Dlaczego Konstytucję trzeba zmienić?

2017-10-12 11:26

 

Przyjęło się uważać, że Konstytucja to Prawo Naczelne, górujące nad wszystkimi innymi prawami, którego podstawową funkcją jest ustanowienie założycielskiego obrysu ustrojowego w dziedzinie (uwaga na kolejność) życia publicznego, życia gospodarczego, polityki.

Takie myślenie głęboko nam wszystkim wdrukowano, przekonano też świat cały, zwłaszcza „maluczkich”, że Konstytucje są esencją wszystkiego, czego się tkniemy.

Gdyby tak było – wystarczyłaby krótka lista norm i standardów, popartych odpowiednikiem Dziesięciorga Przykazań, to tego nie więcej niż 7-10 organizacyjno-instytucjonalnych filarów, takich jak Parlament, Sąd, Prezydent (ogólniej: Rada, Inkwizycja, Władca).

Tymczasem Konstytucje są tłuste, a do tego na tyle niezrozumiałe, że wykrystalizowały się na całym świecie środowiska tzw. prawników-konstytucjonalistów, wewnątrz których – mimo ich niepodważalnej fachowości – nie ma zgody w różnych sprawach ustrojowych. Cóż dopiero mówić o szarym „maluczkim”, głupiejącym z dnia na dzień, niekoniecznie z własnej woli i winy!

Już samo to powinno nam zapalić czerwone światełko.

 

*             *             *

Zacznę od tego, że Konstytucje są tworzone dla celów politycznych, w rozumieniu „czystej, esencjalnej władzy”. W normalnym świecie „polityka” oznacza przestrzeń optymalizowania alokacji zasobów wspólnych, publicznych. Ale świat Konstytucji nie jest normalny, przypomina „game-boy’a”, gdzie utworzono dziesiątki figur, przydzielono im potencjały, umiejętności, immunitety, prerogatywy – i zaproszono do gry.

Do GRY – Czytelniku!

W tej grze – oprócz czegoś na kształt Dekalogu – jest wielki nawis Algorytmów-Schematów-Procedur. Co ja mówię: odpowiednik Dekalogu jest pośród tego nawisu zaledwie pretekstem!

Żadna Konstytucja nie rozróżnia wyraźnie: to jest Dekalog, czy li to co o wszystkim stanowi – a to są Algorytmy-Schematy-Procedury, taki „pomagajki”, jakby ktoś nie rozumiał, co znaczy „kraść” albo „cudzołożyć”. Pomagajki, zamiast być zapisami „niższego rzędu”, a właściwie z „bibliotecznego suflera” – okazują się „władcą systemu prawnego”. Bywa często, że ktoś ewidentnie narozrabia, wszyscy to widzą jasno – tylko Algorytmy-Schematy-Procedury powodują, że „może i coś zmieniło właściciela, ale nie zostało ukradzione” (to nie żart, tylko cytat z sędziego, który ukradł w supermarkecie, a teraz ględzi, że „wyniósł, ale nie ukradł”).

No, więc Pierwsza Rzecz Do Zmiany: przywrócić Pomagajkom ich podrzędne, pomocnicze znaczenie w „systemie prawnym”.

W Konstytucji – niczym bakalie – tkwią porozrzucane różnorodne urzędy, organy, służby. Oraz przydzielone im kompetencje. Kompetencja konstytucyjna to nie jest – jak się wydawać powinno – WYMÓG najwyższego rozeznania w sprawach, tylko PRZYWILEJ-NOBILITACJA, więc choćby urzędnik-funkcjonariusz był tępy jak but – to i tak w dowolnym sporze ma z założenia rację, co najwyżej trzebaby armat, by jasne się stało organom, urzędom i służbom, że ta racja jest po innej stronie, na przykład obywatela, ofiary, klienta, kontrahenta, podwładnego, itp. Taka arogancka uzurpacja sięga „powielaczowo” na całą przestrzeń publiczną, tylko naiwny myśli, że to dotyczy wyłącznie „bakalii” konstytucyjnych.

W dodatku owe „bakalie” są mieszaniną spraw naczelnych i dziesięciorzędnych. Gra: w jej wyniku dokonało się wpisów konstytucyjnych związanych z Posłem-Senatorem (odrębnie Sejmem-Senatem), Prezydentem, Sędzią-Prokuratorem (odrębnie Trybunały i Sąd-Prokuratura „najwyższe”), Rzecznikiem, Kontrolerem (odrębnie NIK), Premierem, Ministrem, Wojewodą, Radnym, Rodziną, Własnością, Rolnictwem, Kościołem, Armią, Obywatelem (tzw. rejestrowym), Informacją, Domem (mieszkaniem), Przedsiębiorcą, Konsumentem, Budżetem-Podatkiem, Radą Polityki Pieniężnej, Narodowym Bankiem Polskim, Regionalna Izbą Obrachunkową, Państwową Komisją Wyborczą, Biurem Bezpieczeństwa Narodowego, administracją lokalną, konkretnymi urzędnikami Kancelarii Prezydenta i Parlamentu, nawet Prezesem Telewizji. Zachodzi uzasadnione podejrzenie, że te wpisy maja za zadanie uczynić z niektórych „święte krowy”, a innych – paradoksalnie – nakarmić frazesem i odesłać na szczaw z mirabelkami.

Napisano w Art. 87 Konstytucji: źródłami powszechnie obowiązującego prawa Rzeczypospolitej Polskiej są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia, do tego „akty prawa miejscowego”, cokolwiek to znaczy. Ale przecież te pozostałe muszą być zgodne z Konstytucją, więc czemu się je wymienia? Czyżby po to, by je wmuszać do „systemu” z „domniemaniem konstytucyjności”, czyli robić Obywatelowi wodę z mózgu?

