Fragmenty (ja jutro w kuluarach Sejmu, konferencja o stanie prawa w Polsce)

2020-02-17 08:59

Moje nieproste sprawy

 

Materiał jest przygotowany na 18 lutego, na spotkanie w budynku Sejmu, pod patronatem Wicemarszałka, na którym spotkają się osoby pokrzywdzone przez system-ustrój – czasem bezmyślnie, a czasem z wyraźną intencją urzędników, funkcjonariuszy, organów, urzędów, służb (nie tylko specjalnych).

Materiał składa się z dwóch części: tej drugiej, zawierającej dwa wnioski dla naprawy Rzeczpospolitej, i tej pierwszej, zawierającej zdawkowy opis wybranych moich osobistych doświadczeń zebranych przez kilkadziesiąt lat dorosłego życia.

 

CZĘŚĆ DRUGA, WAŻNIEJSZA

 

Społeczny Rzecznik Praw Człowieka i Obywatela

W Polsce jest co najmniej kilkanaście instytucji RZECZNIKA (praw, interesu), rożnie usytuowanych w przestrzeni prawnej. Np. rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Praw Pacjenta, Rzecznik Praw Konsumenta, Inspekcja Pracy (rzecznik praw pracowniczych), Rzecznik Praw Dziecka, Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, itd.  Ochrony szczególnej wymagają ofiary tzw. „fal” (uczniowie, osadzeni, żołnierze, pracownicy) oraz ofiary „systemu” (podsądni, poszkodowani przez indykatorów, poszkodowani przez cynicznych urzędników i grupy przestępcze).

Teoretycznie jest dobrze usytuowana ustrojowo instytucja RPO. Ale jest ona nierychliwa (powolna), słabsza (mniej sprawna, mniej skuteczna) niż naruszyciele praw obywatelskich, ale przede wszystkim jest ona podstawą zatrudnienia całego zespołu przez Państwo, co czyni paradoksalnie bezbronnymi osoby krzywdzone przez Państwo.

Znam kilkadziesiąt przypadków w poważnych sprawach (np. przestępstwa w wykonaniu zmowy sędziów, prokuratorów, policjantów-służb, gangsterów), na które RPO odpowiada w stylu „ale o co panu chodzi”. To jest nie do zniesienia.

Społeczny Rzecznik Praw Człowieka i Obywatela to funkcja z pogranicza prawa-gospodarki-polityki. Esencją tej instytucji powinien być korpus „ławników obywatelskich”, (np. jeden w powiecie), wyposażonych w prerogatywę interwencyjnego (bezwzględnego, natychmiastowego) zawieszenia trwającego postępowania windykacyjnego, karnego, pracowniczego, rodzinnego (tzw. veto), na okres nie dłuższy niż 3 tygodnie (ale też czasem może wystarczyć kilka godzin), które wystarczą na przeprowadzenie w społeczności lokalnej „rozpoznania obywatelskiego i humanitarnego”.

Taki korpus wyposażony byłby w jednolity numer telefonu (działającego każdorazowo w miejscu zamieszkania pokrzywdzonego-zgłaszającego). Od wykonanego telefonu do interwencji (w postaci weta zawieszającego) powinny mijać minuty-godziny. Potem krótki okres na wyrobienie sobie przez ławnika opinii – i wtedy może on stać się animatorem postępowania obronnego, albo zdecydować (i powiadomić zgłaszającego oraz opinię publiczną) o odstąpieniu od veta.

W tej sprawie powinny powstać pozarządowe „kasy praw”, niezależne od urzędów, organów i służb. Ławnikami byłyby osoby o opinii niezłomnych, szanowane  w społeczności lokalnej, objęte na czas realizowania czynności przedmiotowym immunitetem.

 

Deregulacja „państw w państwie”

Państwa w Państwie PwP – to ustrojowa zmora Polski, w takiej skali nieobecna w innych krajach. Istnieje ponad 40 ewidentnych PwP, na przykład: skarbówka, sądy, policja, armia, służby sekretne, oświata, bankowość, ubezpieczenia, świat akademicki, kolejarze, inspekcje różnych branż, administracyjny aparat lokalny, federacje sportowe, dyplomacja, itd.

