Czymże jest partia?

2011-03-28 05:00

 

Ruch partyjny to w czasach nowożytnych jedyny ruch legalny, mający prawo ubiegać się o Władzę, czyli o kompetencje dla mniejszości do rządzenia losami większości.

 

Słowniki podkreślają pochodzenie słowa „partia” od łacińskiego „pars” (część). Między wierszami (a może bezwiednie) przemycają też samozwańczy charakter partii jakiejkolwiek. Oto bowiem „umówiono się”, że obszar społecznej wyobraźni (ostatnio polubiłem słowo „imaginaria” wprowadzone do dysputy przez Ch. Taylora) zostaje podzielony na rozmaite fragmenty, każdy z tych fragmentów zostanie opatrzony jakimś pakietem ideologicznym, zaś ideologie będą zdobiły sztandary i transparenty różnych ugrupowań, które – NIE PYTANE I NIE PROSZONE – ustawiać się będą na czele grup społecznych i grup interesów jako ich reprezentanci.

 

No, trzeba „przełożyć na nasze” to co powyżej napisano.

 

Koncept partyjności dojrzewał w Europie równolegle z konceptem parlamentaryzmu. Na innych kontynentach bywało z tym różnie, ale na pewno nie tak jak w Europie. Istniało tylko jedno podobieństwo: u europejskich monarchów, wokół carów czy chanów, u stóp cesarzy chińskich albo afrykańskich i azjatyckich satrapów, niezależnie od siły i wielkości DWORU kształtowały się lobbystyczno-pasożytnicze koterie realizujące się w zyskownych intrygach. Nie ma podręcznika historii, który nie opisywałby fenomenu STRONNICTW charakterystycznego dla otoczenia władców, gdziekolwiek, kiedykolwiek i czymkolwiek oni władali!

 

Monarchie europejskie zaczęły chwiać się w swych feudalnych posadach, kiedy znaczenia nabrały wytwórnie fabryczne: okazywało się powiem powszechnie, że smykałka produkcyjna i zmysł wynalazczy-racjonalizatorski są niekoniecznie przywilejem feudałów, a raczej są rozprzestrzenione sprawiedliwie, losowo pośród wszystkich, niezależnie od statusu społecznego, zamożności, narodowości, pochodzenia „urbanistycznego”, a nawet płci.

 

Nie to jednak decydowało, tylko ambicje kupców i fabrykantów: ich zmysł praktyczny okazał się zgubny dla monarszej władzy: ta umiała wyłącznie łupić podatkami, podczas gdy „przedsiębiorcy” umieli zdzierać z ludzi ich grosze „po dobroci”, dostarczając im w zamian pozór ekwiwalentu, czyli jakiś towar. Ostatecznie każdy z „dworów” siedział po uszy w długach i zobowiązaniach wobec „przedsiębiorców”, a że nie wszystkich udało się ukatrupić sekretnie, rosły długi i rosły ambicje kupców i przemysłowców. Zapragnęli oni dostępu do salonów (do balów, do przepychu i do stanowisk politycznych) od głównego wejścia, a nie od kuchni. Uwierało ich to, że salony brzydzą się nimi, choć chętnie się zapożyczają „na wieczne nieoddanie”. Uwierało ich słowo „mezalians”, cokolwiek oznaczało.

 

Francja uchodzi za kolebkę europejskiej i światowej demokracji. Warto zatem rozpisać na role rewolucyjne hasła Wolności, Równości, Braterstwa (liberté, égalité, fraternité). Hasło to sformułowano (oficjalnie) 30 czerwca 1793 roku i odtąd znakowano nim publiczne budynki, ważne dokumenty oraz zwykłe wiece.

 

Wolność – to manifest „przedsiębiorców”, kupców i fabrykantów, którzy postulowali swobodę przedsiębiorczości, działalności gospodarczej. To oni byli lobbystycznym motorem francuskich zrywów rewolucyjnych, choć na barykadach ich raczej nie było widać. Pilnowali interesów. Hasło Wolności stało się glebą rodzącą wszelkie idee prawicowe, z liberalizmem na czele. W kręgach mniej zamożnych wolność interpretowano też jako „wyzwolenie”, cokolwiek to miało znaczyć.

 

Równość – to zawołanie skierowane do ludu, zwłaszcza „miastowego”, w coraz większym stopniu zatrudnianego nie tylko w formule feudalnej (służba, danina), ale też w formule „przemysłowej” (zadanie, płaca).Ci bowiem, którzy czuli się współtwórcami coraz powszechniejszych dóbr – czuli się coraz bardziej równi panom, nie umiejącym najprostszej rzeczy, najzwyklejszej pracy wykonać! Ich gniew i pragnienie emancypacji przekładały się na rewolucyjną masę paryską, bez której – nici z przewrotu.

 

Braterstwo – to hasło przełamujące nieufność sił konserwatywnych, uznających wszelki zastany porządek za taki, który ustanowiła Opatrzność: myślenie to, wsparte wszystkim, co obudowane było Bogiem i Kościołem, „pacyfikowało” opór tych, którzy wahali się między atrakcyjnym „nowym” i ustanowionym, uświęconym „starym”. Wszak wszyscy jesteśmy braćmi!

 

Współcześni manipulatorzy medialni nie zdołaliby wymyśleć lepszego hasła rewolucyjnego: wolność dla bezpośrednio zainteresowanych, równość dla mas niezbędnych dla dokonania przewrotu, braterstwo dla tych, co stoją z boku niepewni! Monarchia nie miała szans, chyba że Rewolucja postawi na czele pochodu Napoleona, ten zaś powracającą chyłkiem monarchię zamieni w farsę.

 

Francuskie ruchawki, niezależnie od rzeczywistych owoców,  miały jednak ważki skutek społeczno-instytucjonalny: dworskie koterie przestały być dworskimi, a stały się „publicznymi”, zaczęły odwoływać się do tego, co „myślą na mieście”, zabrały się też dziarsko, z wprawą nabraną w intrygach, za gry i zabawy ideologiczne, rozpisując na głosy rewolucyjne hasła liberté, égalité, fraternité. I ustawiając się na czele rozmaitych grup społecznych i grup interesów.

 

Dowód?

 

Nie ma dziś nurtu filozoficznego, ideologicznego, politycznego, religijnego – który nie odwoływałby się jakiejś „iteracji” powyższego trój-hasła. Nie istnieje też żadna partia współczesna, która zawiązała się pośród ruchu społecznego: każda partia powołana została w zaciszu gabinetu lub nielegalnej jaczejki, a dopiero potem została ogłoszona jako jedyny prawdziwy reprezentant czegoś, co reprezentować zechciała. Nawet te partie, które wyrosły z wielkich buntów społecznych albo z ruchu związkowego (trade-unionistycznego).

 

 

*             *             *

Nie narzucam się nikomu z powyższym poglądem. Ale mam tę satysfakcję, że na wszelkie deklaracje partyjne patrzę od dawna jak na oświadczenia watażków: od jutra będę ciebie łupił łagodniej, seksowniej i ku twojemu zadowoleniu, tylko pomóż mi usunąć od władzy tych, którzy dziś łupią cię okropnie, bez umiaru i bezczelnie.

 

I zawsze się sprawdza!

 

Bo partie dziś występują raczej w sienkiewiczowsko-kmicicowskiej formule: jako zastępy straceńców, wiecznie gotowych do ruchawki. Uda się – wygrali. Nie uda się – spiskują dalej, wzniecając awantury.

 

Szaremu zaś człowiekowi – nic do tego. Niech głosuje i uczy się od mądrzejszych!

 

 

Kontakty

Publications

Czymże jest partia?

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz