Dziady w Sejmie i w opłotkach

2010-07-09 06:30

 

Ależ wczoraj miałem spektakl! I do tego nigdzie nie musiałem chodzić, smokingu zakładać! Teatr mnie sam sobą objął i trzymał od rana do późnego popołudnia!

 

Najpierw Bronisław Maria z Obornik. Wczoraj od rana celebrował przed kamerami, w sejmowych wnętrzach, to co powinien jako demokrata uczynić dawno: napisał i przeczytał z kartki, że nie chce być już Marszałkiem. On jest hrabiowski demokrata, a nie byle hetka-pętelka, zaraz potem więc dorzucił, że i posłem już nie będzie, stać go!

 

Zatem: spieprzaj, dziadu!

 

Teraz okazało się, że można Konstytucję tak rozumieć, aby obowiązki Naczelnika pełnił przez pacierzy kilkadziesiąt Bogdan Michał z Lidzbarka, Starosta Senatorów. Ten sam, co to kiedyś doprowadził do strajku w stoczni, który to strajk wyniósł na piedestał, na barkach współ-robotniczej braci, Lecha z Popowa, jednego imienia, bo to prosty wieśniak jest. Postać Bogdana Michała zasłużona wielce, inteligencją wciąż nie dziadziejącą namaszczona.

 

Ów sam zapowiedział, że jak tylko cień pogoni zobaczy, sam sobie „spieprzaj, dziadu” rzecze!

 

I faktycznie, Izba ze swoich najstarszego słuchać poczęła Wice-Marszałka,  zgodnie z Tradycją i Zapisami, a nikt inny to był, jeno Stefan Konstanty Myszkiewicz z Kałęczewa, entomolog i dysydent, z Ruchu ci-on! Podżegać pomnik Wielkiego Rewolucjonisty w Poroninie się ważył nawet! Potem Suwerenność-Praca-Sprawiedliwość głosił. A potem to już nie wiadomo co głosi, bo tylko pieniaczy się i pluje. Ten-to Radę zwołał, która nic innego uczynić nie miała, jeno jemu samemu ogłosić:

 

Spieprzaj, dziadu!

 

Izba zaś długo celebrowała narady poboczne, przesłuchania pobieżne, oka puszczanie jeden drugiemu, aż na koniec obrała Grzegorza Juliusza z Opola, klubów właściciela, mistrza Manewrów Zakulisowych, ministra i druha wiernego, acz co i raz kopanego w górę, do zadań specjalnych mu poruczanych.

 

I ten poprzednikom wszystkim powtórzył stanowczo, jak to w jego zwyczaju, z okiem błędnym: „spieprzajcie. Dziady!” - i do Ludu przemówił nieskładnie, boć nie od gadania on tu jest!

 

I spojrzał na Wielkiego Szu Pół-Kaszuba, Donalda Franciszka z Gdańska, czy wszystko mu idzie jak trzeba, jak Plan Nasz przewidywał.

 

I potwierdził, „r” z francuska wydźwięczając, radość swoją z przedstawienia Gracz nad Gracze!

 

Wraz z Dniem Celebry, jaki nam nastał, wygasał też i Teatr Dwojga Imion, a Ludziom odetchnąć przyszło, aż żal, że nikt z nikim w Kraju Czarnych Ludzi dziś nie potyka się! A grilla Masy Ludowe dopiero od jutra mogą sobie strzelić!  Ach, żal!

 

 

Wielki zaś Nieobecny, Lech Aleksander, ze smutkiem na to wszystko spoglądał Stamtąd, wiercąc się w krypcie, aż go Maria Helena Mackiewicz z Machowa upomniała. Nie turbuj się, bom takoż żałosna, atoliż zacnych mamy sąsiadów, jeszcze pomyślą, że my nie stąd!

 

Zatem Lech Aleksander tylko Duchem Bliźniaczym kod dostępu przekazał Jarosławowi Aleksandrowi: ach czuwaj, Bracie, nad nimi, a to Polskę oni rozszarpać i wyprzedać gotowi, nad resztkami swój Neototalitaryzm zaprowadziwszy!

 

I ów czuwa z Mocarnej Ławy Swojej, a czeka z Drużyną na chwilę zaniedługą, kiedy im wszystkim ogłosi zalecenie, autorstwa Brata Swego:

 

Spieprzać, dziady!

 

A kto moment przegapił, poślednimi zajęciami pochłonąć się dał – w Internecie wszystko znajdzie, bo teraz Teatrum owo tam się przeniosło, do lobby i kuluarów dla antraktu. I do dysput o marności, a może wspaniałości Celebry owej.

 

 

 

Kontakty

Publications

Dziady w Sejmie i w opłotkach

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz