Co się zadzieje, gdy się TO stanie…

2015-06-30 10:43

 

Teraz Obywatele – zdają się mówić wszyscy. Platforma na nowo odkrywa swoją obywatelską formułę sprzed lat, PiS walczy o to, by obywatele lepiej się mieli we własnym Kraju, SLD szykuje się do ostatecznego rozwiązania kwestii Kanclerza, PSL na razie „końce w wodę”, ale jest przecież najbardziej „samorządną” firmą, powstały nowe, zdecydowanie „obywatelskie” ugrupowania, jak Zieloni, Razem, Zmiana, Nowoczesna. Kilka ugrupowań tradycyjnie lewicowych walczy o przetrwanie, jak Unia Pracy czy PPS. Swoje robią flibustierzy lewaccy i narodowi. Korwin-Mikke wyzywa ludzi od ostatnich, że nie chcą wziąć obywatelstwa w swoje ręce. Powstaje Biało-Czerwona, jak najbardziej dla obywateli. No, i Kukiz, który chce rozpirzyć Państwo, zakodować po obywatelsku ordynację wyborczą i oddać Kraj tym, którzy go poprą.

Nie oceniam ludzi po tym, jakie głoszą zamiary. Rzadko zresztą oceniam. Za to mam prawo i chcę ocenić same zamiary.

Realia są takie, że „elektorat” – dość gruntownie pozbawiany rzeczywistych cech obywatelskich przez ostatnie ćwierćwiecze – dzieli się wedle kilku kryteriów:

1.       Kryterium sukcesu życiowego: beneficjenci, pretendenci, wykluczeni;

2.       Kryterium postawy: roszczeniowcy, przedsiębiorcy, oportuniści;

3.       Kryterium ideowe: pobożni, socjaliści, liberałowie;

4.       Kryterium stosunku do Państwa: budowniczowie, negatywiści, moja chata z kraja;

5.       Kryterium międzynarodowe: za USA, za Brukselą, za Moskwą;

Nawet tak pobieżna „siatka polityczna” daje 15 możliwości, przy czym nakładają się one na siebie. żaden polityk nie znosi aż takiej różnorodności: bo to oznacza konieczność solidnego przygotowania programowego, złożonych gier zakulisowych (z liderami różnych nurtów), itd., itp. Dlatego wszyscy, nawet jeśli są wobec siebie wrogami, są zainteresowani tym, by elektorat skupił się wokół dwóch-trzech zawołań, a pozostałe racje ideowe czy polityczne „doczepia” się do tych głównych.

No, i mamy owe trzy zawołania: Wolność-Rynek, Ojczyzna-Prawość, Człowiek-Praca-Sprawiedliwość. Co się za nimi rzeczywiście kryje – nie jest dla „ludzkich oczu”. Na wierzchu – czyli w mediach – są tylko te trzy zawołania i ustawiczne zabiegi kilkunastu ugrupowań (też wciąż się zmieniających) o to, ile z którego zawołania będzie kojarzone z nimi.

Ten kontredans trwa do dziś. W zasadzie zdominował wszelką robotę polityczną. To oznacza, że – poddani otępieniu przez ponad pokolenie – ludzie rzeczywiście dzielą świat polityki na troje, sami sobie odmawiają tego, co jest istotnym smakiem w bukiecie demokracji, czyli różnorodności: nie jest różnorodnością sztuczny trójpodział. Świat społeczny jest o wiele bogatszy.

Oczywiście, kiedy realna rzeczywistość dotkliwie piecze w tyłek – wtedy medialne racje ideowo-polityczne przestają być ostre i stanowcze, człowiek zastanawia się, dlaczego rzeczywistość skrzeczy inaczej, niż to dyktuje oficjalna partytura. I tu trzeba, do znudzenia, powtarzać: Tymiński, Lepper, Palikot, Kukiz: kariery pierwszych trzech, mgławicowe w różnym stopniu, polegały na tym, że negowali oni zawężenie pola wyboru obywatelskiego, że przypominali ludziom „elektoratu”, że jest coś takiego jak obywatelstwo, i to jest w nich samych, jako niezbywalny atrybut Człowieka-Osoby.

Nie mam wątpliwości, że wszyscy czterej wymienieni politycy – są krańcowo „nietypowi”, każdy kto o nich powie „wariat, niepoważny, dzikus, rozrabiaka” – będzie miał rację. Ale to oni byli i są (każdy w swoim czasie) nosicielami buntu (wkurwu?) związanego z oczywistą rozbieżnością tego, co wmawia się „elektoratowi” i tego, co ów „elektorat” doświadcza na co dzień, cieleśnie. Można to nazwać spazmem antysystemowym.

Ci, którzy chcą obrzydzić dziś ludziom Kukiza i wpędzić jego zwolenników w kompleksy – chcąc nie chcąc konserwują system-ustrój. Dla mnie jest to system-ustrój nie do przyjęcia, daję znać o tym od zawsze (nawet kiedy miałem niemały biznes), i nie mam zamiaru czekać, aż zacznie go rozmontowywać jakiś elegancki, obyty w polityce dżentelmen. Mogli być Wałęsa, Tymiński, Lepper, Palikot – może być Kukiz. Skądinąd jedyny po 1989, do którego wszyscy mówią po imieniu nie tylko podczas wiecu, ale w każdym codziennym kontakcie.

Spazm zagospodarowywany przez Pawła Kukiza idzie – powiadają – dalej niż spazmy Tymińskiego, Leppera, tym bardziej Palikota: Kukiz może zostać Wałęsą, obalaczem systemu-ustroju, o ile będzie tak jak Wałęsa „inteligentny sytuacyjnie”. Nikt Lechowi nie odmawia niezwykłego „nosa”, choć rozrabiał zarówno jako strajkowiec, jak też jako Prezydent. Jak dotąd Paweł starannie ukrywa swoje „polityczne IQ” za różnymi ruchami o charakterze „robaczkowym”, których zwieńczeniem jest nowe otwarcie w postaci nowej strony internetowej i wskazania na niej trzech pomagierów. Mam nadzieję, że nie traktuje ich jak „części zamienne”, jak harcowników, których się zastąpi „kimś lepszym”, kiedy wykonają zadanie.

Teraz Obywatele – powiada Kukiz. A ja jestem obywatelem. I nie obchodzą mnie bzdury ideowe i polityczne, jakie opowiada: kiedy zmieni rzeczywiście ordynacje wyborczą – w moim okręgu (obwodzie) wyborczym będzie się patrzyło nie na to, co mówi i robi Kukiz, tylko nasz, tutejszy kandydat. Taka jest wszak naczelna idea JOW, nieprawdaż?