Călătorie plăcută!

2015-07-29 13:31

 

Grzebiąc w przedwakacyjnych notatkach znajduję zapiski z majowo-czerwcowej podróży po Rumunii. Jak mogłem zapomnieć!?! Przecież obiecałem, zapowiadałem...! Szybciutko je redaguję zatem – i wstawiam z dwumiesięcznym opóźnieniem. Będzie kilka tekstów z obrazkami.

W międzyczasie zaznajamiałem się – jak zwykle dopiero po upojnej wyprawie – z nową kochanką, Rumunią, której przedtem zaledwie imię znałem, a i to nie potrafię go prawidłowo wymówić. I okazuje się, że nie spędziłem tych dni i nocy – z byle kim.  Przeczytałem dziesiątki cudzych relacji z podróży po Rumunii, obejrzałem – nie przesadzam – tysiące zdjęć. Bo Rumunia jest tego warta. Moje pisanie zatem opowiada nie tylko to, co sam widziałem i czułem, ale też używam cudzych okularów. Takie są „koszty” opóźnienia publikacji.

Oto relacja – w kilku odcinkach. Przeznaczona dla współpodróżników (niech korygują i dopisują do woli) – ale też dla tych, którzy Rumunię znają jedynie „zza ściany” wyobrażeń, opowieści, stereotypów. Jak ja, do niedawna.

 

Reportaż jest długi. Nie warto go czytać jednym haustem. A i poszczególne odcinki warto konsumować bez łapczywości. Oto sześć części:

Szerokiej drogi: https://publications.webnode.com/news/calatorie-placuta/

Kroniki początek: https://publications.webnode.com/news/kroniki-poczatek/

Między fabryką a muzeum: https://publications.webnode.com/news/miedzy-fabryka-a-muzeum/

Kraina Drakuli: https://publications.webnode.com/news/kraina-draculi/

Jeszcze trochę, jeszcze trochę: https://publications.webnode.com/news/jeszcze-troche-jeszcze-troche/

Celebra docelowa: https://publications.webnode.com/news/celebra-docelowa/

Przyjemnej lektury!

 

*             *             *

DRUMBUN, SATU MARE 2015. Reportaż osobisty.

Nasz domek, mój i Pawła, to drewniana chatka na skraju parku miejskiego, stojąca nieśmiało w szeregu podobnych sobie, obok pełnokrwistego, murowanego pensjonatu – ma piękną nazwę: „Pod akacją” (Salcâmul”). Jestem w  Pitești (po polsku: Piteszt), punkcie docelowym „A” moto-trampingu, jednego z ostatnich moich szaleństw w życiu (punkt docelowy „B” – to zlot starych samochodów, a właściwie zlot właścicieli oraz fanów dawnych marek w Satu Mare).

Zatrzasnąłem na głucho swoje sprawy rodzinne i zawodowe, jak to bywało już raz niejeden – i w drogę. Jestem z tych, którzy upajają się samą drogą, a jeśli po drodze i u celu trafiają się atrakcje i doświadczenia – tym lepiej. I jestem w towarzystwie ludzi podobnie szurniętych jak ja, którymi trudno nie być urzeczonym, choć (jak i ja) bywają „trudni” ze względu na swoją nieszablonową pokręconość.

 

*             *             *

Mam za sobą jeden z najfajniejszych epizodów swojego życia, a przecież nikt nie powie, że żyję nudno i bez-treściwie. Na przełomie maja i czerwca, w kilka dni objechałem duży kawał Rumunii, w zacnym gronie krakowskich i śląskich pasjonatów starej motoryzacji, z niezliczonymi przygodami, z wielkim bagażem emocji na okrasę, dodajmy: nie zawsze zdrowych emocji.

Rumunia jest krajem gór, dolin, rzek i wiosek, z licznymi miastami i miasteczkami. Z architekturą trochę tylko naruszoną przez wojny ostatnie, ale sięgającą wieków pradawnych. Z ludnością wielojęzyczną, wliczając w to dialekty i regionalizmy. Z poczuciem własnej odrębności etnicznej i kulturowej. Jest krajem ludzi przyjaznych i serdecznych, utożsamiających się ze swoją pełną meandrów historią i tożsamością, nieco przerobionymi na potrzeby własne: jako swoją korzenną przywołują przeszłość Daków (i trochę Traków, Ilirów), ale też Imperium Romanum, które owych Daków poddało genocydowi.

