, zamieszkali na jego terenie chłopi zwolnieni zostali z pańszczyzny i otrzymali prawo dziedzicznej własności osad i ziemi, z tym, że wielkość gospodarstw nie mogła przekroczyć 100 morgów. Wszyscy członkowie wspólnoty byli nadto zobowiązani do niesienia pomocy dotkniętym przez klęski żywiołowe współtowarzyszom, w wysokości stosownej do powierzchni użytkowej gospodarstwa;

[9] Folusz – to budynek lub pomieszczenie, w którym mieści się folusz – maszyna do obróbki (folowania) sukna. Warsztat przemysłowy, zajmujący się taką obróbką sukna;

[10] Zygmunt Chmielewski (ur. 5 marca 1873 w Warszawie, zm. 24 kwietnia 1939 w Warszawie) – polski inżynier chemik, działacz spółdzielczy, dyrektor Departamentu Rolnictwa i Dóbr Koronnych (1917), kierownik resortu rolnictwa i dóbr państwowych w 1919.. Od 1896 przez kilkanaście lat działał w PPS. W 1908 podjął współpracę z Centralnym Towarzystwem Rolniczym w Warszawie i Warszawskim Ziemiańskim Towarzystwem Mleczarskim. Od 1916 do 1918 był wiceburmistrzem w Warszawie;