Ciemięgom i niemotom

2017-05-12 15:49

 

Mam na FB niezbyt imponującą liczbę 820 znajomych. W Realu mam znacznie więcej, choć obcuję na co dzień mniej-więcej z 200. Z tego chyba wszyscy akceptują, niektórzy głośno wyznają takie wartości jak Wolność, Rynek, Demokracja, Miłosierdzie, Sprawiedliwość, Empatia, Prawa Człowieka, Pomoc Bliźniemu. W każdym razie, mocno bym się zdziwił, gdyby ktoś z „mojego kręgu” okazał się w deklaracjach nieczuły na niezasłużoną krzywdę moją czy moich bliskich.

Mam w życiorysie własne doświadczenia z tzw. wymiarem sprawiedliwości. Temida jest – zapewniam Was – zupełnie ślepa i durna. Bywało, że ewidentnie „łamałem i wyczerpywałem znamiona” – a ona, ta Temida, głucha jak pień. Ale też bywało, że to mnie robiono krzywdę, a ta idiotka, Temida, czepiała się mnie (w modzie jest mówić „mojej osoby”), choć pokazywałem palcem uciekających, zacierających ślady. No, straszna z tej Temidy jemioła.

Teraz będzie o konkretnym przypadku. Kontaktu z obcą służbą działającą bardziej lub mniej sekretnie. Jestem człowiekiem nadaktywnym, wciąż coś inicjuję, umawiam, organizuję. I to z tego powodu – a nie ze względu na jakąś moją nadzwyczajność – co i rusz napotykam na swojej drodze „piszących”: tak nazywam ludzi, którzy mają służbowy lub dochodowy obowiązek raportowania swoich kontaktów i cudzych działań. Niektórych piszących rozpoznaję od razu, bo są ciency w kamuflażu, innych dopiero po jakimś czasie. Na pewno są też tacy, których nie rozpoznam nigdy, zwłaszcza w dobie rozmaitości elektronicznych.

 

*             *             *

Jedną z moich najcenniejszych znajomości jest Mateusz Piskorski. Wiesz, Czytelniku, o kim mówię, bo pisałem o Nim wielokrotnie. Jego wartość – w moich oczach – polega na bardzo pouczającej ścieżce dojrzewania.

Zaczynał – poszukując jak wszyscy formy wyżycia się – od grupek zwanych neopogańskimi. Ja zaczynałem w harcerstwie, w innych czasach (jestem dużo starszy). Uważam, że harcerstwo to lepsze środowisko dla młodzieńczej inicjacji w sprawach braterstwa, patriotyzmu, tradycji, wspólnoty, dyscypliny koleżeńskiej czy rytów przejścia na kolejne awanse. Ale neopogaństwo też jakoś wdraża młodego człowieka w dorosłość, czyli obowiązek, odpowiedzialność, odwagę cywilną.

Apogeum swojego człowieczeństwa i obywatelskości doznał w Samoobronie. W odpowiednim czasie zadał się z właściwymi ludźmi i nurt poniósł go do Parlamentu, a tam nie był „szeregowcem”, tylko rzecznikiem. Niby wszystko o Andrzeju Lepperze wiemy, ale warto zauważyć: stanął on w obronie Gospodarzy, wokół których ogromadza się od setek lat społeczność prowincjonalna, poważa ich lud prosty i lokalni politycy – a tu z powodu Balcerowicza zaczęli do Gospodarzy zaglądać komornicy, co w społecznościach wiejskich oznacza infamię.

Pomijając, że to nie z rozrzutności, tylko ze zmiany warunków gry Gospodarze stali się dłużnikami – to mimo wszystko można było się z nimi obejść inaczej, niż przez tępą windykację na oczach lokalnych społeczności. W tym sensie miał Lepper rację. I w tej racji wspierał go czynnie młody, a już dorosły Mateusz Piskorski.

Formacja Samoobrony ledwo dycha dziś politycznie, sam przywódca stracił życie w okolicznościach kuriozalnych.

Ideę sprawiedliwego buntu, niezgody na system-ustrój selekcjonujący ludzi na „udaczników” i „nieudaczników” – kontynuował Mateusz założywszy partię Zmiana, zdobywając szczeble kariery naukowej, współorganizując placówki badawczo-dyskusyjne. Podjął się karkołomnego eksperymentu, połączenia w jeden organizm racji patriotyczno-parafialnych i komunarno-związkowych. I choć taki właśnie jest nasz Kraj i Lud – eksperyment buksuje niemiłosiernie.

Jakiś „piszący” – inaczej tego nie widzę – raportował gdzie trzeba i komu trzeba, że Piskorski jest dla systemu-ustroju bardziej niebezpieczny niż Ikonowicz, Ziętek, Winnicki, kilkunastu innych „podskakiewiczów”. Ten „piszący” się pomylił: najbardziej niebezpieczny okazał się Kukiz, rozpirzył w drobiazgi misterną układankę „transformatorów”.

Ale jeśli wziąć na tapetę tych kilkunastu polskich flibustierów-rozrabiaków – to Piskorski ani nie obalał, ani nie wysadzał, ani nie palił kukieł – a jednak tylko jemu „się przytrafiło” (nie liczę wypadku samochodowego Daniela Podrzyckiego), pozostali poszli w kariery albo w media. Co, „piszących” tam zabrakło?

Każdy z tych kilkunastu ma swoją „teczkę” w „archiwach najnowszych”. Każdy ma do czynienia nie tylko z „piszącymi” i nie tylko z mediastami-prowokatorami – ale też z zagranicznymi łowcami talentów. To nie moje przypuszczenie, tylko wiedza.

