Gra w „pomidor”

2015-10-14 10:01

 

Sabat…

…takie miała mieć imię ta notka, zanim na noc dotarłem do miejsca zakwaterowania. Po drodze jednak – metodą szybkiego czytania – przez godzinę przejrzałem dwie książki:

1.       „Raport gęgaczy” – to trochę prędka w formie i zamaszysta w intencji filipika antypisowska, nawiązująca do gęsi kapitolińskich, które ostrzegły Romę (Mons Capitolinus) przed nocną „wycieczką” wrażych Gallów 390 lat przed Chrystusem – ale też bezpośrednio odwołująca się do utworu wierszem „Cisi i gęgacze” autorstwa Janusza Szpotańskiego (cisi to bezpieka, gęgacze to inteligencja, czasy gomułkowskie);

2.       „Demokracja-Reaktywacja” – to profesjonalnie zredagowany zbiór relacji z dyskusji uzupełniony wypracowaniami naukowców i dziennikarzy oraz ekspertów na temat zagrożeń dla demokracji wkodowanych w nasz polski psycho-mental, ale też w ustrój transformacyjny, z wiele mówiącym podtytułem „debaty o kryzysie demokracji i jej przyszłości”, wydany świeżo przez OMS im. F. Lassalle’a z Wrocławia;

Zanim poszedłem na to pierwsze spotkanie, gdzie pozyskałem pierwszą książkę – miałem ostrzegawczą przygodę w barze Piotruś na Nowym wiecie. Piłem tam sobie moją ulubioną gorącą czekoladę, kiedy przy stolikach młody człowiek podniesionym tonem nagle kazał siwemu emerytowi pić swoje piwo (w rozumieniu: odczep się pan). Wcześniej – jak to przy piwie – między dwoma stolikami nawiązał się dialog o wszystkim i o niczym. Przybrany później stanowczy ton młodego oznaczał, że coś w wypowiedzi starszego pana „nie podpasowało”. Awanturka – powiedziałbym – jakich tysiące dziennie w polskich barach wczesnym popołudniem. Ale w pewnym momencie – bo stary nie dał sobą pomiatać i odpowiedział równie zdecydowanie – młody chwycił telefon, wykręcił numer, podał numer swojej legitymacji poselskiej oraz adres lokalu i zażądał interwencji, domyślam się – policyjnej. Popuściły mi nerwy i powiedziałem coś parlamentarzyście do słuchu, bo w pewnym momencie beształ starego, że zakompleksiony i w ogóle. Ja nie mam kompleksów, zagaiłem, chcesz to mnie zaczepiaj, choć i tak jestem ze dwa razy starszy od ciebie, a nie szarp emerytów po alkoholu. Pouczył mnie młody, że mam się do niego zwracać na „pan” (choć do starego mówił na „ty”) i wyczuwszy w mojej determinacji jakąś groźbę ostrzegł mnie, że 12 lat mam jak nic (w domyśle: za naruszenie czegoś tam poselskiego). No, dorośnij, pacanie, to nie będę ci mówił na „ty” – skwitowałem. Nie umiesz się przy piwie zachować, to nie pij, i nie machaj swoim poselstwem, bo rozmawiasz z tymi, którzy ci to poselstwo fundują. Nie wchodź między ludzi ze swoim tępym prostactwem. Wstydziłbyś się.

Oczywiście, nie zawstydził się. Nie wiem kto to, jego kompani uspokajali go z nabożnym szacunkiem, stary jeszcze mu dopiekał, a ja wypiwszy czekoladę poszedłem na spotkanie.

Byłem nabuzowany stopniem arogancji i zwykłego chamstwa tego Szanownego Pana Posła, który gotów był potraktować policyjnie emeryta za to, że śmiał mu się postawić w barowej „Polaków rozmowie”.

