Chytry plan Czarzastego

2018-07-27 06:07

 

Jeśli założyć, że polska lewica to kiść kanap, szezlongów i podnóżków skupionych wokół SLD, z kontrapunktem w postaci kilkudziesięciu dość nieśmiałych politycznie, choć hałaśliwych wspólnot o róznych odcieniach czerwoności (już o „piaskowych górach”, stojących osobno, nie wspominam) – to można nabrać przekonania, że cała ta lewica ma dziś poważniejsze zajęcia niż akcentowanie swojego zainteresowania sprawami międzynarodowymi i wewnętrznymi, które aż do przesady żyją różnymi sprawami ustrojowymi i politycznymi.

Lewica pierwsza – mająca medialną „koncesję” na lewicowanie – po swoim kongresie stadionowym zafiksowała się na formule „dialogu i porozumienia”. Dialog to jakiś dziwny, a porozumienie tym bardziej. W każdym razie nic, czego nie ujmie w swoim kajecie R. Kwiatkowski – nie liczy się w „debacie na lewicy”.

Lewica druga – która głośno nie zgadza się z systemem-ustrojem, ale czeka aż jej polityczna manna spadnie z nieba – tygli się i buzuje, próbując ustalić, kto zasługuje na miano lewicowca, a kto raczej nie. Jedynym wspólnym mianownikiem jest absolutny brak zaufania tejże do SLD, zwłaszcza do W. Czarzastego i R. Kwiatkowskiego.

Lewica trzecia, nazwijmy ją z przekąsem „osobną” – opiera swoje działania na promowaniu pokolenia umów śmieciowych, we współpracy z wybranymi „różowościami” (nie-czerwonościami): ekologia, LGBT, feminizm – no i koniecznie odcięcie się od „złogów PRL”.

Odpadło z tego kontredansu środowisko niegdyś najbardziej celujące w "michnikowską" opiniotwórczość, ale mające teraz wyraźną zadyszkę – czyli Krytyka Polityczna. Raczej nie jest taśmą produkcyjną asów politycznych, a choćby kompetentnych analityków.

 

*             *             *

Znam na tyle Włodzimierza i Roberta, że do głowy mi nie przyjdzie, iż pogubili się w tych ciągłych wiarołomstwach, jakie spotykają koncesjonowaną lewicę ze strony całej „totalnej konstelacji”, a zwłaszcza Shreka. Mają chytry plan i go wdrożą, , tak sobie myslę, byle nie za późno.

Stało się zresztą kilka rzeczy, które czynią SLD więźniem własnych deklaracji, na przykład takiej, że NATO jest gwarantem i ostoją bezpieczeństwa Polski. Bo NATO – obok Ponadpaństwowego Funduszu Pieniężnego, Banku Światowego i paru innych drobiazgów – to narzędzie polityki amerykańskiej, uprawianej dla Ameryki i tylko dla niej, która z lewicowością – uśmiechnijmy się do kamery – niewiele ma wspólnego. Wręcz przeciwnie. Nie będę się znęcał, ale takich deklaracji SLD złożyło kilka, a jeśli nie ono – to osoby jednoznacznie z nim kojarzone.

W normalnej polityce, zrozumiałej dla każdego – ugrupowanie wypchnięte poza Parlament robi kilka prostych ruchów:

  1. Wystawia na czoło pochodu człowieka bezdyskusyjnie lewicowego, umiejącego w dowolnej temperaturze operować pojęciami z lewicowego słownika, które zresztą rozumie, wyznaje i ma w życiorysie;
  2. Nazywa od nowa, świeżymi pojęciami, sprawy ewidentnie lewicowe: proletariat, związek zawodowy, kapitał, wyzysk, sprawiedliwość społeczna, monopole, bezpieczeństwo socjalne, zatrudnienie – i przykrywa swoją narracją opowieść konkurentów ideowych;
  3. Sięga po najważniejsze elementy tradycji lewicowej (u nas w Polsce: spójnie mieszkaniowe, kasy chorych, wzajemnictwo, dobrosąsiedztwo, składkowe inicjatywy, samopomoc, samokształcenie, samorządność, itd.);
  4. Szuka politycznych sojuszników pośród tych sił małych i dużych, które zajęte są – od zawsze i wiarygodnie – stawaniem po stronie maluczkich przeciw rwaczom i łupieżcom oraz łże-rynkowcom;
  5. Nie szuka ucieczki od spraw zasadniczych, zwanych niegdyś poprawnie "klasowymi" - ku różowej kosmetyce odpowiadającej modom współczesnym, jak gender, prawa rozrodcze, życie zwierząt i roslin domowych, hodowlanych i dzikich, obywatelskie prawa podrostków: to sa sprawy niewątpliwie ponętne politycznie, ale d klasowego punktu widzenia - dalekorzędne, bo cóż np. kobiecie, dziecku, zakochanemu inaczej po prawach, kiedy..., 

Skoro zatem Włodzimierz z Robertem nic takiego nie czynią (poza mimikrą, udawanym uwielbieniem dla 125-letniej tradycji PPS) – to tym bardziej wierzyć się chce, że ich plan jest chytry ponad wszelkie wyobrażalne chytrości.

Elementem tego planu jest – bo jakżeby inaczej – jest próba wyprowadzenia w pole Shreków (bo przecież uczestnictwo w „bloku anty-PiS” jest zaledwie taktyką, nieprawdaż?) i na tym manewrze zbudowanie ideowej przewagi nad PiS, który sprawy „dla ludzi” traktuje instrumentalnie, jako łapówkę dla Ludu w zamian za przyzwolenie na gangsterskie poczynania w gąszczu ustaw i Konstytucji.

Ja to zawsze biję brawo, kiedy widzę, jak przemyślny jest wódz działający dla dobra Kraju i Ludności. Tyle że moje oklaski milkną w zgiełku, jaki czynią niedoszli sojusznicy POPiSowi. Ma się wrażenie, że lewica daje się wyszumieć Transformatorom i Odnowicielom. I wtedy żelazną robociarską pięścią wymierzy cios w samo sedno. Ukradnie POPiS-owi (odzyska) idee Solidarności proletariackiej, Samorządnej Rzeczpospolitej, dokarmi ideowo przynajmniej niektóre związki zawodowe, ośmieszy rwaczy przed ich własnym elektoratem i przejmie polityczny „mikrofon”… Nada sprawom sens właściwy…

He-he: pomarzyć dobra rzecz…

Tyle że zapamiętałem słowa rzucone przed laty przez R. Kalisza na jakimś spotkaniu niezbyt otwartym: marksizm już nie jest inspiracją dla polskiej lewicy. OK, a co jest zatem inspiracją – padło pytanie. Do dziś głucha cisza.

Nie, to niemożliwe, żeby Włodzimierz do pary z Robertem byli do spodu bezideowi…