Coś sobie wyjaśnijmy nt. Ukrainy

2013-12-04 10:06

 

Nie czuję się znawcą Ukrainy i jej spraw. Jako ekonomista przyglądałem się kiedyś Republice Ukrainy stanowiącej całkiem ważny element układanki ZSRR. Pierwszy raz pojechałem na Ukrainę tuż po rozpadzie ZSRR (spisku białowieskim), kiedy jeszcze na granicach między byłymi republikami nie było pograniczników. Założyłem tam wtedy firmę i udanie robiłem rozmaite małe i duże biznesy. Ostatnio bywam tam w celach towarzyskich, czasem jako uczestnik konferencji.

Od zawsze interesowałem się Kozaczyzną (jako fenomenem społecznym i kulturowym), miałem okazję nie tylko czytać Szołochowa, ale też poznałem wielu ludzi będących Kozakami. Mam w repertuarze liczne kozackie piosnki, krotochwilne, gorzkie, romantyczne…

Spróbuję – w ramach głosu w dyskusji o tym, gdzie Ukraina, a gdzie Europa (przy okazji: gdzie Polska, a nie wypowiedzi mentorskiej – coś rozważyć.

  1. Kluczem otwierającym historię Rusi jest konstatacja, że wielkie przestrzenie na północ od Morza Czarnego, częściowo stepowe, częściowo lesiste, obfite w rzeki stanowiły „wariant zapasowy” dla „cywilizowanych” kultur kaukaskich i bliskowschodnich, a także „rubież” dla stepowych ludów z okolic Uralu i zakaspijskich. Aż do połowy pierwszego Tysiąclecia trafiali tam – mieszając się z rodzimą ludnością, nieliczną, nie mającą tożsamości etnicznej – banici i „emigranci” z południa oraz koczownicy ze wschodu;
  2. Poza ludnością miejscową (rozproszoną, odpowiadająca dzisiejszemu sformułowaniu „mirnyj narod”, spokojny lud) oraz ludnością napływową z trzech podanych wyżej kierunków – dzisiejszy teren Ukrainy był bezpiecznym terenem „przechadzek” rozmaitych żywiołów awanturniczych, wędrujących ze wschodu na południowy zachód (Madziarzy, Bułgarzy, Scytowie, Sarmaci), na południe (Chazarowie, Pieczyngowie), z północy na południe (Słowianie, Ostrogoci);
  3. Jeden z takich wędrujących ludów łupieskich (kolonizacyjnych) przywędrował z dzisiejszej Skandynawii i w drodze na bogaty, atrakcyjny Bliski Wschód zorganizował tereny naddnieprzańskie i naddniestrzańskie w formule państwowej: prawa, haracze, opieka. To wtedy ostatecznie ukształtowała się – znana dziś niemal wyłącznie na Słowiańszczyźnie – symbiotyczna dwużywiołowość społeczna (bezwzględni łupieżcy i dobrotliwi osadnicy, rekiet), nieznana np. w Europie;
  4. Jest coś, co wymaga poważniejszego niż dotąd zainteresowania badaczy: Ukraina ma w sobie od zawsze jakiś szczególny „kod peryferyjny”: mimo żyznych gleb, dobrego położenia geopolitycznego, wielokulturowości, nadmorskiego położenia, dość przyjaznego klimatu, a w najnowszych czasach kopalin (węgle, rudy) – nie powstała tu nigdy państwowość „swoja”, wrośnięta w terytorium, oparta na ludności. Obserwowana do dziś nieumiejętność zbudowania państwa poważnie traktującego Kraj i Ludność – powoduje że Ukraina zawsze była „kresowym” terytorium państw obcych;

Wokół Ukrainy jest kilka regionów, które miały lub mają w swojej historii wiele pokoleń ważnej państwowości, szanowanej wokół: Gruzja (1466 km do Tbilisi), Turcja (1058 km do Istambułu), Rosja (756 km do Moskwy), Litwa (590 km do Wilna), Polska (690 km do Warszawy), Węgry (900 km do Budapesztu), Złota Orda (1028 km do Wołgogradu), Grecja (1489 km do Aten), Austria (1055 km do Wiednia). Najdłużej Ukraina była „kresami” Rosji I Polski-Litwy. Pamiętajmy o Chanacie Krymskim, ze stolicą w Bachczysaraju (682 km od Kijowa, tyle co Warszawa). Ukraina takich tradycji państwowych nie ma.

