Czego się można dowiedzieć

2013-05-06 08:26

 

Niektórzy moi znajomi obywają się bez telewizji, nawet jeśli mają odpowiednie urządzenie w domu. Na przykład jeden z nich wciąż słucha muzyki na jednym z kanałów, inny włącza kanały animowane, ale wycisza głos i od czasu do czasu przygląda się niebanalnym przygodom rysunkowych postaci.

Ja, niestety, mam nałóg radiowo-telewizyjny. Największe katusze przeżywam rano, kiedy to o tej samej porze rozmaici gwiazdorzy polityczni (czasem odziani w pióra fachowców albo mentorów), odpytywani przez krezusów dziennikarstwa aroganckiego, wypowiadają się w sprawie mojego „szczęścia w nieszczęściu” (bo zawsze jest jakieś nieszczęście, na które można odparować „nic się nie stało”), ja zaś mogę śledzić słowa tylko jednego. Wieczory są lepiej urządzone, mamy cichą zmowę mediów, aby nie wchodzić sobie w drogę. No, ale to mi zajmuje łącznie dużo czasu. Leczę się w ten sposób, że podczas audycji informacyjno-publicznych tworzę wiekopomne dzieła politologiczne do swojej komputerowej szuflady, a medium występuje obok w charakterze przeszkadzajki.

Na szczęście, są takie dni w roku, kiedy cały ten uciążliwy porządek rozsypuje się w drobny mak: oficjalnie są to święta świeckie i nabożne, zaś w gwarze potocznej są do „dłuuuugie łykendy”. Wtedy nastają w mediach ery informacji preparowanej od zera (bo w trybie rutynowym preparuje się informacje mające korzenie w rzeczywistości.

Podczas – niedokończonego jeszcze – ciągu dni świątecznych misja mediów docierała do mnie w postaci takiego oto bełkotu:

  1. Królowa Holandii utarła nosa dynastii Koburgów-Windsorów i dała wyrośniętemu synalkowi porządzić. Niewzruszona tym Elżbieta II, z Bożej łaski, Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej i Jej innych Królestw i Posiadłości Królowa, Przewodnicząca Wspólnoty Narodów, Obrończyni Wiary – jeszcze chce trwać, choć już jest prababcią-in-spe;
  2. Policja straszyła kierowców, że nie popuści im niczego złego (jak już wiemy – nie pomogło ani trochę);
  3. Komentatorzy wywindowali piłkarza rodem z Pruszkowa na szczyty list rankingowych świata – ten jednak nie powtórzył już wcześniejszej kanonady (a powinien był), kilka dni później w dodatku nie strzelił karnego (a powinien był);
  4. 1 maja to jest mnóstwo rocznic, a najważniejszą z nich jest przystąpienie Polski do Unii Europejskiej (zapomniano przy tej okazji o tych, którzy składali podpisy pod stosownym aktem);
  5. 1 maja to imieniny Józefa, TEGO Józefa (już nawet mniej akcentowano, że to Józef-robotnik);
  6. Leszek Miller jest takim samym mówcą jak politykiem, czyli czasem potrzebuje pomagiera, który podpowie mu błyskotliwe i celne zwroty podczas przemowy do tłumów;
  7. Premier nie tylko harata w gałę, potrafi też przeżyć bieg po asfalcie;
  8. Klasa robotnicza lubi grillować, a jej obrońcy lubią manifestować, każdy we własnym trybie;
  9. 2 maja, który jeszcze niedawno łatano ustanowieniem święta Flagi – za sprawą usłużnych mediów stał się – niczym u Bareji – Dniem Ptaka Czekoladowego, który zresztą niepostrzeżenie zniknął, nie dając się pożreć;
  10. Samoloty jak zwykle spadają na całym świecie z powodów najczęściej dziwnych, na szczęście nikt już nie pakuje do jednej salonki kierownictwa państwowego, co jest niewątpliwym wkładem Polski do światowego dziedzictwa protokolarnego;
  11. Polska była papugą Ameryki już przy okazji kopiowania ichniej demokracji (aż sprawdziłem, czy znów nie przymierzamy się do kolonizacji Madagaskaru), media jak zwykle omijały fakt, że pierwsza konstytucja demokratyczna w zamyśle – to kozacki dokument autorstwa Pyłypa Orłyka, przybocznego Mazepy, i że potem jeszcze mieliśmy próbę korsykańską;
  12. Kubica dachował, ale dojechał, zaś Mercedes szykuje mu bolid F1;
  13. Waldemar Pawlak żyje i nadal jest naczelnym ochotnikiem strażackim;
  14. Giro d’Italia i mistrzostwa świata w snookerze – całe szczęście, że jest czym wypełniać niszowe serwisy;
  15. Unia Europejska grozi paluszkiem Polsce za coś, czego nie chcemy zrozumieć: forsa jest od tego, żeby ją wydawać roztropnie i przejrzyście: trwają twitterowe poszukiwania winowajcy zaniedbań;

Takich mniej-więcej informacji przewinęło się przez media około setki, co dało odbiorcom jako-taki pluralizm. Ja zaś zauważyłem, że aktywność blogerów w tym czasie wielce spadła, co oznacza, że nawet Internet reprodukował ten dziadowski pluralizm.

Łykend snuje się nadal.