Golgota

2010-02-21 00:23

 

EPILOG

/rozpinanie na krzyżu – to sport w Ordynackiej lubiany/

 

Za co?!?

Seminarium mające być poważną prezentacją i dyskusją a nie „spotkaniem z ciekawym człowiekiem” przygotowuje się długo, najlepiej zresztą aby to robił fachowiec. Z prostego powodu: seminarium nie polega na prostym wygłaszaniu i dyskutowaniu poglądów, tylko na dochodzeniu do jakiejś konkluzji, której kierunek zna przed finałem organizator – i tylko on. Inaczej mamy do czynienia z polityką udającą seminarium. W polityce zaś nie chodzi o jakieś sedno, tylko o wymuszenie na innych własnego zdania, aby można było je przekazać mediom i odfajkować w kalendarzu wydarzeń.

Jan Herman organizował długo i fachowo „dzień gospodarczy”, z udziałem wielu lewicowych ugrupowań mających wymieniać się poglądami społeczno-gospodarczymi w atmosferze niemal akademickiej, aby zwieńczyć całodzienną dyskusję spotkaniem z wicepremierem J. Hausnerem. Sam Premier akceptował, a może nawet cieszył się na taką formułę, bo dość miał już czysto politycznych przepychanek. Dawał temu wyraz. Ale „ordynaccy” zlękli się, że „ich” Ministrowi wystawia się do walki politycznych łobuzów, więc spacyfikowali całą imprezę, dopuszczając się nadużyć i prowokacji. Polityczne łobuzy zniosły to z godnością, Ordynacka się ośmieszyła urządzając wiec poparcia zamiast rzeczowej dyskusji, a premier pozbawiony został znakomitej okazji do poważnej merytorycznej dyskusji z adwersarzami politycznymi.

 

Dlaczego?

Jeśli ktoś ma ambicje przeistoczyć swój klub w centrum miasta w miejsce „bywania” ludzi lubiących pracę umysłową i bawiących się słowem i myślą – w dodatku udostępnia swój lokal bezpłatnie na wszelkie takie imprezy – to należy mu tylko przyklasnąć i eksploatować jego życzliwość odpłacając mu tym samym. Bo tak już jest, że niektórzy „komercyjni” lubią pokazywać swoją lepszą, nie-jastrzębią twarz.

Bogdan Kozłowski otworzył podwoje Skarpy dla wszelkich imprez i spotkań Ordynackiej, deklaracje tę podtrzymuje i ponawia, a jednak Ordynacka szerokim łukiem omija Skarpę coraz częściej, jako jedyny powód przytaczając, że nie chce wikłać się w „nabijanie obrotu bufetom” znajdującym się w Skarpie. Co ma piernik do wiatraka, dlaczego Skarpa miałaby zamykać bufety akurat wtedy, kiedy tam są ludzie – tego nie wiadomo. W ten sposób imprezy Ordynackiej goszczą w różnych obiektach całej Warszawy i „nabijają kasę” tym obiektom płacąc za wynajem i catering. A Bogdan Kozłowski nie wykaże się, że jest przedsiębiorcą życzliwym dla Ordynackiej, bo to komuś nie pasuje.

 

Po co?

Jeśli jakaś zaangażowana społecznie grupa osób czy środowisko manifestuje chęć zaopatrzenia się w pakiet ideowy, w zbiór ważnych i wzniosłych myśli, to dobrze byłoby powierzyć to zadanie osobom kompetentnym, na przykład filozofom. Z prostego powodu: filozofowie naoglądali się już różnych idei i ideologii, mają w tym jakieś rozeznanie, potrafią zatem wykluć jakieś wzniosłości z tego, co ich koledzy ze środowiska ubierają w słowa potoczne. I zrobią to kompetentnie.

Lech Witkowski jest filozofem-profesorem, którego środki masowego przekazu uczyniły popularnym jako nosiciela alternatywnej koncepcji programowej Stowarzyszenia Ordynacka, w której to koncepcji mieści się dyskusja o wyborze drogi politycznej (partia czy komitety obywatelskie czy razem z SLD), dyskusja o „merytorycznej zawartości” programu Ordynackiej, dyskusja o moralnych i społecznych postawach. Można to wszystko objąć słowem „ideologia”. Niestety, pomysły ideowe Witkowskiego są rugowane z dyskusji, zakazano mu nawet założenia Komisji politycznej grupującej chętnych do dyskusji na te tematy, choć wydawałoby się, że właśnie przed Kongresem wszelkie pomysły powinny być wrzucane do tygla, nawet jeśli ktoś jest przekonany, że niektóre z tych pomysłów nie maja szans przebicia. No, ale to już sprawa tak zwanego kierownictwa, które wydaje się skłonne do wytyczania ścieżek na podstawie własnego nosa, a nie w sposób znany jako demokratyczny.

 

Ale o co chodzi?

Jeśli w jakimś gronie uruchamiana jest walka o wartości polityczne, czyli o stołki, o wpływ na coś, o zdobycie przewagi, o spowodowanie czegoś – to warto w ramach kampanii harcowniczej wywiesić proporce: ja jestem z lewej, a ja z prawej, a tamten jeszcze skąd-inąd. Jeśli jednak walczymy z proporcami pochowanymi za pazuchą – uruchamia się walka wszystkich ze wszystkim o wszystko, albo pojawia się taki bałagan, że tylko zwarta grupa rozumiejących się wpół słowa cwaniaków może tam coś skutecznie ugrać, nawet jeśli jest w zdecydowanej mniejszości.

W ramach ożywienia przed-kongresowego Ordynacką zaczynają zasilać najprzeróżniejsze grupki działaczy, których nikt nie znał dotąd ani z działalności, ani z dawnych, studenckich lat, wiadomo zaś skądinąd, że są to totumfaccy ordynackich wielmożów. Wszystko wskazuje na to, że chodzi o „wypracowanie” poręcznej dla wielmożów struktury delegatów kongresowych, zwłaszcza że z drugiej strony blokowane są wszelkie próby samoorganizacji Oddziału Mazowieckiego, a przecież to tu polokowani są wielmoże, którzy żadnych struktur nie potrzebują, żeby się powybierać.

 

Golgota

I tak to się kręci, a Ordynacka sama z dnia na dzień dostarcza argumentów na to, że jest z nią dokładnie tak, jak sądzą maluczcy z samej Ordynackiej i w ogóle w naszym kraju. Odnosi się wrażenie, że ktoś miesza w strukturach i procedurach, na oko widać, że coś jest nie w porządku, ale formalia są dopasowywane do wizerunku CORRECT. Czy o to nam chodziło?

 

 

Nie gniewaj się Waldek,

ten tramwaj jest naprawdę twój,

a reszta moja