Karpaty rumuńskie są trochę – patrząc z przymrużenia okiem geografa – czymś w rodzaju odwróconej filiżanki: obszary górskie powyżej 800 m n.p.m. zajmują 31% centralnej powierzchni kraju, zaś wyżyny między 300 a 800 m n.p.m. to obszar 39% powierzchni.

/rumuńska filiżanka/

Widać wyraźnie, że „ucho” filiżanki wystaje na teren Ukrainy, a „dzióbek” – skręca ku Serbii. Mamy też jakby pojemniczek na konfitury, gdzie Dunărea (Dunaj) i râul Prut (rzeka Prut) biorą ślub w Galați i odtąd razem pomykają szczęścliwie i leniwie ku Morzu Gościnnemu północną flanką Niziny Wołoskiej i Pogórza Dobrudży. Pośrodku zaś Rumunii – widać transylwańską wysoczyznę otoczoną murem najwyższych grzbietów. Porównajmy: Polska od Tatr po Rozewie przypomina nos skoczni narciarskiej. I choć jestem patriotą skoczniowym – podoba mi się też filiżanka rumuńska.

Z Pedii, już po powrocie: Karpaty stanowią dominującą formę krajobrazu w środkowej Rumunii (stanowią ponad 30% całej powierzchni kraju) i otaczają Wyżynę Transylwańską. W czterech najwyższych masywach górskich: Retezacie (do 2509 m n.p.m.), Paringu (do 2518 m), Górach Fogaraskich (do 2544 m) i Bucegi (do 2507 m) położonych w Karpatach Południowych oraz Górach Kelimeńskich i Rodniańskich w Karpatach Wschodnich liczne szczyty przekraczają wysokość 2000 metrów. Znaczna wysokość gór sprawia, że posiadają one cechy rzeźby wysokogórskiej (niewielkie kotły polodowcowe, polodowcowe jeziora górskie, ściany skalne), przypominające wyglądem Tatry Zachodnie, a w środkowej części Gór Fogaraskich rzeźbę wybitnie wysokogórską z nagimi ścianami skalnymi przypominającymi Tatry Wysokie. 

/fotki przeniesione z internetu: znaczy: nie tylko ja to widzę/

Nazwa Rumuni (rum. România, IPA: /ro.mɨ'ni.a/) oznacza "Rzymianie, obywatele Rzymu", a dosłownie „pochodzący od Romusa-Romulusa”. Nazwa ta została wprowadzona w XVIII wieku przez greckokatolickich duchownych z tzw. szkoły siedmiogrodzkiej. Do tej pory Rumunów nazywano najczęściej Wołochami, a mieszkańców Mołdawii także Mołdawianami. Teoria o rzymskim pochodzeniu Wołochów istniała już w XV wieku, o czym świadczą prace węgierskiego historyka Nicolausa Olahusa[1]. W 1521 r. w liście bojara Neacşa pojawiła się po raz pierwszy nazwa Ţeara Rumânească – „ziemia rzymska”, mająca oznaczać jedną z krain historycznych późniejszej Rumunii – Wołoszczyznę ( Valahia). Jednak dopiero w XVIII w. teoria Nicolausa Olahusa stała się podstawą rodzącej się rumuńskiej ideologii narodowej, która zdobywała z czasem coraz większą popularność, a wraz z nią termin "Rumuni".

Nie wchodząc w buty historyków wyobrażam sobie historię Rumunii następująco: po holokauście, jaki sprawiło Dakom Imperium Romanum za czasów Trajana[2] (nie jest wcale takie jasne, dlaczego się Rzymianie uwzięli akurat na Daków, ale jeśli ktoś ma zapał – niech poczyta wstęgę na rzymskiej kolumnie Trajana[3]) – zostały „stworzone warunki” dla nowej redakcji etnicznej, w której po dziś dzień biorą udział historyczne krainy: Wołoszczyzna (Țara Românească albo Valahia), Mołdawia (Moldova), Dobrudża (Dobrogea), Siedmiogród-Transylwania (Transilvania lub Ardeal), Banat (Banat), Kriszana (Crișana), Marmarosz (Maramureș). Politycznie Rumunia ciąży ku Morzu Czarnemu i kuma się z każdym, kto ma te same ciągotki, kulturowo zaś jest Rumunia trwającym od ok. dwustu lat eksperymentem kojarzącym kraj i ludność z Galią i Italią. Może stąd tak wielka aktywność Rumunii w inicjowaniu rozmaitych gospodarczych inicjatyw Czarnomorskich?[4]

