Czekam na mapki sołectw
No, to mamy teraz wysyp dowodów na to, ze PiS jest lepsze tu, PO jest lepsza tam, w dziesiątkach przekrojów widzimy jednak jedno: 80% głosujących oddało głosy na to, żeby Pcimiem Dolnym, Kłajem i Zadupiem rządziła któraś z warszawskich kamaryl: taki jest ostateczny skutek tych – pożal się boże – „wyborów”.
Sołectwo – to z grubsza społeczność między 300 a 3 tysiącami osób. Obejmuje tą nazwą również „kwartały” wielkomiejskie czy osiedla średniomiejskie.
Wyobrażam sobie, całkiem na jawie, że takich 300/3000 osób rozpoznaje się w sklepach, w okolicach szkół, przedszkoli, bazarków, skwerów, placów zabaw, itd., itp. Ale też nie musze sobie wyobrażać, bo wiem, iż rzeczywistość tak NAM urządzono (nam urządzono, a nie MY urządziliśmy), że nasze codzienne „potykanie się o siebie” nie czyni nas wspólnotą, bo zbyt wiele spraw życiowych nas rzuca do pracy „gdzieś poza”, a jak nie do pracy, to w innych sprawach.
W społeczności sołeckiej (nazywam ją zamiennie „swojszczyźnianą”) łatwo jest obrać-wybrać kogoś „sąsiedzkiego”, kto weźmie na siebie rolę „ogniskującą”. Niech to będzie Sołtys. Wiadomo, że nie każdy ma temperament polityczny – ale Sołtys raczej ma. Jeśli każda z 300 osób gotowa jest – średnio – przeznaczyć składkę 10 złotych „na Sołtysa” – to mamy niezłą sumkę (najlepiej zdjąć ja z opodatkowania), a jeśli społeczność liczy 3000 osób, to mówimy o składce po złotówce! Oczywiście, to jest model.
Byle w tym modelu było prawo sąsiadów (społeczności swojszczyźnianej) do odwołania takiego Sołtysa, w prosty sposób: przestajemy mu dawać swoją „dychę”.
I niech mi który teraz zaprzeczy, że tak rozumiany Sołtys będzie bardziej nasz niż partyjny! O to chodzi w całym modelu! Niech partie zabiegają o Sołtysów, a nie nominują ich wedle lojalności i umiejętności. skłonności do kręcenia partyjnych lodów!
Dodajmy do tego prostą formułę: każdy Sołtys jest „z automatu” radnym. Bez jakichś centralnych ustaleń, Lu musi być radnych w takiej miejscowości-gminie-powiecie, a ilu w innej. Przecież radnych mają na utrzymaniu – bezpośrednim – mieszkańcy! Ich sprawa, ilu jest radnych. Byle dbali o sprawy swojego sąsiedztwa.
Tu przerwę, zaznaczając jednocześnie, że administracja lokalna zajmuje się trzema sprawami:
- Budżetami lokalnymi (w ramach objętych Radą, czyli ilomaś sołectwami);
- Majątkiem wspólnym (w tych samych ramach);
- Zgodami na działalność gospodarczą, pozarządową, itp. (w ramach – jak wyżej);
Kto mi powie, że nie napisałem tu o esencjalnej samorządności?
A to, cośmy właśnie w niedzielę sobie wzięli na sumienie – to abdykacja z własnej podmiotowości na rzecz „warszawki” (w mieście stołecznym „warszawka” objęła 85% głosów, trzeci w kolejności kandydat na Prezydenta dostał oszałamiające 3% głosów!).
I wzięliśmy na siebie – po raz pierwszy w historii III RP – podział na metropolie (euro-biurokratyczne) i prowincję (parafialno-patriotyczną). Ten podział „już od jutra” odbijać się nam będzie czkawką – drodzy dwu-plemieńcy