Kiedyś pewien mój bardzo dobry znajomy, podczas jakiejś dyskusji o najważniejszych sprawach świata, przez 20 minut wyjaśniał zebranym, że nikt go do głosu nie dopuszcza. 20 minut furt o tym, że nie może mówić, bo jest blokowany. No, zaćmienia dostał. Czułem jakieś podobieństwo, coś na kształt ślepej frustracji odrzucającej oczywiste fakty…

To samo uczucie miałem słuchając zarówno dwójki autorów, jak też niezbyt licznie zebranych słuchaczy „wieczoru autorskiego” w sprawie „Raportu Gęgaczy”. Połowę obecnych znam osobiście i mam wiele powodów, by ich szanować, a przynajmniej doceniać, pozostałych albo z mediów, albo z takich spotkań. To stara, rasowa inteligencja, choć możliwe, że niektórzy – tak jak ja – są inteligentami w pierwszym pokoleniu.

Świadomie, wiedząc co robię, zgłosiłem się na ten sabat. Jeśli w zapowiedzi ogłasza się podtytuł „Raportu”: o kłamstwach, manipulacjach i prawdziwych zamiarach środowiska PiS – to ja, którego o PiS-owstwo naprawdę trudno posądzać, zaczynam się zastanawiać nad rolą inteligencji w społeczeństwie. Zawsze sądziłem, że jest ona od tego, by redagować i być „nosicielem” społecznych etosów, by być duchowym i intelektualnym przewodnikiem Ludu, może nawet od tego, by dzielić włos na czworo w sytuacjach wydających się oczywistymi – ale przede wszystkim nie jest od tego, by w roli hunwejbina i harcownika stawać po jednej stronie konfliktu politycznego.

Ale przyganiał kocioł garnkowi: sam nie jestem bez grzechu, ujadając na całe gardło w związku z patologiami polskimi, które uważam za nieprzypadkowe, za wkodowane w zaprowadzony system-ustrój, a jeszcze obaczony grzechem pierworodnym „wykiwania” Solidarności u zarania Transformacji.

Kilka razy już o tym donosiłem, ale powtórzę: na jakiś miesiąc przed tym, jak Janusz Piechociński został Prezesem PSL – rozmawiałem z nim w Sejmie kilkadziesiąt minut o moim projekcie rozliczeniowym:

1.       Literalnie potraktować wszystkie transformacyjne „expozesy” Premierów i podsumować ich realizację (z uwzględnieniem tego, co obiektywnie stało na przeszkodzie);

2.       Literalnie potraktować około setki ustaw transformacyjnych, które przygotowane były z myślą przeobrażenia systemu-ustroju – i rozliczyć posłów wedle tego, jak głosowali (wraz z zadaniem pytania, czy i dlaczego nie mogli przewidzieć skutków głosowania);

3.       Literalnie potraktować wszelkie „aferogenne” korekty prawa (mowa tu o setkach wytrychów, takich jak „lub czasopisma”) i dociec, kto, za co i na czyje zlecenie wkręcał te zapisy w ustrój prawny;

Robota gigantyczna, ale moralnie i ustrojowo poważniejsza niż osławiona „lustracja”, która co do meritum okazała się bublem, a narobiła (i nadal robi) wiele szkód (też warto zapytać wnioskodawcę JKM i głównego realizatora AM o okoliczności).

„Raport gęgaczy” wygląda właśnie na tę samą rolę, jaką chciałem nadać swojej robocie „rozliczeniowej”. Mam więc pośrednio jakiś tytuł do zabrania głosu.

Przypomnę, że przygotowali go ludzie, którym (i całemu środowisku) trudno byłoby – i przestrzegam, nie należy – odbierać czy choćby podważać miana inteligenta: otarli się o proces akademicki, mają poczucie poważnej i odpowiedzialnej misji społecznej oraz mają konkretny dorobek stanowiący wkład do życia duchowo-intelektualnego naszego polskiego grajdołka.