 /różne etnosy rumuńskie w krajach ościennych (z lewej), Mołdawia jako częśc Rumunii (z prawej)/

I ciekawostka (też za Pedią): Do XVIII w. ludność Wołoszczyzny i Mołdawii oraz język rumuński były często identyfikowane jako słowiańskie. Świadczy o tym m.in. pierwszy słownik etymologiczny języka rumuńskiego napisany przez A. Cihaca[5], w którym autor stwierdza, że rumuński jest językiem słowiańskim.

Rumuni i język rumuński miały w tym czasie charakter mieszany, romańsko-słowiański. Sytuacja uległa zmianie wraz z rumuńskim "odrodzeniem narodowym", w którym elita w większości wyrzekła się słowiańskich korzeni na rzecz "czysto-rzymskiego" pochodzenia. Rozpoczęto świadomą, długotrwałą romanizację języka rumuńskiego, która polegała na zastępowaniu słów pochodzenia słowiańskiego neologizmami tworzonymi na bazie łaciny, języka włoskiego i francuskiego. Cyrylicę, używaną do tej pory do zapisywania języka rumuńskiego, zastąpiono ostatecznie w 1862 r. alfabetem łacińskim. Pod koniec XIX wieku język rumuński był już tak "oczyszczony" według łacińskich, włoskich i francuskich wzorów, że można mówić o nowym konstruowaniu języka. To co w dzisiejszym rumuńskim brzmi tak "romańsko" nie jest zatem antycznym dziedzictwem, tylko nową konstrukcją stworzoną w XIX w.

/podział administracyjny Rumunii i tradycyjne krainy historyczne z herbami: Wołoszczyzna (kolor niebieski), Mołdawia-Besarabia (kolor czerwony), Siedmiogród-Transylwania (kolor zielony), Dobrudża (kolor jasnobrązowo-żółty), Banat (kolor brązowy)/

Tyle własnych refleksji wstępnych wzmocnionych lekturą pedialną.

 

*             *             *

Nad wyraz często używając w nazewnictwie słowa „wielki” (mare) – Rumuni nie obnoszą się z poczuciem wyższości, tylko swoistej „skromnej dumy”, pompowanej od około dwóch stuleci. Trochę w tej taktownej skromności, okraszonej pozbawioną fałszu serdecznością wobec przyjezdnych, przypominają Kaukaz, a trochę Grecję. Trzeba tu zresztą (jak zwykle za Pedią) zauważyć pewien rys historyczny tych ziem: w odróżnieniu od Tracji (przygarniętej przez Helladę) czy Celtów (rozproszonych przez żywioł germański po całym kontynencie) – ta część Europy Środkowej została zromanizowana w wyniku wyniszczenia Daków, kolonizacji przez weteranów Trajana i zromanizowanych plemion z Bałkanów, oraz przez żywiołowy i niekontrolowany napływ osadników, przyciąganych przez chęć wzbogacenia się (Dacja miała bogate złoża złota), a także przez stacjonowanie silnego garnizonu rzymskiego. Po wycofaniu się Rzymian część ziem obecnej Rumunii zajęli Wizygoci i Gepidowie. W VI wieku na teren Dacji napłynęła z północnego wschodu fala plemion słowiańskich, atakujących stąd bałkańskie prowincje Bizancjum. Pomijając dramatyzm tych ciągłych zmian (zawsze takie zmiany oznaczaja wyniszczające wojny) – mają z czego czerpać Rumuni, pisząc swoje klechdy, legendy, gawędy, mity, podania.