Oczywiście, epitet PwP nie obejmuje całych środowisk, tylko ich kamaryle. Proceder tworzenia PwP jest zawsze ten sam:

  1. Prawem kaduka kamaryla gromadzi poprzez „domyślne cesje” na swoją wyłączność prerogatywy przysługujące jedynie Państwu (organom, urzędom, służbom, legislaturze);
  2. Podobnie poprzez „nadania” gromadzi na swoja wyłączność „regalia”, czyli elementy dobra wspólnego (budynki, tereny, status „osoby-instytucji podwyższonego zaufania”, apanaże;
  3. Podobnie, głównie pod pozorem dbałości o niezawisłość profesji, branży, o sprawiedliwość postępowań – gromadzi osobliwe immunitety i ochronę „obywatelską”;
  4. Przekraczając – w każdym ze znanych przypadków – masę krytyczną prerogatyw, immunitetów i regaliów – od pewnego momentu PwP przeciwstawia to wszystko Państwu;
  5. Państwo staje się tym bardziej „teoretyczne”, im więcej powstanie PwP i im więcej każde z PwP nagromadziło wcześniej prerogatyw, immunitetów i regaliów;

Łamanie prawa, ale przede wszystkim łamanie praw człowieka i obywatela odbywa się przede wszystkim „pod rządami” PwP, pod rządami osobliwych Zatrzasków Ustrojowych, wobec których „normalne” procedury prawne są bezsilne (skuteczna okazuje się owa „masa krytyczna”, dająca społeczne przyzwolenie (abdykację z oczywistych praw) na zasadzie „nie ma co się kopać z koniem”. Dlatego proces zmierzający do uruchomienia fenomenu Społecznego Rzecznika Praw Człowieka i Obywatela powinien rozpocząć się od deregulacji PwP.

 

Konstytuanta, obywatelski Wiec Suwerena

Stawiam na rozwiązanie ustrojowe w postaci KONSTYTUANTY, czyli organu JEDNORAZOWEGO UŻYCIA,  powołanego specjalnie przez suwerena (wszystkich obywateli), złożonego z reprezentantów wybranych bezpośrednio przez społeczności lokalne i środowiska, któremu powierzone zostaje opracowanie i uchwalenie nowej REDAKCJI USTROJOWEJ PAŃSTWA.

Jestem zwolennikiem OBUMIERANIA PAŃSTWA, ale nie pod naciskiem pęczniejącej bylejakości („teoretyczności”), nie z powodu tego, że się wszystko rozłazi jak parciejące płótno, tylko na skutek buzującej obywatelskiej samorządności, pozostawiającej coraz mniej miejsca dla organów, urzędów, służb i legislatury.

Wszystko, co nas jeszcze niedawno czyniło pełnokrwistymi obywatelami – ginie wraz z etosem Solidarności, pod zwałami rwactwa, tumiwisizmu, bylejakości, woluntaryzmu, kłamstwa, zbójectwa, niewrażliwości, barbarzyństwa i wszelkiej innej ohydy. Proces rozkładu Państwa i gubienia Kraju oraz ociemniałości Obywateli – staje się coraz bardziej dolegliwy, wyraźny i przyspiesza. Zdechła nawet idea Nowej (Czwartej?) Rzeczpospolitej, wydrwiona i wyszydzona w walce „o Tron”.

Szkoda już zapału i czasu na protezy podpierające wciąż chwiejną równowagę. Zaklinane wciąż jako fanaberia pojęcie POLSKA W RUINIE nabiera ponurej soczystości.

350 powiatów, 2500 gmin – ale przede wszystkim 40 tysięcy sołectw. Dlaczego zatem nie urządzić 3-izbowej Konstytuanty? Izba starostów w Kongresowej, izba wójtów i burmistrzów w Spodku, a izba sołtysów – we własnych domach, ale on-line. Mało mamy informatyków, przodujących w świecie, by to zgrać?

Tylko nie zaczynajmy od „prowadzącego zebranie”. Tę sztuczkę już znamy… Obserwowaliśmy niedawno zebranie sędziów w Olsztynie…

 

CZĘŚĆ PIERWSZA, OSOBISTA

Moje, gavroche’a, różne przypadki

Materiał niniejszy jest przeznaczony na spotkanie w Sejmie zwołane dla aktywistów pokrzywdzonych – i niekiedy wciąż krzywdzonych – przez wymiar sprawiedliwości, pod patronatem wicemarszałka Piotra Zgorzelskiego, w dniu 18 lutego 2020 roku.

Należę do tych, których „pech” prześladuje od kilkudziesięciu lat. Oto niektóre przykłady.

