Chocholi taniec

2018-06-13 09:46

 

Coś we mnie pękło, kiedy zobaczyłem „kankana” w wykonaniu dwóch facetów mających problemy z „równowagą”, z których jeden ma do odegrania rolę „pogrzebacza” US-Ameryki, drugi zaś – mocniej niż poprzedni – weźmie na widelec dyrdymalenie o jakichś demokracjach południowo-koreańskich i zjednoczy „swój” półwysep.

Przypomniał mi się Borys Jelcyn, mający dość swobodny stosunek do powagi urzędu, który sprawował, a także inny prezydent, mający problemy z filipińską golenią, udający wyborczego adonisa w rytm disco-polo.

Ale przede wszystkim przypomniał mi się Ivan IV zwany Groznym, którego jedynym wkładem w dzieje Rosji jest uruchomienie Opryczniny. Otóż te dwa głupki są jeszcze straszniejsze, bo mają w rękach klucze do dużo poważniejszych machin politycznych niż Rosja, którą Ivan IV wpędził w Smutę.

Staroruski język, rozpostarty między ikony i knuty, ukuł słowo „juro diwy”: dowodzi się (Pedia), że termin pochodzi od słowa „уродь”, czyli „poroniony płód”. Inna etymologia wywodzi to określenie od staroruskiego określenia osoby głupiej, bezrozumnej. Kolejne znaczenia słowa to: coś nienaturalnego, zniekształconego, zdeformowanego, obcego i niezrozumiałego.

Obaj rozbawieni dżentelmeni (he-he, dżentelmeni) spełniają „wymagania”, pozwalające ich nazywać tym staroruskim określeniem.

 

*             *             *

Przypomnijmy: trwa regularna wojna (otwarta, i wcale nie symboliczna), głównie w przestrzeni tele-informatycznej. Jeden obóz skupiony jest wokół „garnizonii” amerykańskiej (rozsiane po świecie faktorie odsysające cudze dobra i jeszcze gęściej rozsiane po świecie forty-bazy chroniące tych faktorii na ich koszt), drugi obóz skupiony jest wokół „idei ludowych” (paternalizm, opiekuńczość państwowa, misja kształtowania lepszego człowieka) reprezentowanych przez kraje BRICS.

Obóz „jankeski” gra w obszarze giga-finansów, giga-marek, giga-firm. Obóz alterglobalistyczny gra w obszarze giga-projektów inwestycyjnych o znaczeniu globalnym. Ich specyfiki nie dają wyboru: wojna była nieuchronna i trwa właśnie w najlepsze, a „zmyłkowym”, za to łatwo opanowującym wyobraźnię masową narzędziem tej wojny jest broń masowej zagłady, w tym atomowa-jądrowa.

Jankesi udają, że wałczą z terroryzmem (używają zresztą metod terrorystycznych na każdym kroku) i każą światu myśleć, że obrzydliwy jest moskiewski Kreml, teherański Majles-e-Khebregan i podobne „stolce satrapów-tyranów”. W narracji amerykańskiej zawsze agresywni są przywódcy „nie-saudyjskiej” Arabii, Rosji, Chin – a sami Amerykanie zawsze sieją pokój, bezpieczeństwo i demokrację oraz wolność, co najwyżej bronią amerykańskich interesów (faktorie-forty), gdy te zagrożone są przez agresywnych „tamtych”.

W Korei Północnej jest nie inaczej. Dominuje – nieco już przechodzona – idea „Dżucze”, wzmocniona konwencją Sŏn'gun,( w wolnym tłumaczeniu "po pierwsze armia"). Kraj jest po prostu skoszarowany, a sami Koreańczycy mają o sobie zdanie, iż są „rasą idealną”, wobec której inne mogą być co najwyżej służebnymi naśladowcami i dla której warto ponosić ofiary i doświadczać cierpień. Porównywalny do północno-koreańskiego ustrój nosił miano „komunizmu wojennego”.

 

*             *             *

Oba „systemy-ustroje” są giga-ściemami, w wersji wykonawczej są przeciwieństwami wersji medialnej.

Spotkali się więc i odtańczyli swoje „pogo” dwaj nie do końca trzeźwi „przywódcy”. Ktokolwiek sobie wyobraża, że mają oni w sobie siłę, a przede wszystkim pragnienie czynienia dobra (tym bardziej światowego) – to niech weźmie zapasy relanium na najbliższe lata. Duży Biały Człowiek z Czupryną ustawia się w roli tresera dzikiego zwierza, sam zaś jest najdzikszy w stadzie. Oto esencja globalnej polityki AD 2018.

Na szczęście, są inne mocarstwa, w których „jurodiwych” nie brakuje, ale rzadko takie szajbusy siadają „za kółkiem”.