Dżentelmeneria polityczna w malignie

2011-02-05 11:17

 

Dawno już życie polityczne – mówię o rozmaitych przedstawieniach uruchamianych i inicjowanych w obszarze Polityki – nie było tak podszyte napięciami, podejrzliwością i nerwowością, a w ślad za tym – niecierpliwą konfliktowością.
Widać to jasno, choć przecież jesteśmy dość ciężko doświadczeni demokracją a’rebours od początków po-okrągło-stołowych. Mało kto dziś wspomina konflikt wewnątrz kancelarii Prezydenta (Wałęsy), „wojnę na górze”, zaangażowanie mediów i służb przeciw kandydatowi do funkcji Prezydenta (S. Tymiński). Gdzie-niegdzie jeszcze pamięta się tzw. „listę Macierewicza” czy „trawienne” okoliczności pogrzebania rządu H. Suchockiej. O wyraźnych akcentach politycznych, a nawet zakulisowych, takich przedsięwzięć jak „terapia szokowa”, program powszechnej prywatyzacji czy wcześniej zerwania ciągłości w gospodarczych stosunkach międzynarodowych oraz inwazji spekulantów i „doradców” z Zachodu – litościwie nie wspominam.
Po konsolidacji sceny parlamentarnej możliwe okazało się wprowadzenie nowej, zresztą fatalnej dla demokracji Konstytucji oraz „wejście” do OECD i Europy, ale „w chwilę potem” rozpoczęła się nowa fala: afera Rywina, konflikt PO-PiS.
Jednak to, co właśnie teraz obserwujemy – dowodzić może tylko jednego: jesteśmy u progu wielkiego przegrupowania politycznej sceny teatralnej. Tej jawnej.
Pierwszym, niezauważonym protestem przeciw klientystycznej konsolidacji była odmowa zintegrowania się PPS (pod P. Ikonowiczem, bardzo wtedy popularnym) w partię SLD, choć w luźnym porozumieniu występowała ona, obok np. UP i ponad 20 innych ugrupowań, nawet związków zawodowych. Taki sam charakter – choć „ubogacony” doświadczeniami patrymonialno-wodzowskimi – miało odejście z PO panów A. Olechowskiego, M. Płażyńskiego, J.M. Rokity czy P. Piskorskiego, zaś M. Jurka, L. Dorna i innych z PiS. Nawet PSL doświadczyło „zwolnień grupowych”. No, i dotarliśmy do sedna: powstaje secesja RPP (wyjście z PO) oraz PJN (wyjście z PiS). Swoje status quo polityczne odświeżają PSL i SLD. Nieco ciszej okopują się politycznie centrale związkowe, w liczbie co najmniej czterech. W jakiś ciemny sposób aktywizuje się SD, sekretnie drąży swoje Ordynacka.
Zapowiedzią trwającego procesu było jawne stanięcie Państwa przeciw Obywatelowi (nie, nie mówię o podstępnym wprowadzeniu najnowszej Konstytucji), a zarazem krwawe zwarcie się koterii i kamaryli w postaci jawnych operacji przeciw członkom własnego rządu (nie, nie mówię o wystąpieniu A. Milczanowskiego przeciw J. Oleksemu). Dekompozycja polskiej sceny politycznej trwa, wsparta przez wydarzenia równie nieoczekiwane, co dramatyczne.
Oznacza to, że „bogactwo” podmiotów politycznych, które będą walczyły o miejsca w izbach parlamentarnych, a przynajmniej o wsparcie „publiczności”, jest porównywalne z „otwarciem” na początku lat 90-tych. Tyle, że wyborca jest już doświadczony różnymi „dobrodziejstwami” ustawodawców, zaś poza mediami wielkie znaczenie mają pieniądze i ich brak. Na koniec – jak nigdy przedtem – żywych jest kilka boląco-piekących tematów, dla których nie ma dobrego rozwiązania: ochrona zdrowia, emerytury, infrastruktura, zadłużenie budżetu centralnego i budżetów municypalnych, skandale w rozmaitych funduszach, gry o redakcje medialne, bezrobocie nabierające cech chroniczności – wszystko to owocuje rosnącym autorytaryzmem Władzy i niemal małpią zręcznością Rządu w wycyganianiu od ludności rozmaitych zaskórniaków. A końca nie widać.
No, zatem w dyspucie „gadających głów” sformułowanie „ja panu nie przeszkadzałem” jest najłagodniejszym z chamstw (po co mam dobierać słowa, skoro ONI nie dobierają?). W walkę polityczną zaangażowane są nie tylko służby tajne, służby jawne, media – ale też najwyższe wartości, obszary tabu, życiorysy konkurentów i zwykła ściema.
Brakuje mi tylko jednego: jawnego zaangażowania Zagranicy (o tym, że niejawnie jest ona zaangażowana, świadczy jej zachowanie po upadku rządu J. Kaczyńskiego i po Katastrofie). Źle powiedziałem „brakuje”. Chodzi mi o to, że dopełnieniem właściwej, prowincjonalnej roli Polski na arenie międzynarodowej byłoby odsłonięcie przez „nasz” establishment listka figowego i przyznanie się, że własny kraj traktuje ów establishment jak koryto, a swoje ambicje lokuje poza krajem, choć niekoniecznie chce zmieniać adres zamieszkania.
Na poziomie „technicznym” chodzi o to, że coraz więcej jest chętnych (takich którym nie da się odmówić) do obsadzenia stanowisk w Nomenklaturze (Administracja, Infrastruktura, Finanse, Polityka), a „ilość kandydatów na jedno miejsce” rośnie nawet jeśli owa Nomenklatura została rozdęta do granic społecznej (nie)wytrzymałości. Coraz większa jest też nieufność, podejrzliwość wyborcy. Są jeszcze duże grupy, które można nakłonić do „owczego” masowego wsparcia konkretnych sił politycznych – ale to już nie jest odruch, tu już trzeba argumentacji, w tym obietnic popartych czynami.
Będzie się działo! Kto układny – niech raczej unika miejsc ruchliwych. Tam miejsca dla niego nie uświadczysz!
Skąd mam przeczucie, że w okolicach wyborów (kiedykolwiek się odbędą) będziemy mieli do czynienia ze społecznym, oddolnym spazmem?

 

 

 

Kontakty

Publications

w malignie

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz