Do sztambucha

2020-04-27 11:06

POZA BLOGIEM. Bawcie się sami

Zacznę od finału, żebyście nie przeoczyli. Mam bloga, mam swoje projekty społeczne do zrobienia, mam jakieś życie osobiste lepsze niż połowa ludzi mi znanych , choć niełatwe – więc kto ma do tego szacunek i zainteresowanie – niech się zainteresuje, a kto ma w nosie – droga wolna.

Najtrudniejszym, najbardziej bolesnym z moich doświadczeń – jest to, że nawet w gronach osób wywieszających na sztandary idee równości (szans) i inne „demokracje” – pilnuje się „kolejności dziobania” i o tę kolejność zabiega się bardziej niż o cokolwiek innego, nawet o swoje – głoszone – ideały.

Mam lat ponad 63. Kiedyś miałem lat 20 (naprawdę!), miałem też lat 30, 40, 50. Nie, nie popisuję się zdolnościami matematycznymi, tylko przełomami, które zaliczyłem jako „obiekt żywy”. I nie pamiętam, bym kiedykolwiek był w niezgodzie ze swoimi racjami prymarnymi-podstawowymi-elementarnymi, choć jestem przecież niedoskonały jak wszyscy.

Na wszelki wypadek wymienię przykładowo np. 10 swoich racji prymarnych (nie łapcie mnie za słówka, nie używam słowa „najważniejszy, priorytetowy”):

  1. Nie ma takiego człowieka (dowolnej płci), który kwalifikuje się do wykluczenia ostatecznego (więzienie, nędza, ostracyzm, trędowatość) – a jeśli ktoś przejawia złą wolę i nieopanowanie w czynieniu zła – zasługuje na leczenie (humanitarne), nie zaś na gołą karę o charakterze zemsty;
  2. Opatrzność, czyli „zaświaty”, albo nad-inteligencja lub coś podobnego – jest dla mnie oczywistością, a jeśli ktoś sądzi, że jesteśmy tu, na małej planecie, wyjątkowi w całym Universum – to nie tylko grubo się myli, ale też spał na lekcjach z logiki i matematyki;
  3. Poza polityką (czyli budowaniem przewag własnych mimo podstaw do tych przewag) – najbardziej nie znoszę tego, że liczni są głupi, zwyczajnie głupi, więc na wszelki wypadek zwalczają lub „tylko” ignorują tych widzących szerzej, dalej, wyraźniej;
  4. W grze wszystkich ze wszystkimi o wszystko, przeczącej wszystkiemu co ludzkie i wszystkiemu co cenię – nie biorę udziału świadomie, nie zaś z niewiary w swoje talenty: moje blogowanie jest uczestnictwem „z balkonu” (trybuny), innego nie ma;
  5. Jest dla mnie ponad wyobrażenie o przyzwoitościach, że najlepiej się mają – w dowolnych przekrojach społecznych i ideowych – zwykłe gnojki, szalbierze – i mówię to sam nie będąc świętym, czyli wiedząc, jak łatwo jest żyć na cudzy rachunek i cudzą, skradzioną ofiarą;
  6. Jeśli ktoś mnie okrada z myśli i pomysłów, doprowadzając je do efektu – to ja nie walczę o tantiemy i ordery, tylko cieszę się jak dziecko, bo cel (np. społeczny), jaki sobie stawiałem – zwyczajnie się ziścił, nie jestem zazdrosny o palmę pierwszeństwa;
  7. Ideowo jestem po stronie słabszych, nieporadnych, przeciw monopolistom wszelkiego autoramentu: konkretnie jestem moralnie harcerzem i chrześcijaninem, politycznie socjalistą, społecznie ludowcem, jak ktoś chce wyjaśnień – zna mejla, telefon, itp.;
  8. Polskę uważam za miejsce umiłowane, ojczyste i „wrodzone”, tym bardziej, im więcej widziałem świata, kultur, cywilizacji, nikt mnie stąd nie wyrwie, na żadne saksy, emigracje i podobne brewerie, nawet jeśli mi tu źle;
  9. Żadnej pracy się nie boję, co łatwo udowodnię, ale moim ulubionym zajęciem (pracą) jest myślenie (nie mylić z nic-nie-robieniem): myśleniu daję wyraz pisząc literacko, społecznie, wynalazczo, i będę to czynił dopóki sił wystarczy, taki odruch żywotny;
  10. Mam naturę, a może tylko przyzwyczajenie, samotnika: oczywiście, że jestem towarzyski, ale spełniam się nie w grach i zabawach, tylko w „zaciszu” swoich konceptów, które ogłaszam albo w stanie surowym, albo nieco spreparowanym;

Doświadczam , niestety boleśnie, bo mi zależy – że robię w sieci za dziwaczejącego staruszka. Nic się nie zmienia zresztą od lat, tyle że włosy siwieją. I mimo, że mnie to wścieka do białości – raczej nie wyżywam się za pomocą swojego zgorzknienia, chyba że sam nie widzę swoich pisemnych wystąpień.