  1. Studia w WAT

/duży akapit/

  1. Studia w SGPiS/SGH

/duży akapit/

  1. Bankructwo

/duży akapit/

*             *             *

Trzy pierwsze punkty, pod rządami dwóch skrajnie „odmiennych” ustrojów społecznych i gospodarczych (ale u progu dojrzałości), które dla mnie okazały się traumatyczne – ustawiły moje życie skrajnie niekorzystnie, „na stałe”, choć uważam się za człowieka zdrowego, wykształconego, kompetentnego, czynnego jako społecznik i publicysta, praworządnego (choć wciąż o statusie „notowanego”).

Przykład: niedawno przebiegłem na czerwonym świetle. Zatrzymali mnie policjanci. Ku swojemu zdumieniu byłem świadkiem odczytywania przez nich informacji o mnie pochodzących z „systemu”, a w nich taka na przykład, że „spędził pan w areszcie 20 lat temu 18 dni. I kilka podobnych informacji, dostępnych każdemu policjantowi. Wyjaśniam:

Po bankructwie spowodowanym przez nieuczciwego kontrahenta (opisuję to w innym miejscu niniejszego tekstu) wyjechałem „poza miasto” dla oddechu i z biedy (brak dochodów). W międzyczasie ktoś uznał, że zbankrutowałem „świadomie i celowo” i oskarżył mnie o to. Wtedy list gończy nie oznaczał ustalenia adresu i wręczenia wezwania, tylko zatrzymanie i doprowadzenie do prokuratury. Jako że pomieszkiwałem ok. 450 km od tej prokuratury – spędziłem 18 dni na policyjnych „dołkach” i w konwojach między aresztami, na koniec na Białołęce (areszt śledczy). Po czym – po półgodzinnym przesłuchaniu – prokuratorka stwierdziła „pan jest wolny”.

Ale – choć minęły od tego czasu „wieki” – dziś dowolny policjant w Polsce ma moje dossier i może go użyć jak chce, zwłaszcza że nie ma tam informacji najważniejszej, tej o „uniewinnieniu” mnie z zarzutów i wypuszczeniu (oczywiście, bez przeprosin) z aresztu. Dla dowolnego policjanta jestem więc „niegdyś aresztowanym”. Stygmatyzowany.

Takich uciążliwych opresji mam kilka. Jestem napiętnowany nie w wyniku czynów zabronionych, tylko jako ofiara „statystyk” i braku poszanowania moich praw humanitarnych i obywatelskich.

 

*             *             *

Tak „spreparowany” funkcjonuję w trybie „nienormalnym-nadzwyczajnym”, w świecie gdzie rządzi rwactwo gospodarcze i polityczne, gdzie rządzą „państwa w państwie”, gdzie rządzi mimikra bez treści. Gdzie rządzą nieprzyjazne człowiekowi „procedury, algorytmy, niedopowiedzenia, uprzedzenia, stygmaty. Nie narzekam, bo za każdym razem musiałbym opowiadać całą swoją historię, by być zrozumianym.

 

/tu kilka spraw z mojego życiorysu/

 

 

Każdą z tych spraw (i kilkanaście innych) jestem w stanie udowodnić, ale nie mam dobrych powodów, by się tarmosić z pozwach-procesach. Nie są one ważkie, ale znakomicie osłabiają jakiekolwiek zaufanie do Państwa, a ich powtarzalność, niemal regularność – świadczy nie tylko o moim „pechu”.

Wszystko składa się na to, że mimo wielkiego obywatelskiego zapału do działania – jestem wciąż „notowany” i „sprawdzany” (z wiadomym skutkiem) przez pracodawców, służby, policjantów.

Mam niemal pewność, że – przy moim rozeznaniu i moich „znajomościach” (jestem od zawsze po imieniu z licznymi prominentami-luminarzami) – poradziłbym sobie łatwo, gdybym tylko ugiął się przed „układem zamkniętym”. Tyle że ja nie jestem z tej gliny, co okazuje się moją największą wadą.

Opisane przeze mnie przypadki są dużo „słabsze” niż te, które oglądam, czytam, słucham. Tyle że jestem jednym z tysięcy ludzi skazanych przez ustrój na nieuchronne ściganie dożywotnie, skazanych na życie na pograniczu prawa, bo inaczej będą dożywotnio ścigani, i „strzyżeni” przez sprawców mojej „niedoli”.

Dlatego jestem na spotkaniu w Sejmie, by upomnieć się nie o siebie, tylko o wszystkich „podobnych do mnie”.

Jan Herman