Chcesz pokoju – działaj pokojowo

2014-03-12 12:20

 

Właśnie media obiega kampania pretensji do Chińczyków, którzy mają system satelitarny zdolny obserwować wszystkie zakątki globu, ale dopiero teraz, po kilku dniach od zaginięcia dużego samolotu, wprowadziły go w stan pełnej aktywności. Tak to w każdym razie widzi „opinia publiczna”.

Jakoś nie słyszę pretensji do innego kraju, który ma dużo lepszy system inwigilacji świata z kosmosu, o to, że nie udostępnia tego, co wie, prawie na pewno wie.

Wojska rosyjskie właśnie przeprowadzają intensywne ćwiczenia „w naturze”: nie przeszkadza im ani to, że Amerykanie i kilka innych mocarstw kosmicznych przyglądają się temu jak w kinie (czyli: poznają sposoby wojowania), ani to, że świat łaja i obsobacza Rosję za sianie niepokoju w okolicach Krymu. Jest jasne, że jeśliby Rosja parła do wojaczki – już teraz „unieszkodliwiłaby” kilkadziesiąt osób mogących jej w tym przeszkodzić (nie mówię o „fizycznej eksterminacji”).

Niezliczone służby amerykańskie, rosyjskie, chińskie, indyjskie, indonezyjskie – właśnie teraz, kiedy to czytasz, Czytelniku, dokonują niezliczonych czynów karalnych na całym świecie: mordują podpadniętych dziennikarzy swojego i cudzego obywatelstwa, zmieniają – niekiedy krwawo – zarządy wytypowanych firm, sieją rozmaite zagrożenia chemiczne i biologiczne, „rozkręcają śruby” rozmaitych obiektów, aby się rozklekotały kiedy będzie trzeba, podglądają i fotografują wybrane osoby w działaniach żenujących, a nawet owe sytuacje preparują. A służby brytyjskie, japońskie i kilkunastu jeszcze innych krajów mających potencjał wywiadowczy odpowiedni dla tego, co robi dziś świat – przyglądają się temu przez rozmaite dziurki od klucza i ślinią kopiowe ołówki, by nadążyć z notatkami.

Każdy „szanujący się” kraj (Państwo) dysponuje kilkoma formacjami cyborgów, pasujących do wyobrażeń oglądacza filmów o szpiegach i o błyskawicznych interwencjach „punktowych”. Są to jednostki terrorystyczne (no, bo przecież nie wolontariackie czy skautowe albo biblioteczne), w których każdy „potrafi wszystko” w zakresie techniki wojskowej i cywilnej, zna elementy psychologii (zwłaszcza tej opisującej sytuacje ekstremalne), umie włączyć się „miło i sympatycznie” w dowolne grono wymagające „rozpoznania od środka”. Ich terrorystyczność zasadza się na tym, że nikt nie ma zamiaru „konsultować społecznie” ich działań nawet wtedy, kiedy noszą one wszelkie znamiona czynów „normalnie” zabronionych i skutkują znacząco dla losów dużych zbiorowości czy nawet państw.

Inaczej: po świecie biega kilka milionów „nad-ludzi”, super sprawnych intelektualnie i-lub motorycznie, zdolnych do wyłączenia jakiejkolwiek humanistycznej wrażliwości i moralności na czas realizacji zadań państwowych, a przynajmniej „korporacyjnych” – i pracuje to towarzystwo w specjalnych formacjach dysponowanych przez osoby naprawdę nieliczne, a wszelka społeczna kontrola nad nimi jest wyłączona nawet wtedy, kiedy uczestniczą one w akcjach zbrodniczych w kraju i za granicą swojego kraju.

 

*             *             *

Wojna wcale nie jest „siłowym przedłużeniem działań dyplomatycznych”, jak często cytuje się za von Clausevitz’em, autorem książki "Vom Kriege" z 1832 roku (za Pedią: Carl Phillip Gottlieb von Clausewitz, ur. 1 czerwca 1780 w Burgu k. Magdeburga, zm. 16 listopada 1831 we Wrocławiu – pruski teoretyk wojny, generał i pisarz. Powszechnie znane są jego powiedzenia: „Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami”, oraz: „Pokój to zawieszenie broni pomiędzy dwiema wojnami”). Wojna w swej istocie jest zawsze awanturą prowokowaną i przeprowadzaną przez jednostki i środowiska wymagające terapii przywracającej elementarne umiejętności społeczne, których to jednostek i środowisk z różnych powodów nie potrafi powstrzymać, a często wspiera entuzjazmem lub milczącym przyzwoleniem, społeczeństwo z przetrąconym kręgosłupem moralnym lub zdezorientowane na tym tle. Wojną – jeszcze raz podkreślmy – zajmuje się żywioł ludzki znany pod wiele mówiącym określeniem „patologia” i nie ma takiej racji (zresztą niekiedy nazywanej „wyższą”), która uzasadniałaby czynne i skuteczne, a przede wszystkim zakrojone na skalę niosącą „wióry” – dybanie na życie, zdrowie i dorobek jakiegokolwiek „wroga” i realizację tego „dybania” na oczach wszystkich, kosztem wszystkich, z niechcącym udziałem wszystkich, z rekrutacją spośród wszystkich do masowych działań zbrojnych.

Ktokolwiek wyraża się o wojnie „konieczna”, „sprawiedliwa”, „szlachetna”, „w obronie wyższych racji” – ten niech się zdrowo puknie w czoło, jeśli to jeszcze coś pomoże, a na pewno powinien być obiektem bacznej obserwacji ze strony ludzi normalnych, którzy powinni mu odbierać wszelkie zabawki raniące, kaleczące, trujące, niszczące. I leczyć, do skutku.

Najbardziej „bawią” mnie duchowni rozmaitych religii, którzy „w imieniu” albo „za podszeptem” Opatrzności zagrzewają wojska i ludność do nienawiści i czynnych działań o charakterze wojennym, terrorystycznym, do gromienia, poskramiania, tłumienia, ujarzmiania i innych „pacyfikacji-stabilizacji”.

 

*             *             *

To, że śmieszy mnie i zarazem wkurza „polityka zbrojeniowa i sojusznicza” władców RP, która przynosi nam wielomiliardowe straty materialne i nie dające się oszacować straty wizerunkowe – to nic. Ważniejsze jest to, że nad poczynaniami polskiej soldateski (zagnieżdżonej w jakichś niszach Państwa) nikt nie panuje, w każdym razie nikt w Polsce. Nawet „noblista” z Chobielina, wiedzący od mocodawców więcej o tych sprawach niż Premier czy Prezydent (mówię o Premierze i Prezydencie RP).

Oznacza to, że z każdej zarobionej przeze mnie złotówki (a właściwie z każdej złotówki odebranej mi po zarobieniu) jakaś część idzie na sprawy, których w życiu nie chciałbym dobrowolnie finansować i mam wrażenie, że nie jestem w tym odosobniony. Zwolenników teoryjek o tym, że warto się zbroić i warto wojować „na wszelki wypadek” – zapraszam na swoje podwórko i tu dam im „z piąchy” oraz „z glana” i jeszcze „z byka”, i jeszcze oskubię z gotówki, zegarka i innych gadgetów, a następnie wytłumaczę, przez posłańca, że to tylko „na wszelki wypadek”, bo skoro się różnimy poglądami, to może kiedyś zechcą mi szkodzić.

Nie każdego stać na to, by był jak Gandhi, nie każdą społeczność też stać na to, by ze swego łona wydać takiego człowieka. Ale to wcale nie oznacza, że trzeba w tej sprawie zaprzestać starań.