Szczególna jest też topografia. Kiedy Ukrainiec chce we własnym kraju nad morze – to jedzie na południe. W góry – całkiem nieduże – jedzie na zachód, ewentualnie ma blisko na Kaukaz. Żeby zrozumieć różnicę między optyką ukraińską a polską – trzeba sobie wciąż ustawiać „lokalizator” na Kijów, a nie oglądać Ukrainę z pozycji warszawskich.

I jeszcze jedno: Ludność Ukrainy liczy 45,5 miliona (78,8% Ukraińców, czyli około 36 milionów). Tylko Rosja (140 milionów), Polska (38 milionów) i Turcja (55 milionów Turków) oraz bezpaństwowi Kurdowie (27 milionów) mają porównywalną liczbę ludności. Gdyby w Ukrainie zrodziły się ciągotki do regionalnego przywództwa – nie powinno to nikogo dziwić, co nie oznacza automatyczne spełnienie..

Gospodarka Ukrainy dzieli się – jak w Rosji czy Polsce – na trzy sektory: nomenklaturowy (we władaniu aktualnie rządzącej kamaryli), oligarchiczny (Rinat Achmetow, Dmytro Firtasz, Ołeksandr Janukowycz, Ihor Kołomojski & Hiennadij Bogolubow, Andrij Klujew, Wałeryj Choroszkowski, Wiktor Pinczuk, Ołeh Bachmatiuk, Petro Poroszenko, Serhij Kurczenko, Wiktor Nusenkis, Ołeksij Martynow, Wadim Nowinskij, Serhij Taruta, Konstantin Żewago, Konstantin Hryhoryszyn) oraz satelicki (ubiegający się o zlecenia w monopolach dwóch pierwszych sektorów).

Gospodarka ta nie jest nastawiona w ogóle na „rynek” wewnętrzny (tu funkcjonują drobni przedsiębiorcy i importerzy oraz geszefciarze): stąd „mirnyj narod” jest po prosu żałośnie ubogi. Gospodarka ta nie martwi się też o rentowność: to wymagałoby większego wywodu, ale powiedzmy, że podstawą rozliczeń i konkurencji na Ukrainie (podobnie jak w Rosji) nie są zyski, tylko FUNDUSZE (zasobowe, budżetowe, bankowe)[1].

Kozaczyzna w tym kontekście jest – paradoksalnie – kwintesencją demokracji ukraińskiej i nie przypadkowo została „zainstalowana” nawet w hymnie. Wielokrotnie sygnalizowałem, że pierwszą konstytucją świata z zapisami demokratycznymi była ta zredagowana w środowisku Mazepy, przez Pyłypa Orłyka.

Wydarcie woluntarystycznej władzy z rąk poradzieckiej Nomenklatury ukraińskiej wydaje się łatwiejsze niż wyzwolenie się spod łupieskiej dominacji Oligarchów. Dlatego każdy, kto stanie na czele ukraińskiego Ludu (pomarańczowi raczej dokonali tylko wymiany kamaryl) – powinien wdrożyć program gospodarczego upodmiotowienia Ludności, na przykład poprzez ustanowienie gospodarki spółdzielczo-samorządowej (coś jak jugosłowiańskie Skupštiny). Oczywiście, Europie (UE) marzy się Ukraina otwarta na drenaż, jak wcześniej Polska (zatem „liberalna”), więc cały projekt jest – delikatnie mówiąc – utopijny. Ale też doświadczenie i sympatia Ukraińców dla formuł „radzieckich” mogą być tu pomocne, bo są bliższe kozaczyźnie niż rządy biurokratyczne czy oligarchiczne.

Gorąco polecam – z czasem coraz bardziej trafne – dwa moje teksty z mijającego tygodnia: „Żyj, Ukraino” oraz „Tryumf demokracji wiecowej”.

 



[1] Miałem okazję zrozumieć, że bankowość w krajach poradzieckich jest rozumiana nieco inaczej niż na tzw. zachodzie: kumulacja płynnych walorów i rezerw służy drenowaniu rynku (oszczędności ludności i drobnych przedsiębiorców), a dopiero w dalszej kolejności akcjom kredytowym, ubezpieczeniowym, inwestycyjnym, itd., itp.). Można to zauważyć np. na tzw. giełdach;