W którymś z raportów musiało coś się powtórzyć kilka razy, jakieś słowo-wytrych. Mateusz poszedł siedzieć do aresztu, a jego sprawę utajniono.

Kiedy „tak się komuś robi” – to trzeba mieć do tego solidne podstawy. Choćby w postaci tzw. „wiedzy operacyjnej”. Jednym słowem, nie każdego zamykają na trzy miesiące w związku z kontaktami nawiązywanymi z „poszukiwaczami talentów dla zagranicy”.

Chcę powiedzieć – Czytelniku – że na Mateusza nasze służby musiały już „coś mieć” w momencie zamykania go do aresztu. A jeśli ten areszt przedłużono raz, drugi? Oooo, to już mają na niego nie jednego haka, tylko cały pęk kluczy.

Zyg-zyg, marchewka. „Piszący” się grubo omsknęłi, albo mamy do czynienia z poważnym nadużyciem. Trudno mnie będzie przekonać, że sprawdzanie „uwiarygodnionego podejrzenia”, czyli zamianę „wiedzy operacyjnej” na „zestaw dowodów” może trwać więcej niż rok, zwłaszcza że nie mówimy o jakiejś perfidnej grze operacyjnej wywiadów i kontrwywiadów, tylko o zwykłej, codziennej działalności jawnej i publicznej, w dodatku człowieka, który od lat nie ma dostępu do żadnych tajemnic Rzeczpospolitej.

Może dał się zwerbować? Ha-ha. Szanowni panowie z ABW: natychmiast, jak mnie o to poprosicie, podam Wam kilkanaście nazwisk osób wysoko postawionych, o niebo mocniejszych niż Mateusz w dobie posłowania – które to osoby są ewidentnie na usługach „państw trzecich”. Poza tym Mateusz nie jest zwerbowany (wiadomo, chodzi o Rosję, Chiny albo inny kraj nie-amerykański), tylko robi swoje jawnie i chętnie oraz publicznie. Za pieniądze, które zarabia legalnie, w każdym razie nie kombinuje w tych sprawach więcej niż przeciętny przedsiębiorca. Co ja gadam, nie kombinuje, trzeba go znać: znam za to innego podskakiewicza politycznego, który wciąż kombinuje, a w mediach go pełno i niczego się nie obawia.

Mateusz Piskorski zalazł komuś za skórę. I ten ktoś ma dziś „wpływy”. Do tego stopnia, że prokuratorzy i sędziowie stają się otępiali jak Temida, a odpowiedzialnym za „wrobienie” Mateusza puszczają nerwy, stąd niedawno go stłukli, skuwszy przedtem kadankami.

Wiem, jak to działa. Na moim blogu jest opis sprawy (o wykroczenie, kudy mi do Mateusza), kiedy to policje wyszli przed szereg, doprowadzili do skazania zaocznego, a kiedy zaczęły się poważne harce (bo złożyłem sprzeciw) – główni oskarżyciele sami mnie „uniewinniali”, i to wprost, bez domyślania się, bez interpretacji. A mimo to „instrukcja” byłą, by mnie skazać, więc skazano, a kary tej i tak nie zdołano wyegzekwować, i się wzięła, i przedawniła. Mam to na piśmie od osoby, która prezesuje tamtemu sądowi, która na papierze z orzełkiem napisała, że mogę ją obrażać i pomawiać (tak czyniłem) – a ona i tak „nie nada biegu sprawie”. Czyli za niewinność dostałem karę, a za pomawianie funkcjonariusza publicznego (pisałem imiennie: przestępca, głupia gęś, wredna suka, naprawdę!) – dostałem immunitet od zainteresowanej prezeski sądu!

Więc naprawdę wiem – nie tylko z tego przypadku – że takiej durnej jemioły, ciemięgi i niemoty, jak polska Temida – ze świeca szukać w krajach cywilizowanych.

Wczoraj Mateuszowi przedłużono areszt o kolejne trzy miesiące. Razem – 15 miesięcy. Zamiast tego, powinno się „piszącym” przetrzepać skórę, a zawodowym „wywiadowcom” oraz prokuratorowi dać wezwania do ponownego przestudiowania prawa.

Mateusz odbywa karę, wyznaczona mu przez kogoś „wpływowego”, a ociemniała Temida w tym czasie nawet mu aktu oskarżenia nie spreparowała. Mój boże…!

W swojej własnej sprawie, w końcu duperelnej, szarpnąłem się na obrażanie prezeski sądu. Na zaczepianie jej przełożonych i mocodawców (Prezydenta, Ministra, gen-Prokuratora, Sądu Najwyższego, rzeczników, itd.). Zaczepiając ich pytałem (na Berdyczów), co mam myśleć o osobie, która pod swoim sądowym dachem trzyma i szkoli zbójów używających swojej władzy, niezawisłości i prerogatyw czy immunitetów – jak bejsbola.

Ja się ABW nie boję. Niech więc sobie ów „wpływowy” wyobrazi, co zrobię w sprawie nieduperelnej, w sprawie Mateusza Piskorskiego, doktora nauk politycznych, byłego ważnego posła, znanego społecznika, osoby działającej dla dobra ofiar Transformacji.

I co, łyso wam? No, główkujcie, główkujcie…

Najbardziej jednak mnie zastanawia, na czym polega moich 820 znajomości FB z ludźmi wrażliwymi i rozgarniętymi, skoro na moje teksty o Mateuszu właściwie nie reagują…