Jedną z moich słabszych stron jest tzw. sztuka pozycjonowania. Zwyczajnie nie umiem, a nawet unikam „wspinaczki”, patrzę zresztą z politowaniem i ze zgrozą na wielu zdolnych i przyszłościowych, którzy ścigają się w górę, jakby „poziomo” było mniej atrakcyjne. Potem się dziwią, że na końcu zostają sami, co najwyżej w gronie podobnych sobie rzeźników, po taka jest natura gry wszystkich ze wszystkimi o wszystko.

Na wszelki wypadek zastrzegę: uszanuję każdego znajomego, kto wskaże, kiedy, gdzie i jak sprzeniewierzyłem się temu co dotąd napisałem. Szyderców nie uszanuję, bo oni są właśnie przyczyną niniejszego tekstu.

 

*             *             *

Żeby nie opowiadać życiorysu – odpowiem na kilka wydarzeń i ogłoszeń z ostatnich dni, wyjdzie na to samo.

Mamy – na przykład – wysyp propozycji 1-Majowych. Moja – jedna z pierwszych, zatytułowana „Postój 1-Majowy” – jest zgrabnie ominięta w „sieci”, choć polega na czynnym i bezpiecznym (prawo) zamanifestowaniu zwykłego szacunku dla ludzi, którzy ryzykując rzeczywiście, na przykład życiem – upomnieli się kiedyś o prawa pracowników na przekór „kulturze wyzysku”, czyli kulturze oskubywania ludzi pracy do gołego, by nie mieli nawet szans odłożyć gotówki na jutro, przez co można ich niewolić dożywotnio i bezkarnie, i to w świecie wolności, demokracji, przedsiębiorczości, praw człowieka, praw obywatela, równości, braterstwa. Zwycięża opcja „świętujmy w domu”, byle nikt nie widział, co najwyżej w sieci pokażemy fotkę ze swojej niezłomności. I to zwycięża w osobach najbardziej „anty-systemowych”. W dupie mam ich wezwania do czynu, który polega na dekowaniu się w zaciszu własnego komputera. Dekowaniu niegodnym radykalizmu, który głoszą – również w bezpiecznym zaciszu. Nie, nie żądam oklasków, ale będę 1 Maja tam, gdzie trzeba choćby z szacunku dla ofiary przodków.

A, żebym nie zapomniał. Wspomniałem wcześniej, że moim ulubionym zajęciem jest myślenie, w konsekwencji – pisanie. Nie twierdzę, żem jest geniusz myśli i słowa, ale jeśli w komentarzach napotykam głównie argumenty nie na temat, byle tylko przewekslować moją treść na coś zgoła innego – to zwyczajnie ubolewam. Najbardziej ubolewam nad tym, że choć piszę do osób najczęściej wykształconych i obytych w wyrafinowanych tekstach – to reagują jakbym ich obrażał. Jeden wybitny lewicowiec dawno już temu powiedział do mnie: wolę jak grasz te swoje rosyjskie dumki, niż twoje teksty. Ten sam lewicowiec od lat robi rzeczy jawnie przeciwskuteczne, wielokrotnie okradł swoich „podopiecznych” społecznych i akolitów, gardzi większością „współwyznawców” – ale konsekwentnie jest „ciekawym człowiekiem” dla organizatorów konferencji i audycji. Nie, błędnie pomyśleliście: nie stanę z nim w szranki, nie będę się pozycjonował wobec zwykłego złoczyńcy. Dyżurnego i poręcznego odgromnika w sprawach, których nigdy nie doprowadzi do końca, choć taki jest antykapitalistyczny i anty-systemowy.

Dołożę coś na deser. Otóż sądzę, że na dowolnym kontynencie dominująca część ludności ma skłonność do konserwatywnego „moja chata z kraja”, byle dostać talon na „michę” i choćby małą przestrzeń na sprawy osobiste-intymne. Od tej większości nie będę wymagał. Ale od całej tej, pożal się boże, inteligencji udającej nadwrażliwość, egzaltowanej na pokaz, byle tylko pozostali zauważyli, jaki to ja jestem szlachetny – wymagam nie tyle więcej, ile czegoś zgoła innego: zadbajcie o tych właśnie, pogrążonych w nieświadomości nędzy i upodlenia, by was przerośli w pojmowaniu świata i swojej w nim roli, a jeśli nie oni – to ich następcy, których wszak wciąż przybywa. Nie bądźcie zazdrośni o to, że was wyprzedzą, zrozumieją lub choćby wyczują lepiej. Po prostu inwestujcie w nich, nie patrząc na swoje zyski i pozycje. Wtedy okażecie się godni obu mian, których używacie: inteligencja, i (rzadziej) lewica. A jeśli nie – to przestańcie dyrdymalić, bo już hadko słuchać.

 

*             *             *

Ja w każdym razie wygaszam swoją aktywność wobec was, bo ona mnie wyłącznie frustruje. Może coś, gdzieś, kiedyś…

Jan Herman