No, więc Druga Rzecz Do Zmiany: nobilitować konstytucyjnie jedynie Obywatela-Radnego, Parlament (nie odrębnie parlamentarzystów), Głowę Państwa (jako głowę wszystkich służb i organów, w tym dyplomacji), Trybunały, Delegata Rzeczników. A w zapisach końcowych, a najlepiej w specjalnej Ustawie Konstytucyjnej – uporządkować cały pozostały galimatias w jakąś hierarchię, włącznie z zasadami podziału i „piętrowania” oraz cesji kompetencji.

Kuriozalny jest artykuł 104 Konstytucji (i potem Art. 108. 1. Posłowie (Senatorowie) są przedstawicielami Narodu. Nie wiążą ich instrukcje wyborców.

To jest coś, co powala i obezwładnia każdą logikę. Bo kto jest uważny, ten czyta między wierszami: aby zdobyć mandat przedstawiciela Narodu można obiecać gruszki na wierzbie, a po uzyskaniu mandatu można odesłać wyborcę na szczaw z mirabelkami. Bezczelniej już nie można.

No, więc Trzecia Rzecz Do Zmiany: ustanowić jednoznaczną odpowiedzialność – wręcz podległość –Parlamentarzysty przez Obywatelem-Radnym, obarczoną konkretnymi uprawnieniami Obywatela wobec Parlamentarzysty (co najmniej zawieszenie, i co najmniej nakaz wniesienia wniosku poselskiego-senackiego) oraz konsekwencjami  w przypadku sprzeniewierzenia się woli Obywatela-Radnego.

Jeszcze większym kuriozum jest artykuł 20 Konstytucji: Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej.

Zacznijmy od tego, że Społeczna Gospodarka Rynkowa to dość konkretne pojęcie, a nie abstrakcja naukowo-publicystyczna czy zadęcie polityczno-ideowe. Warto też zauważyć, że w dniu wprowadzania Konstytucji’97 w Polsce nie miała miejsca Społeczna Gospodarka Rynkowa, a trzebaby naprawdę silnych, i na pewno jakichś nowych argumentów, by mnie przekonać, że pomiędzy 1997 2017 ktoś poważnie i skutecznie wdrażał w Polsce SGR. To oznacza, że wszyscy Premierzy i Prezydenci tego okresu, a także wszyscy uprawnieni do inicjatywy ustawodawczej i kontroli państwowej – powinni właśnie czekać w kolejce do Trybunału Stanu.

Skoro tak się nie dzieje – to zakpiono z nas.

Warto dodać, że wbrew jakiemuś nieokreślonemu Pi-aR-owi SGR to nie jest „ukryta opcja socjalistyczna”, tylko ukłon Ordoliberalizmu w stronę tych, którzy sobie nie radzą w gospodarce liberalnej, a szkoda ich wyrzucać na śmietnik.

No, więc Czwarta Rzecz Do Zmiany: wstawić zapis o Społecznej Gospodarce Rynkowej do preambuły Konstytucji (zamiast SGR może być inna formuła nakierowana na pogodzenie w gospodarce Postępu i Rozwoju, Równowagi, Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa).

Żeby nie zamęczać Czytelnika, dopiszę jeszcze jedno tylko kuriozum: otóż nie trzeba być Einsteinem konstytucyjnym, by zauważyć, że splot pewnych nierównych co do rangi zapisów, splot zamierzony, powoduje, że Parlamentem (a więc całym ustrojem Polski, poprzez Decydenturę i Nomenklaturę) zarządza w rzeczywistości nie więcej niż kilkanaście osób, przede wszystkim szefowie najważniejszych ugrupowań (rządzących i opozycyjnych). Zdarzyło się już, że jedna z takich osób była euro-parlamentarzystą, nie zasiadała w Sejmie, co oznacza, że „grono sprawcze” może być pozaparlamentarne!

Te zapisy – podkreślmy i powtórzmy: nierównej wagi, nieproporcjonalnej miary – to Konstytucja, Ordynacja Wyborcza (z uprawnieniami PKW) oraz Regulamin Sejmu. To one powodują, że Parlamentarzyści to osoby wytypowane przez partyjnych przywódców, w pełni odpowiedzialne przed nimi, a nawet zagrożone doraźnymi karami za nieposłuszeństwo, autorską samodzielność, brak dyscypliny.

No, więc Piąta Rzecz Do Zmiany: spowodować, by Parlamentarzyści (ale też Radni) byli wobec siebie w pełni równorzędni, a ich myślenie i działanie wyznaczały oczekiwania wyborców.

 

*             *             *

Szanowni!

To  nie jest tak, że mi się te postulaty przyśniły przed świtem. Jestem aktywnym, choć konsekwentnie, na własne życzenie, szarym obywatelem. Czytam, studiuję, słucham, dyskutuję, doświadczam – i próbuję znaleźć sposób na udoskonalenie tego, co niedoskonałe.

Wszelkie rozmowy o Konstytucji i Systemie-Ustroju, zwłaszcza w Polsce – są jałowym mieleniem, byle tylko zagadać to co najistotniejsze, czyli ŻADNĄ rolę nas, Głosujących (bo przecież nie Wyborców) w całej maszynerii.

Poznałem osobiście i na bieżąco śledzę kilku „konstytucjonalistów”. Ucieszę się, jeśli niniejszą notkę zauważą i nazwą w stylu „ależ nie rozumiesz, o co idzie”. Bo wtedy potwierdzę to, co już wiem, i czemu daję właśnie wyraz.