Jest dla mnie czymś fenomenalnym trwająca od pokoleń przebudowa kulturowa Rumunii (a właściwie kreowanie od nowa rumuńskiej tradycji i tożsamości). Do końca XVIII w. język rumuński był językiem etnicznie wymieszanym, o charakterze romańsko-słowiańskim. Świadczy o tym m.in. słownik etymologiczny autorstwa Alexandru Cihaca[6] klasyfikujący ten język jako słowiański. Pierwsze próby świadomej romanizacji języka miały miejsce na końcu XVIII wieku. W dziełach autorstwa Samuela Kleina (Brevis historica notitia originis et progressu nationis Daco-Romanae, oraz Istoria, lucrurile şi întîmplările românilor), Iona Budai-Deleanu (twórca jednego z systemów przepisywania języka rumuńskiego z cyrylicy na łacinę, dzieła m. in.: De originibus populorum Transilvaniae oraz Teoria ortografiei româneşti cu slove latineşti) i Petru Maiora (Istoria pentru începutul românilor în Dachia) występują zamiast słów pochodzenia słowiańskiego (a także węgierskiego i tureckiego) neologizmy, tworzone na bazie łaciny i języka włoskiego. W tym samym czasie zaczyna się kwestionować słowiański charakter języka rumuńskiego. Dzięki staraniom przedstawicieli szkoły siedmiogrodzkiej cyrylicę, używaną do tej pory do zapisywania języka rumuńskiego, zastąpiono w Transylwanii alfabetem łacińskim. Zabiegi językowe miały utwierdzać w przekonaniu o rzymskim pochodzeniu Rumunów. Może początkiem było utworzenie przez Gheorghe Lazăra w 1818 roku szkoły Św. Sawy w Bukareszcie (Colegiul Sfântul Sava) – była to pierwsza na Wołoszczyźnie szkoła z językiem rumuńskim jako wykładowym.

W reromanizacji aktywnie uczestniczyli też słowem i czynem Mołdawianie: Grigore Ureche (Pentru limba noastră moldovenească), Miron Kostyn (De neamul moldovenilor, din ce ţară au ieşit strămoşii lor), Ion Neculce (Letopiseţul Ţării Moldovei de la Dabija Vodă până la domnia lui Ioan Mavrocordat),  Dymitr Kantemir (Hronicul vechimii romano-moldo-vlahilor).

W języku rumuńskim możemy nadal – mimo wszystko – odnaleźć wiele słów występujących w różnych językach słowiańskich, takich jak: da (tak),ceas (czytaj: czias (godzina), război (wojna), nevastă (żona), duh (duch, np. w połączeniu Duhul Sfânt – Duch Święty) itd. Wyrazy takie stanowią obecnie 14% zasobu słów rumuńskiego języka standardowego, choć w XIX wieku było ich ponad 50%.

Przykład (za Pedią) reromanizacji języka na nazwie "język rumuński":

·         Limba rumânească – pierwotna nazwa

·         Limba românească – zastąpienie głoski "u" głoską "o", nazwa staje się bardziej podobna do słowa "Roma" (Rzym)

·         Limba română – pozbycie się słowiańskiej formy gramatycznej "-ască"; współczesna nazwa

/procent ludności mówiącej językiem rumuńskim w wybranych krajach (z lewej), znajomość języka rumuńskiego w regionie (z prawej)/

Zdaniem działaczy Szkoły Siedmiogrodzkiej[7] używanie języka słowiańskiego doprowadziło do „zepsucia” samego języka rumuńskiego,zachwaszczenia go „barbarzyńskimi” slawizmami i nadmiernego oddalenia go od łaciny. Tymczasem trudno jednak wyobrazić sobie funkcjonowanie językarumuńskiego w omawianej epoce bez czerpania z języka słowiańskiego, obokgreki, słabiej z pewnością znanej, jedynego dostępnego źródła słownictwa o charakterze abstrakcyjnym, humanistycznym i filozoficzno-teologicznym,  pomijając już wcześniejsze zapożyczenia o charakterze ludowym z serbskiego i bułgarskiego, dotyczące wszelkich aspektów życia codziennego. Z pierwszegosłownika etymologicznego języka rumuńskie go, autorstwa Alexandru Cihaca wynika, że leksyka rumuńska składa się w 2/5 ze słownictwa słowiańskiego, podczas gdy wyrazów łacińskich jest tylko 1/5. Nawet dzisiaj, po okresie reromanizacji języka, znaczna część słownictwa rumuńskiego, naturalnie już nie 2/5, ale tylko (i aż!)  jakaś 1/5, jest pochodzenia słowiańskiego.

Kilka cytatów[8].

„Przez Bułgarów i razem z nimi, zostaliśmy oddzieleni od Kościoła rzymskiego; od nich przyjęliśmy język cerkiewnosłowiański w Cerkwi i państwie, który zdominuje później całe nasze życie intelektualne aż do XVII wieku. Takie było nasze fatalne historyczne przeznaczenie”[9].

