Co może powiatowy parafianin

2013-11-04 00:00

 

Ku mojemu zdumieniu fruwają wokół mojego telefonu i e-maila rozmaite propozycje ludowo-oddolne dotyczące zbawiania naszego gminnego świata. Sam też dokładam swoje, nie od dziś przecież. Spróbuję podliczyć, udokumentować.

  1. Po pierwsze: stałe lokalne komitety wyborcze. Ich sens opiera się na niezależności od politycznych kamaryl, najczęściej partyjnych: we wsi, na osiedlu, w środowisku – powinny powstać mikro-organizacje, których jedynym celem jest oddolne wyłanianie kandydatów do kolejnych wyborów spośród tych, których znamy z sąsiedztwa, z codziennej tu-teraz aktywności;
  2. Po drugie: ławnicy ludowi. Chodzi o osoby wysokiego zaufania lokalnego, które można upoważnić (np. zbiorowo, np. w obecności notariusza) do reprezentowania lokalnej mikrospołeczności przed urzędami, sądami, itd., itp., a także do monitorowania obrad i całej działalności wybieralnych kolektywów lokalnych (np. rad miasta);
  3. Po trzecie: sołtysi. Istniejącą instytucję sołtysa, sprowadzoną przez Państwo do roli „delegata” podatkowego i nadzorcy w sytuacjach nietypowych – można odnowić do roli rzeczywistego reprezentanta Ludności, a finalnie – do roli radnego, w pełni odpowiedzialnego przed wyborcami, reprezentanta w wyborach pośrednich na wyższych szczeblach;
  4. Po czwarte: kadencja. Przyjęło się, że kadencja rozmaitych organów w całym kraju jest równoległa: zaczyna się i kończy tego samego dnia w Szczecinku na Pomorzu i w Jarosławiu pod Przemyślem. A nie ma dobrego powodu, by tak było: każdy reprezentant-przedstawiciel wybieralny może i powinien mieś swoją kadencję od dnia wyboru, i nie musi być wybierany w ogólnokrajowej kampanii;
  5. Po piąte: mentorzy ludowi. Chodzi o osoby, które w systemie prawnym pełniłyby szczególną rolę, mając rzeczywiste prawo do wstrzymania administracyjnych, komorniczych, bankowych i sądowych procedur do czasu ich wyjaśnienia. Instytucja mentora ludowego byłaby para-państwowa: mentor nie ma żadnych zobowiązań państwowych, reprezentuje obywateli;
  6. Po szóste: ustrojowa zasada ochrony słabszego. W procedurach administracyjnych, sądowych, egzekucyjnych, windykacyjnych – powinna obowiązywać zasada, że „strona słabsza procesowo” jest szczególnie chroniona, a nawet że „ma pierwotną rację” (zwłaszcza wobec pracodawców, urzędów, firm wyposażonych „z klucza” we wsparcie prawników);
  7. Po siódme: waluta lokalna. Dziś traktowana jest jako ciekawostka-atrakcja turystyczna, ale użycie jej w celach samopomocowych ma najgłębszy społeczny sens, jeśli przyjmie formułę spółdzielni, kasy zapomogowej, towarzystwa wzajemniczego, itd., itp.;
  8. Po ósme: swojszczyzna. Instytucja swojszczyzny jest odpowiednikiem obywatelstwa, oznacza umowę partnerską i dobrowolną (nie-obowiązkową), zawartą między osobą, rodziną, mikrospołecznością – a gminą (lub jednostką upoważnioną do wyboru sołtysa);
  9. Po dziewiąte: minimalny dochód gwarantowany. Każdy obywatel powinien mieć zagwarantowany posiłek poranny, odzienie oraz środki na poruszanie się w rzeczywistości kulturowo-cywilizacyjnej (zbiorowy transport osobowy, internet, itd., itp.);.
  10. Po dziesiąte: komunalizm mieszkaniowy. Zakładając, że mieszkanie jest ostoją Domu (miejsca, gdzie gromadzony jest dorobek człowieka-rodziny i realizowane jest elementarne uspołecznienie, nabywanie umiejętności społecznych) – gminy wydzielają tereny i środki, gdzie wspólnotowe grupy zakładają autonomiczne mikro-osiedla mieszkaniowe;
  11. Po jedenaste: samozatrudnienie. Dziś formuła ta jest paskudnie eksploatowana przez pracodawców, którzy w ramach szyderczo pojmowanego „outsourcingu” zatrudniają ludzi w najłatwiejszej formule prawnej, pozbawiającej pracownika dziesiątków uprawnień wypracowanych przez pokolenia. Alternatywą jest „nowe rozdanie spółdzielcze”;
  12. Po dwunaste: nacjonalizacja powiernicza. Regalia materialne (infrastruktura, w tym krytyczna, wody, lasy, kopaliny, grunty, obiekty) i niematerialne (koncesje, licencje, loterie, certyfikaty, standardy, stanowienie prawa, fundusze publiczne) powinny stać się ponownie własnością społeczności lokalnych i zarządzane w sposób powierniczy;

Jeszcze kilka lat temu opowieści o tym, co powyżej, należały do sfery baśni „za górami, za lasami, w nie-rzeczywistości”. Dziś wielu polityków z pierwszych odsłon medialnych niektóre z tych zagadnień traktuje poważnie, a liczba stowarzyszeń oporu wobec obecnego reżimu, na rzecz nowych rozwiązań systemowo-ustrojowych – rośnie.

To dobrze wróży. Wymaga tylko włączenia dwóch sygnalizatorów „terrain ahead” i „pull up, pull up”: odłączenia ogólnokrajowych kamaryl partyjnych od procesu dojrzewania tych idei-inicjatyw oraz „kopernikańskiego przewrotu świadomości obywatelskiej”, by idei tych nie przewłaszczyła nowa warstwa wydrwi-cwaniaków politycznych.

Aktualne pozostaje pytanie: czy i jaka siła polityczna (ruch) powinna patronować przemianom w zarysowanym kierunku, a drugie: co może i powinno być wehikułem takich przemian.