Formiciduum. Mrówkoidy

2013-09-09 09:52

 

To nie jest sztuka, aby na miliony rozbisurmanionych, pożądliwych indywiduów narzucić lepszą lub gorszą Konstytucję i strzec jej za pomocą Państwa wyposażonego np. w upoważnienie do tworzenia prawa, do stosowania przymusu, do stosowania przemocy. Sztuką jest wychować takiego obywatela, którego osobistym i szczerym pragnieniem jest działać wspólnie, rzetelnie, sumiennie, uczciwie dla wspólnego celu, ku własnej satysfakcji.

Za ideał organizacji społecznej uważam Wspólnotę Fraktalną, Communia Fractalis. Nie szukaj, Czytelniku, po słownikach: to pojęcie wymyśliłem ja, jarząbek.

Najpierw jest mowa o Wspólnocie Elementarnej, podstawowym budulcu społecznym. Przynależność do takiej wspólnoty oparta jest (powinna być) na instytucji Swojszczyzny, czyli umowy jednostki, rodziny, grupy ze społecznością lokalną, ustalającej zobowiązania i uprawnienia wzajemne.

Wspólnota Elementarna skupia swoją aktywność na wykonaniu Budżetu Elementarnego. W uproszczeniu jest to lista potrzeb wspólnych wynikająca z umów swojszczyźnianych. Bo człowiek funkcjonujący w tym – dziś raczej abstrakcyjnym – ustroju swojszczyźnianym dzieliłby swoją aktywność na to, co osobiste-własne-prywatne-intymne oraz to co wspólne-zorganizowane. Pierwsze potrzeby zaspokajałby sobie sam, w sposób dowolnie przez siebie obrany, przy zachowaniu zasady nieszkodzenia innym („primum non nocere”: Imhotep, Eszmun, Asklepios, Hipokrates?). indywidualne dążenie do szczęścia i dostatku uwarunkowane jest normą społeczną: ubogacaj to co wspólne, a tym łacniej skorzystasz indywidualnie. Norma ta reguluje postawę nie tylko rządzących (cokolwiek to oznacza), ale wszystkich.

Potrzeby zbiorowe, wspólne, społeczne – to takie, które indywidualnie są niemożliwe do zaspokojenia lub trudniej osiągalne niż w wysiłku zbiorowym, zorganizowanym, uspołecznionym. Wspólnota Elementarna ma ich pełną listę, prostą do zredagowania, bo wynikająca z umów swojszczyźnianych. Mówiąc najprościej, chodzi o społeczny podział pracy: dopasowujemy umiejętności osób, grup, rodzin do listy potrzeb stanowiącej Budżet – i nuże, do roboty! Tak funkcjonuje wiele „koszarowych” wspólnot, jak Barka.

W tytule powyżej użyłem odniesień mrowiskowych. Warto jednak zaznaczyć, że mrowisko ma trzy fatalne cechy dyskwalifikujące tę formę organizacji do zastosowań w społecznościach ludzkich: całość aktywności mrowiska skupiona jest wokół pielęgnacji Królowej, samce giną po spełnieniu „obowiązku małżeńskiego”, społeczne funkcje-role są raz na zawsze przypisane do osobników. Wspólnota Elementarna – by użyć porównania – pielęgnuje zaś równorzędnie każdego obywatela, samce „służą” wybranym przez siebie (z wzajemnością) samicom, a nie tylko Królowej, społeczne role mogą ulec zmianie wg mechanizmu „komunalnego awansu uznaniowego”, czyli docenienia przez wspólnotę talentów i morale konkretnego osobnika.

Wspólnoty Elementarne – każda inna, odrębna i podmiotowo suwerenna, autonomiczna – składają się na większe organizacje społeczne: Budżety wyższego rzędu są redagowane wedle Ordynacji Sołtysowskiej (pojęcie moje, autorskie, szukaj w googlarce). W ten sposób do formuły Społeczeństwa-Państwa docieramy nie drogą alienacji struktur politycznych (wyobcowanie, przeciwstawienie, przemożność, powodowanie), ale drogą fraktalną (samopodobieństwo struktury wyższego rzędu do struktury niższego rzędu, powinowactwo strukturalne, pokrewieństwo strukturalne, przeistoczenia afiniczne).

Tu przerwę (notka streszcza obszerniejszy artykuł).

Każdy bystry Czytelnik rozumie, że to jest projekt utopijny. Potwierdzam, wszakże warunkowo.

Współczesny człowiek – w trwającej od około tysiąclecia dobie Komercjalizmu – wychowywany jest w formule rywalizacji o indywidualną nagrodę. Nawet, jeśli jest trybem w dobrze zorganizowanym Teamie – to każda rozgrywka ma w założeniu doprowadzić do jego indywidualnego sukcesu. Nie tylko w tzw. sporcie. Tak rozumie się tzw. samorealizację: wszechstronny rozwój, ale MÓJ, NA TLE INNYCH.

Czy możemy sobie wyobrazić, że proces wychowania kształtuje nas jako tych, którzy poszukują dobrego powodu by wesprzeć innych i całą społeczność w realizowaniu wspólnego celu? Ja mogę. Tyle że taki proces wychowawczy nie może być powiewaniem proporcem „kto lepiej, kto pierwszy”, ale odbywać się powinien pod hasłem „wspólni, sobie potrzebni”. Czytelniku: to jest proces wychowania, formowania nawyków społecznych i osobniczych, znany od zawsze i ze wszech miar oczywisty. I tylko „produkt” tego procesu (człowiek dojrzały) jest kwestią  wyboru społecznego. Jeśli to zrozumiemy – przestajemy pytlować o utopiach.

Wszystkie znane koncepcje tzw. Umowy Społecznej odwołują się do ludzkiego pragnienia, by każdy z osobna człowiek czuł się w dowolnej społeczności podmiotem, a zarazem pełnił rolę aktywnego, chętnego trybu w całościowym organizmie społecznym. To samo znajdujemy w konfucjanizmie czy w papieskich encyklikach. W każdej cywilizacji i kulturze – autorytety głoszą tę właśnie myśl. Dlaczego dzieje się akurat odwrotnie – długo by opowiadać.

Bo powtórzmy – to nie jest sztuka, aby na miliony rozbisurmanionych, pożądliwych indywiduów narzucić lepszą lub gorszą Konstytucję i strzec jej za pomocą Państwa wyposażonego np. w upoważnienie do tworzenia prawa, do stosowania przymusu, do stosowania przemocy. Sztuką jest wychować takiego obywatela, którego osobistym i szczerym pragnieniem jest działać wspólnie dla wspólnego celu, ku własnej satysfakcji.

By indywidualizm kosztem tego co społeczne i wspólne (nie mylić z państwowym) – był tożsamy z niecnotą.