Czy: „W czasach, w których każdy prąd kulturowy odbija się poprzez Kościół, nasze prawosławie było wydarzeniem najgorszym w skutkach dla naszego rozwoju kulturowego, bo związało nas onona całe wieki z kulturą Wschodu, wznosząc mur, dzielący nas od katolicyzmu naszych sąsiadów z zachodu i z północy, którzy mogliby nam przekazać kulturę zachodnią”[10].

Albo: „Przed soborem florenckim Mołdawianie używali liter łacińskich, idąc za przykładem wszystkich innych ludów, których mowa wywodzi się od rzymskiej. Ale kiedy metropolita mołdawski przeszedł na tym soborze (...) na stronę łacinników, wtedy jego następca, imieniem Teoktyst, diakon Marka z Efezu, rodem Bułgar, aby wyplenić chwast łacinników z Cerkwi mołdawskiej i aby odebrać młodym możność czytania łgarstw łacinników, poradził Aleksandrowi Dobremu, aby nie tylko ludzi innego zakonu, ale również litery łacińskie usunął z kraju i żeby wprowadził na ich miejsce słowiańskie. Przez tę gorliwość nazbyt wielką i niepotrzebną, stał sięon pierwszym założycielem barbarzyństwa, w którym nurza się teraz Mołdawia”[11].

/tożsamość rumuńska w obrazkach/

Do połowy XIX wieku język rumuński był już tak bardzo oczyszczony z elementów słowiańskich w oparciu o francuski i włoski, że można mówić o nowym konstruowaniu języka. W krajach rumuńskich długo istniał fenomen znacznych rozbieżności między konstruowanym językiem literackim i tradycyjnym językiem ludowym.

Rozumiem cały ten proces reromanizacji jako zwieńczenie procesu odzyskiwania rumuńskiej tożsamości (obrazują to cztery mapki powyżej). Podobnie jak w większości krajów europejskich, rok 1848 przyniósł ze sobą rewolucję w Mołdawii, Wołoszczyźnie i Transylwanii. Jej nadejście poprzedził Tudor Vladimirescu i jego pandurzy (bandurzy, synonim opryszka, inaczej: harnaś, batjar, kuruc, ferens, martahus, hajduk, tołhaj, portasz[12], używane też obecnie w Europie Środkowej jako deprecjonujące słowo wobec policji i żandarmerii),  walczący w powstaniu wołoskim w 1821 roku. Cele rewolucjonistów – zupełna niepodległość Mołdawii i Wołoszczyzny oraz narodowa emancypacja Transylwanii – pozostały niezrealizowane, ale ich działania stały się bazą dla późniejszych, ewolucyjnych zmian. Ponadto powstania pomogły uświadomić ludności zamieszkującej trzy księstwa, iż tworzy ona wspólnotę językową, kulturową i interesów.

Wyszło z tego – najprawdopodobniej – to co i w Białorusi wyszło: wystarczy wyjechać za opłotki urbanizacyjne, by na pytanie, jakim językiem mówią miejscowi, usłyszeć odpowiedź: my mówimy „pa prostu” (po naszemu).

 

*             *             *

Reportaż ten piszę z notatek i ze świeżo zapamiętanych wrażeń, sytuacji, okoliczności. Jako że byłem „w środku”, a charakterek mam niezgorszy – dam sobie głowę uciąć, że nie wszystko co piszę jest tak samo widziane i zapamiętane przez innych. Ryzykuję więc, wygłaszając niektóre uwagi albo choćby zauważając niektóre sprawy. Wolę jednak to napisać, pozostając szczerym wobec siebie i – z życzliwością – wobec koleżeństwa starosamochodowców.

Zyskiwać – tracąc co-nieco

Aby ta podróż się dla mnie odbyła, musiało się dużo zdarzyć i jeszcze więcej przyzdarzyć. Pojawiłem się w gronie miłośników starych pojazdów w sposób niezależny ode mnie. Można powiedzieć: od rzemyczka do kamyczka. Najpierw w Bartnem (schronisko PTTK spotkałem kilka nowych osób, przyciągających sobą uwagę otoczenia. Potem – odprowadzając w grupce jedną z odjeżdżających wcześniej osób do samochodu i pomagając wyjechać z niełatwego podłoża – wziąłem kontakt od Stefy (pseudo miłej, nieśmiałej duchem choć stanowczej w działaniu dziewczyny o imieniu Monika), bo wybierając się właśnie „w sprawach” do Krakowa zaproszę ją – pomyślałem – na herbatę, może się sobie przydamy w tym co wspólne. Herbatka okazała się filmem nt. Michała Walecznego, w klubie Cornet, którego ona jest współszefem, a klub jest nie tylko muzyczny, ale też jest miejscem spotkań miłośników Rumunii i zarazem starych samochodów.