A jednak nie pokusili się o zwykłą tabelkę, choćby w aneksie, gdzie zamieściliby – niekoniecznie tak jak to opisuję – oskarżenia PO wobec PiS (z uwzględnieniem protoplastów politycznych) i zarazem oskarżenia wobec PO ze strony PiS czy „indignados”. Niektóre z takich oskarżeń można zestawić „parami”: na przykład i Tusk, i Kaczyński skutecznie odsuwali w niebyt lub do „lochów” osoby stanowiące dla nich personalne zagrożenie polityczne we własnych ugrupowaniach, obaj też długo stawiali na założycielski „zakon kadrowy” (Kongres Liberalno-Demokratyczny i odpowiednio Porozumienie Centrum), obaj brali udział w „nocnych naradach” mających wpływ na losy Kraju. Taką tabelkę sam mogę w pół dnia wyposażyć w 100 pozycji. Pośród tych pozycji – są sprawy pod każdym wymiarem aferalne, których nie brak po obu stronach. Są też „sprawy i sprawki” nie do pary: np. z jednej strony dające się wyłącznie doktrynalnie (lub geszefciarsko) uzasadnić prywatyzacje czy porzucenie sektora uspołecznionego w rolnictwie – z drugiej strony „akcja Olin” albo „afera gruntowa” – obie doprowadzające do upadku Rządu.

Taką tabelkę – dającą choćby posmak inteligenckiej bezstronności – możnaby wtedy z czystym sumieniem podsumować: oto powyżej przedstawiamy listę formułowanych zarzutów, ale w naszej opinii te zarzuty są dęte, a te poważne. Inteligent ma prawo być stronnikiem w walce politycznej, jeśli ma w sobie moralne, sumienne poczucie, że presji i katastrofie poddane są esencjalne, konstytutywne wartości i zasady.

Powiem wprost: bardzo mi się podoba obciążający „formację PiS” opis niegdysiejszego „przesłuchania” urzędującego ministra przez urzędującego prezydenta, bo to było niesmaczne i bez sensu, bardzo mi odpowiada, iż przytoczono dwa lata „czerezwyczajki” uprawianej przez Delfina. Bardzo mi się podoba opis „odzyskiwania mediów” – choć brakuje w tym opisie konstatacji, że taki opis jest aktualny dla każdej formacji rządzącej. Ale na długi passus analizujący statut PiS (faktycznie, wspierający autorytaryzm „osoby prowadzącej”), odpowiadam pytaniem: czy ten statut jest nielegalny? Czy nie zatwierdzono go w sądzie rejestrowym? Czy osoby stanowiące „korpus aktywistów” PiS są tępymi matołami, bezwolnie wciągniętymi w reżim, jaki narzuca ten statut? A przede wszystkim: czy naprawdę Autorzy „Raportu” uważają, że mechanizmy z tego statutu dadzą się wprost przenieść na konstytucyjną rzeczywistość? Jeśli jakiś poseł-idiota w barze Piotruś potrafi wzywac policję na barowego adwersarza, którego wcześniej prowokuje – to czy możliwe jest to samo na poziomie ustrojowo-systemowym? (nota bene – nie wnikam, co to za bałwan z imienia i nazwiska, zwykły frustrat-halabardnik, skoro nie znam jego twarzy z żadnych inicjatyw parlamentarnych). Ja bym bardziej przejmował się tym, co najistotniejsze: PiS i PO zgodnie i w swoim obopólnym interesie od lat podzieliły każdą kampanię wyborczą na warstwę plebiscytową (MY albo ONI), a dopiero w drugiej, „gorszej” warstwie „karasie” i „plankton” polityczny dają konkretne i rzeczywiste możliwości wyboru (patrz: TUTAJ).

Jak to się dzieje, że ludzie rozgarnięci i wykształceni ulegają takiej mega-manipulacji: czyżby działały siły pozaintelektualne?

 

*             *             *

Drugie spotkanie miało miejsce w Zachęcie, którą lubię, bo to miejsce w jakiś sposób święte. Tam pozyskałem drugą książkę.

Ze wstępu do „Demokracja-Reaktywacja” (cytat z prof. Zygmunta Baumana): doświadczamy w tej chwili rozdwojenia naszej sytuacji egzystencjalnej. Z jednej strony są moce uwolnione spod politycznej kontroli, z drugiej polityka cierpiąca na nieustanny deficyt mocy.

Sam dobór autorów świadczy o – udanej – próbie obiektywizmu: Rafał Woś versus Piotr Kuczyński, Rafał Chwedoruk versus Marek Beylin, dalej Bartłomiej Sienkiewicz, Michał Bilewicz, Jacek Raciborski, Janusz Reykowski, Wojciech Orliński – i inni, różniący się, choć podobni w zamiarze opiewania demokracji jako wartości samej w sobie. Ludzie z różnych bajek. A temat jeden, tytułowy.

Przewija się wątek „metafizyczny”: czy konieczne jest łączenie w „synonim” pojęć „rynek” i „demokracja”. Co to jest reputacja w polityce. Jak funkcjonują media w roli „kształtowania opinii publicznej”. Kolaboratywne procesy „korygujące” demokrację. Dialog jako konstytuanta demokracji.

Danuta Waniek cytuje Andrzeja Wasilewskiego (nie wiem kto to) z roku (sic!) 1992: szyderstwa i przeniewierstwa, świadczone odchodzącym, wpisały się w nowy porządek i kształtowały obyczaj warstwy panującej także w stosunkach między sobą. Najpierw wobec przegranych, potem między siebie, a na koniec w cały porządek publiczny wprowadzono zbrutalizowaną grę jako powszechną normę stosunków społecznych. Rzeczywistość rodziła się od razu chora na niezliczoną ilość grupowych ksenofobii, na ugrupowania mniej lub bardziej prawowite, wykazujące się zwalczaniem elementów obcych.

Czytelniku! Przeczytaj powyższy akapit jeszcze raz pamiętając, że słowa te pochodzą z roku 1992, zanim powstał PiS i PO!

Inny cytat: Prof. A. Walicki zauważył, że paradoksalnym skutkiem pokojowego charakteru polskiej rewolucji była wieloletnia krucjata moralna, polegająca na ćwiczeniu się w nienawiści w stosunku do przeciwnika, odrzuceniu dialogu, bojkotowaniu przeciwnika, a nie szkoła wzajemnych ustępstw i budowania konsensusu.

Stwierdził, że przejście od totalitarnej konfrontacji moralnej do demokratycznych reguł gry okazało się dla niektórych zbyt trudne. Mój komentarz: nawet tak poważny zarzut do „klasy politycznej” napotka raczej reakcję „to nie my, to oni”, niż poważny rachunek sumienia, samoocenę.

 

*             *             *

W Polsce masy inteligenckie co najmniej raz musiały się wewnętrznie zmagać z kryzysem polegającym na tym, że twarda rzeczywistość negowała ich życiowy dorobek. To był okres, kiedy – po 1989 roku – przez nasz kraj przetoczyła się fala potępiania w czambuł wszystkiego, co się działo między „Referendum 3xTAK” a Okrągłym Stołem (okraszonym „Magdalenką”). Co trzeźwiejsi nawoływali wtedy „bezrozumnych komunożerców”, by oddali swoje dyplomy i inne zdobycze wystające ponad „komunistyczną” siermiężność. To było nie do wytrzymania, ale – dziś jesteśmy mądrzejsi – miało legitymizować totalne i szokowe przeoranie rzeczywistości gospodarczej i politycznej. Ze skutkiem – jak opisuję w notce „Ludzie to som gupie”, TUTAJ.

Teraz mamy do czynienia z czymś podobnym: budowniczowie III RP nijak nie kupią poglądu, że wszelkie boleści transformacyjne są złem „genetycznym” przemian, i choćby patologie pożerały sedno rzeczywistości – będą mówić o wielkich zdobyczach i jednostkowych wynaturzeniach. Kiedyś brzmiało to „błędy i wypaczenia”. Inteligencja wywodząca się z tzw. opozycji demokratycznej (anty-PRL-owskiej) nie bierze pod uwagę nawet tego, że mogła być oszukana przez „inteligencję zewnętrzną” zręczniejszą od niej.

Do znudzenia powtarzam, więc i tu nie omieszkam: po pierwsze, w każdym żyjącym człowieku Opatrzność do spółki z Naturą umieściła pokłady pasjonarności, czyli naturalnej żywotności ekonomicznej i – u mniejszości – przedsiębiorczości, która daje gospodarczy efekt w postaci Społecznej Puli Dobrobytu, wciąż odnawianej, niezależnie od tego, jak fachowy lub niefachowy rząd dobiera się do Gospodarki, a po drugie, nawet w najbardziej nieludzkim systemie-ustroju państwowym, na każdą opresję ludzka zmyślność znajduje „drugoobiegowe” sposoby, swoistą samopomoc polityczną, która łagodzi patologie i absurdy serwowane przez „klasę polityczną”. Dlatego poczytywanie za sukces czy to Partii, czy to „transformatorom”, że różne parametry, wskaźniki, indeksy rosną i pęcznieją – było bałwochwalstwem zarówno w odniesieniu do PRL, jak też jest obecnie zbędną i niewłaściwą, nieprzyzwoitą adoracją w odniesieniu do III RP: w obu przypadkach Społeczna Pula Dobrobytu nie jest żadną zasługą rządów, przynajmniej nie co do istoty. Za to kiedy widzę, że beneficjentem kolejnego „usprawnienia” gospodarczego i politycznego jest wyłącznie sam „usprawniacz” – to zwyczajnie zalewa mnie krew, bo ów usprawniacz to nie jednostka, ale całe środowisko, czytaj: koteria, kamaryla.

Gospodarcze zatem zasługi „władzy” polegają – najczęściej na świecie – na tym, że nie podstawiają nogi tej naturalnej żywotności i przedsiębiorczości. Można za to i trzeba rozliczać aparat zawiadujący Krajem i Ludnością za TŁO STRATEGICZNE, jakie w gospodarkę, życie codzienne i w Państwo-Politykę wmontowywano i wtedy, i teraz. W czasach PRL podejmowano „udarne” przedsięwzięcia, ciążące na poziomie życia i czyniące go siermiężnym – ale pozostały po nich rozmaite „piramidy”. W czasach III RP przede wszystkim wyburzono wszystkie „piramidy” (dla zasady, z doktrynerstwa, bez potrzeby – to moja opinia), a pozostałość, „części składowe i wyposażenie” oddano w zarząd lub wprost wyprzedano zachodnim „fachowcom od rynku i demokracji”, którzy okazali się szalbierzami i padlinożercami, a nie przyjaciółmi. I w tym procederze zgodnie uczestniczyli polityczni protoplaści zarówno PO, jak też PiS, u zarania Transformacji będący jedną drużyną współtwórców i intelektualnych mocodawców Solidarności (na koniec oszukanej, że nie wspomnę o Samorządnej Rzeczpospolitej” czy 21 postulatach (dziś nieaktualnych co do sformułowań, ale co do zasady – jak najbardziej).

Szanowni autorzy „Raportu gęgaczy” (tekst: TUTAJ): fenomen Tymińskiego (o mało co nie został Prezydentem), a potem Leppera (został Wicepremierem) czy Kukiza (rozmontował głuche myślenie „głową muru nie przebijesz”) nie wziął się z tego, że zręczni kuglarze ogłupili naród, tylko z realnych, opartych na „chłopskim rozumie” albo „ludowej mądrości” obaw o skutki światłych rządów, których ów naród doświadcza(ł). Chyba, że uważacie naród za tak tępy, iż ktokolwiek może mu wmówić tak masowe i tak jednoznaczne postawy negacji zaprowadzanych w Kraju i w Państwie porządków…

W dyskusji nad „Raportem gęgaczy” dominował pomysł, że „demokracja jest nudna”, więc od czasu do czasu naród chce zmian, „żeby się działo”. No, niech Czytelnik sam to sobie skomentuje.

Tytułowa „gra w pomidor” (cokolwiek rzecze i uczyni adwersarz – jest paskudne) chętnie jest wykorzystywana przez mediastów, którzy dobierają sobie „bohaterów audycji” wedle klucza „napuszczania” albo „plecenia trzy po trzy”. Pełne jej są tzw. media społecznościowe Nie przystoi poważnym (tak: poważnym) inteligentom.