Co mnie uwiera

2013-08-21 09:47

 

Niektórzy myślą, że ja nie lubię PO, zwłaszcza ekipy Tuska. Inni zaś mają przekonanie, że mam pretensje do PiS-u za dwuletni okres dominacji, szczególnie w wykonaniu Delfina. Jeszcze inni dziwią się, że ja, dziecko PRL-u, mający mnóstwo znajomych prominentnych SLD-owców, ujadam na nich jak na obcych. A już to, że szarpię starego przyjaciela-ludowca jak pies listonosza – zupełnie pojąć nie mogą.

Wniosek: ten facet (czyli ja) ma jakiś polityczny uraz, może kariery nie zrobił, może go coś zapiekło.

Więc muszę coś wyjaśnić, choć całej prawdy nie powiem (by nie zaciemniać obrazu, naprawdę, tylko dlatego).

Jestem pryncypialny (w słowach), kiedy widzę nieludzkość. Mam gdzieś w sobie przekonanie, że jeśli człowiek ma gotowość do pracy i rozumie, że jego jednostkowość musi się wkomponować w jakąś zbiorowość, społeczność, wspólnotowość – to jego życiowy progres jest w zasadzie nieuchronny. I kiedy widzę, że jednemu człowiekowi, setkom osób, milionom – nie jest dana taka droga, to czuję, jakby to mnie osobiście oszukano. Bo ktoś przecież kandydował, by rządzić, i zapewniał, że zrobi wszystko co możliwe, by ludziom żyło się lepiej. Kandydował z lewicy, prawicy, środkowicy, kto wie skąd jeszcze…

Mój program w tej sprawie brzmi: nieważne, że ktoś chce polepszyć życie 90% ludzi, skoro ma to oznaczać pogorszenie losu lub nieuchronne zablokowanie progresu pozostałych 10%. Nawet jeśli są to obiboki i leserzy. Bo to nie jest ludzkie, po prostu. Kafelki w łazience dla 90% nie mogą być powodem, że 10% obligatoryjnie pozbawionych jest łazienki. Nie mam nic przeciwko, żeby obiboków i leserów doświadczał boleśnie los, ale nie widzę powodu, by los wspierano drogą polityczną. Postęp dla wybranych, nawet większości, nie jest tego wart, naprawdę. Czy to już lewactwo, czy tylko przyzwoitość?

Z uzasadnieniem jak powyżej będę uważał za nieprzyzwoitego, niegodnego pełnienia funkcji publicznych każdego, kto przyczyni się do bezrobocia czy bezdomności, do odmowy ochrony zdrowia czy elementarnej edukacji, do odmowy wsparcia socjalnego. A każdego, kto mógł, a nie sprzeciwił się – uznam za tchórza zwykłego. To już lewactwo?

Jestem też pryncypialny w sprawie najszerzej pojętej władzy. Mam w sobie przekonanie, że tylko ten, kto gotów jest poświęcić się dla wyborców-podopiecznych (np. radny, poseł, dyrektor, minister) – ma moralne i społeczne prawo pełnić funkcje publiczne, zwłaszcza te związane z ustanawianiem i egzekwowaniem prawa. Jeśli widzę, że podstawową motywacją (a może podstawowym skutkiem) aktywności ludzi władzy jest zabezpieczenie siebie i swojego progresu – i temu celowi podporządkowane jest wszystko inne – to w moich oczach taki ktoś jest zdyskwalifikowany jako współ-władca. Odmawiam mu prawa reprezentowania siebie, odmawiam mu prawa rządzenia mną.

Z takim uzasadnieniem będę „ścigał” wszystkich urzędników, funkcjonariuszy i plenipotentów, wszystkie urzędy, organy i służby, które zmuszają mnie do różnych działań „pod rygorem…”, zwłaszcza kiedy wobec siebie stawiają dużo mniejsze wymagania co do praworządności.