Odtąd zamysł mój był prosty jak drut. Tyle że niełatwy w wykonaniu. Ale uczciwy. Zresztą, to nie był zamysł, tylko nieoczekiwana szansa od Losu. Oto on:

Załóżmy, że jednym z ważniejszych moich zajobów jest fenomen Europy Środkowej. Zatem – aby odbyło się kilka konferencji w różnych starych środkowo-europejskich uniwersytetach – trzeba mieć sieć współpracowników, nie takich etatowych, tylko kamrackich, nie mających problemu, kiedy trzeba człowieka wesprzeć w działaniu. Na przykład ludzi nauki, albo przedsiębiorców, albo miłośników czegoś tam, a choćby harcerzy czy samorządowców. Wszyscy oni są powiązani przyjaźniami międzynarodowymi, nadają się na emisariuszy każdej sprawy, którą zaakceptują. Dodajmy, że plan ten – dobrze że wpadłem na niego już po wyprawie – jest raczej niemożliwy do zrealizowania, bo naród starosamochodowców jest silny w obronie przed jakimkolwiek „użyciem”, nawet w najlepszej sprawie.

Skoro zatem – całkiem przypadkiem – dostałem zaproszenie na zlot miłośników starych samochodów w Rumunii (gdzie akurat nie mam żadnych „macek”) – to czemu nie?

Pomysł wypalił o tyle, że po tygodniowym rajdzie i dwudniowym święcie mam dużo znajomych pośród ludzi nie bojących się trudów, niewygody, przykrych niespodzianek, żyjących jakąś dobrą pasją. I poznałem Emila Hagi, idealnie pasującego do konceptu ośmio-konferencji nt. fenomenu Europy Środkowej. Bo staro-samochodowcy (znajdę jakąś odpowiedniejszą nazwę) otwarci są na sprawy międzykulturowe. O Emilu będzie trochę słów poniżej.

Ciąg dalszy nastąpi...

 

Reportaż jest długi. Nie warto go czytać jednym haustem. A i poszczególne odcinki warto konsumować bez łapczywości. Oto sześć części:

Szerokiej drogi: https://publications.webnode.com/news/calatorie-placuta/

Kroniki początek: https://publications.webnode.com/news/kroniki-poczatek/

Między fabryką a muzeum: https://publications.webnode.com/news/miedzy-fabryka-a-muzeum/

Kraina Drakuli: https://publications.webnode.com/news/kraina-draculi/

Jeszcze trochę, jeszcze trochę: https://publications.webnode.com/news/jeszcze-troche-jeszcze-troche/

Celebra docelowa: https://publications.webnode.com/news/celebra-docelowa/

Przyjemnej lektury!



[1] Nicolaus Olahus, (Oláh Miklós) – to węgierski historyk, poeta i humanista pochodzenia wołoskiego, żyjący w XVI wieku; był spokrewniony z niektórymi hospodarami wołoskimi, urodził się w Sibiu. Erudyta (studiował w Oradei od 12 roku życia łacinę, teologię, retorykę, muzykę i astronomię), urzędnik państwowy i kościelny, bywalec dworów i uczelni. Był pierwszym autorem, który twierdził, że ludność wołoska pochodzi od starożytnych Rzymian (1535: monografia Hungaria”, opisujaca w 18 tomach dzisiejsze Wegry i Rumunię). Jego teoria wszak nie znalazła kontynuatorów wśród wołoskich lub mołdawskich historyków. Dopiero ok. 1642 roku kronikarz Grigore Ureche (prawdopodobnie nieznający dzieła Olahusa) stworzył podobną teorię, którą później rozwinęli Miron Costin i Dymitr Kantemir;

[2] W czasach przed-rzymskich ośrodkiem Daków były tereny dzisiejszego okręgu (powiatu) Hunedoara: w górach Orăștie znaleziono (i wpisano na listę dziedzistwa UNESCO) resztki twierdz-umocnień z okresu rządów Decebala (I/II w. naszej ery). Są to: Sarmizegetusa Regia w Grădiștea de Munte, Costești-Cetățuie w Costești, Costești-Blidaru w Costești, Piatra Roșie w Luncani, Bănița, Căpâlna;

