Co to, co to

2012-11-04 07:53

 

Klasyk, brodaty, pochodzenia mojżeszowego, przekonań kolektywistycznych, raczył zauważyć za Heraklitem, że „nic dwa razy się nie zdarza”, a od siebie dodał, że wielkie i ważne punkty Historii powracają (bywa), tyle że jako swoja własna farsa.

Czytam w szumie internetowym opinię o Sejmie w obecnej kadencji, że to najgorsza jego edycja, że rządzi w nim kłótliwość, zakulisowość, interesidła, egzaltacje, niekompetencja i zwykłe chamstwo. I myślę sobie: nieprawda, następna iteracja Parlamentu będzie jeszcze gorsza, aż jakaś wichura pozamiata te sprawy i da szansę na odbudowanie ustroju wedle jego zawołań i haseł, a nie wedle tego, co poddywanowe, zapleśniałe, jadowite, cuchnące.

Zadaniem Parlamentu jest – o ile dobrze rozumiem fenomen parlamentaryzmu – tworzenie i doskonalenie prawa w służbie ogółu, definiowanie i wdrażanie ustroju najlepiej – stosownie do miejsca i czasu oraz okoliczności – organizującego życie społeczne, publiczne. Słowo „najlepiej” powinno tu występować „samotnie”, nie wolno go używać w takich zbitkach, jak „najlepiej dla kogoś konkretnego”.

Tego zadania Parlament nie wypełnia. Począwszy od sposobu wyłaniania kandydatów do tego Parlamentu, poprzez procedury zwane na wyrost wyborczymi, poprzez interesy różnych „szarych” i „nie-szarych” sił wprowadzanych jak „wirusy” do Parlamentu wraz z „wybrańcami” – aż po sposób funkcjonowania posłów i senatorów oraz ich nader liczebnych pomagierów.

Zwrócę uwagę na dwa „drobiazgi”.

Poglądów nie zamieniaj w przepisy prawa

Jest taka zasada, stosowana przez Mężów Stanu: zrobię wszystko, byś bez uszczerbku dla siebie mógł otwarcie i wyczerpująco ogłaszać i wyrażać swoje poglądy i racje, ale stanę ci stanowczo na drodze, jeśli będziesz swoje poglądy i racje chciał zamienić w prawo obowiązujące wszystkich.

Polski Parlament niniejszej doby zdaje się nie znać tej zasady, a nawet stosuje ją a’rebours, co można rozumieć jako niedostatek Mężów Stanu. Co prawda, wielu w Parlamencie jest Mężów Opatrznościowych konkretnych środowisk, ale to zaledwie „podnóżek” kariery parlamentarnej: Mąż Stanu jest w stanie skutecznie otrząsnąć się z partykularnych wyobrażeń o demokracji i powstrzymać „rodzime” oraz własne, osobiste skłonności do zawłaszczania demokracji dla konkretnych interesów żerujących na dobru ogólnym. Mąż Stanu zauważy przede wszystkim, że kiepski to przepis, który wprowadza się do systemu prawnego sztuczkami proceduralnymi, a nie poprzez tzw. consensus.

Parada sukcesów sformalizowanych

Wiadomo, że współczesny świat, w którym komunikują się ludzie w większości sobie nieznajomi, musi operować jakimiś zobiektywizowanymi miarami i miernikami. Uradzono, że będą to dyplomy, pozycje biografii, certyfikaty, standardy, normy, itd., itp.

Okazuje się jednak, że „to nie działa”. Że dyplom „uczelni wyższej” nader często miewa tę samą wartość merytoryczną, co dyplom kupiony na bazarze, służy jedynie zagwarantowaniu dobrego pozycjonowania pośród wymogów formalnych kariery. Okazuje się, oj jak często, że „Curriculum vitæ”, upstrzone znaczącymi funkcjami i stanowiskami, oznacza, że prezentujący je szkodnik, matoł i złoczyńca blokował karierę ludziom lepszym od siebie pod każdym względem. Okazuje się aż nazbyt, że normy i standardy oraz przepisy, że wymagania konkursowe i przetargowe, są tworzone „pod osobę” albo „pod konkretny interesik” i wcale nie regulują spraw, tylko je rozregulowują.



* * *

Jestem głosicielem poglądu, że Państwo, co do którego „podopieczni” w większości sądzą, że żyłoby się im lepiej bez tego Państwa niż z nim, że Państwo, które na masową skalę jest utrapieniem obywateli i szkodnikiem, że Państwo, które stoi „na drodze” spraw dobrych zamiast je wspierać – to państwo Nielegalne. Paradoksalność tego poglądu tkwi w tym, że przecież o legalności czegokolwiek wyrokuje właśnie Państwo! Kto zatem ogłosi, że Państwo samo w sobie jest nielegalne?

Sądzę, że przyszły Parlament, nawet jeśli powstanie w przyspieszonych procedurach, pogłębi opisane dwa „drobiazgi patologiczne”, zamiast je wyrugować. Podstawę do takiego sądzenia odnajduję w postawach przywódców, liderów, władyków, ekspertów, janczarów, hunwejbinów i „tłuszczy elekcyjnej”, jakimi dysponują rządzący i ich adwersarze. Znakomicie oddaje to atmosfera wokół „numeru trotylowego”, jaki wykręcono opozycji: nie dość, że w najgorszym świetle zostali postawieni „ci i tamci”, nie dość, że z wszystkich wyszły porami najbardziej toksyczne jady – to jasno obnażono stan sił wrażych wobec siebie: rządzących stać jedynie na „numery”, ich adwersarzy stać jedynie na egzaltowaną polifurkację rozmaitych „akcji” i „aktów”.

Tak się polityki nie robi, moim zdaniem.