Najbardziej jestem pryncypialny wobec tego, co nazwałem już dawno Państwem Stricte. W uproszczeniu – są to służby rozmaite (nie tylko sekretne), dyplomacja, organy kontrolne, sztaby mundurówek, zarządy tzw. infrastruktury krytycznej, wymiar sprawiedliwości, egzekutorzy-windykatorzy, penitencjaria. Otóż jest we mnie stanowcza niezgoda na to, by całe to towarzystwo uprawiało sekretne przede mną gry, za moje pieniądze, z nieznanym skutkiem dla mnie, grożąc mi czymś, jeśli zechcę zajrzeć za kulisy, aby dla tych gier gnojono tych nielicznych u władzy, którzy się z tym wszystkim nie godzą, aby większość moich dociekań w takich sprawach napotykała odpowiedź: immunitet, tajemnica państwowa-służbowa-korporacyjna, ochrona dóbr urzędnika-funkcjonariusza, itd., itp.

Z uzasadnieniem jak powyżej oświadczam: gadanie o terroryzmie, bezpieczeństwie publicznym, racji stanu i podobnych dyrdymałach jest nic niewarte, skoro nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. Zamiast trwonić moje pieniądze (wymuszone ze mnie siłą i podstępem) na te gry – te same pieniądze przeznaczcie na działania rozumiejące, że nikt nie rodzi się ani terrorystą, ani bandytą, ani innym złoczyńcą: zapobiegajcie frustracjom, to będzie mniej kosztowne, niż walka ze skutkami frustracji, a już rządowe działania terrorystyczne („odgórne”) i bandyckie oraz złodziejskie, a potem „krycie swoich” – to chyba przesada, nieprawdaż?

Nieco też pryncypialności mam dla tych, którzy włażą na różne stołki ze zwykłej, podłej chytrości, choć ich kompetencje merytoryczne są żadne, a moralne – pożal się boże. Nie umieją się pohamować. Każdy z nich powinien spędzić jakiś czas na obserwacji, i jeśli okaże się zdrowy – powinien zostać ukarany.

 

*             *             *

Jakie to proste: każdemu zagwarantować szansę postępu (nie forsować postępu jednym kosztem drugich), odmówić władzy tym, którzy ją sprawują przede wszystkim dla własnych korzyści (niekoniecznie materialnych), zlikwidować arogancką sekretność Państwa Stricte, która niczego dobrego nie daje, leczyć lub karać tych, którzy bez kompetencji okupują stołki.

Oczywiście, każdy, zwłaszcza polityk, szybciutko mnie wesprze, jeśli mój głos dokądś dotrze (a z tym jest pewien kłopot). Tyle, że wspierając mnie słownie – najczęściej działać będzie dokładnie wbrew słowom.

No, może jeszcze warto wspomnieć, że w moim najgłębszym przekonaniu fenomen Państwa wyczerpuje już swoje możliwości mnożnikowania, wspierania ludzkich starań. Głównie ze względu na uruchomiony przez siebie samego proces demutualizacji, czyli rozbijania wspólnot, społeczności, atomizowanie zbiorowości i zarządzanie nimi poprzez prawo i jego strażników. Ta formuła kończy się już zarówno w obszarze kulturowo-cywilizacyjnym, który uznajemy za „nasz”, jak też w innych miejscach globu. Ale to temat odrębny, obszerny, w tym sensie nietutejszy.

I to wszystko – to jest mój pogląd polityczny. W zupełnej abstrakcji od konkretnej nazwy partyjnej. Nie jestem przeciw polityce, jestem przeciw Państwu, przeciw Ustrojowi-Systemowi, które polityka generuje. Jestem przeciw temu, aby całkiem liczne grono moich znajomych, którzy uposadowili się w polityce – zamieniało się w nieludzkie potwory odziane elegancko i elegancko się wysławiające.

Nadejdzie jednak dzień zapłaty. Prawie na pewno.