[3] Początkowo Dację zamieszkiwała ludność geto-dacka (Dakowie). Dacja uzyskała jednolite oblicze etniczne po wywędrowaniu stąd w końcu III w. p.n.e. Celtów. W około 60 p.n.e. król Burebista zjednoczył plemiona dackie, jednak po jego śmierci (między 44 a 40 p.n.e.) państwo rozpadło się na kilka niezależnych księstw. Ponowne zjednoczenie Dacji nastąpiło w końcu I wieku naszej ery, dokonał tego król Decebal. W latach 101-106 Dacja została podbita przez Rzymian pod wodzą cesarza Trajana. W 106 Trajan utworzył rzymską prowincję Dacia. Początkowo stacjonował tam jeden legion, a od 165 dwa. Za panowania Hadriana Dacja była jedną z prowincji limesowych (granicznych), na jej granicach zbudowano umocnienia i obwarowania;

[4] Np. Organization of Black Sea Economic Cooperation, BSEC (1992), Central European Free Trade Agreement, CEFTA (1992), Central European Initiative, CEI (1989), Black Sea Forum for Partnership and Dialogue, BSF (2006), Community of Democratic Choice, CDC (2005), Community of Democratic Choice Youth Forum (CDC Youth Forum), South-East European Cooperation Process, SEECP (1996), The Regional Cooperation Council, RCC (2008), Southeast European Cooperative Initiative, SECI (1996), Stability Pact for South Eastern Europe (1999), itd., itp.;

[5] Alexandru Cihac – urodzony w Jassach XIX-wieczny filolog i językoznawca rumuński

[6] Alexandru Cihac, rumuński filolog I językoznawca, autor dwutomowego słownika “Dictionnaire d'étymologie dacoromaine, Frankfurt: 1870-1879;

[7] Szkoła siedmiogrodzka (Școala Ardeleană) – polityczny i kulturowy ruch w ramach rumuńskiego odrodzenia narodowego w Siedmiogrodzie, w drugiej połowie XVIII i na początku XIX wieku; celami tego ruchu były: upowszechnianie unii kościelnej, walka o równouprawnienie Wołochów z innymi narodami Imperium Habsburgów, wzbudzanie rumuńskiej tożsamości narodowej wśród wołoskiej ludności Transylwanii a także romanizacja języka rumuńskiego. Dawniej ruch ten był uważany za przejaw oświecenia na ziemiach rumuńskich, współcześni historycy przypisują mu jednak charakter raczej romantyczno-narodowy. Najwybitniejsi przedstawiciele: Ion Budai-Deleanu (1760-1820), greckokatolicki duchowny, poeta, filolog i historyk, Samuel Klein, rum. Samuil Micu (1745-1806), greckokatolicki duchowny, filolog, historyk i tłumacz, Petru Maior (1760-1821), greckokatolicki duchowny, historyk i filolog, Inocenţiu Micu-Klein (1692-1768), greckokatolicki duchowny i działacz kulturowy, Ioan Para (1744-1800), greckokatolicki duchowny, Ioan Piuariu-Molnar (1749-1815), lekarz, filolog i tłumacz, Gheorghe Șincai (1754-1816), historyk, filolog i tłumacz;

[8] Cytaty przytaczam za pracą Tomasza Klimkowskiego „Początki piśmiennictwa w języku rumuńskim a ideologia reformacyjna”, Balcanica Posnaniensia, Poznań, 2009;

[9] D.Onciul, Studii istorice, II, Bucureşti, 1969, s. 18; tłum. T. Klimkowski;

[10] Sextil Puşcariu,  Istoria literaturii române. Epoca veche, t. I, Sibiu, 1921, s. 13; tłum. T. Klimkowski;

[11] D. Cantemir, Descriptio Moldaviae, 1714, rodz. V, ,„De litteris Moldavorum”, https://la.wikisource.org/wiki/Descriptio_Moldaviae;  tłum. T. Klimkowski;

[12] Patrz: Magyar nyelvőr. Magyar Tudományos Akadémia. 1954. t. 78. s. 229, albo: Pandurii din Țara Românească, Vladimir Osiac, Editura Scrisul Româneasc, 1995;