Być jak Dersu Uzała

2010-10-03 06:16

 

 

Wczoraj na ogólnodostępnym (w okolicach dużych anten) kanale telewizji zwanej publiczną (Kultura) podali znakomity film Akiro Kurosawy sprzed 35 lat, nakręcony „po sąsiedzku” w Chabarowskim Kraju, na podstawie książki podróżniczej Wł. Arseniewa (wcześniej tę książkę filmowano już 1961 roku, w reżyserii Agasi Babayana).

 

Film prezentowany jest przez krytyków jako film o męskiej przyjaźni autochtona zanurzonego w dawnym, choć nie prymitywnym świecie Natury oraz oficera carskiej armii delegowanego na Rosyjski Daleki Wschód, uosabiającego ówczesną Modernizację, z zamiłowania etnografa i pisarza.

 

Дерсу Узала, człowiek rodu nanajskiego (Goldowie) wszystko sobie „notuje” w sposób dosłowny, widzi dobrą duszę we wszystkim, co napotyka (powiada, np., „drzewo też człowiek”), kocha najczystszą miłością każdego bliźniego i wszystko co go otacza, dzieląc z nim Los. Arseniew zaś, wyposażony w cywilizowany aparat pojęciowy, poznaje świat rzeczywisty niejako przez szybę, z pozycji obserwatora, mniej z pozycji uczestnika.

 

Arseniewa widzenie świata jest dwojako filtrowane: jako oficer jest wyłączony ze zwykłej ludzkiej gry o przetrwanie, jest trybem w wielkiej państwowej maszynie, zaś jako badacz i mieszkaniec dużych miast (urodził się w St. Petersburgu, „teraz” mieszka w Chabarowsku) żyje w kokonie cywilizacyjnym, który chroni go przed niszczącym działaniem erozyjnym Przyrody, ale też izoluje go od namacalnego obcowania z Naturą.

 

Panowie zaprzyjaźniają się podczas ekspedycji badawczej (Dersu jest przewodnikiem po tajdze). Kiedy zaś Dersu zostaje zaproszony aby pomieszkać w Chabarowsku (popsuł mu się myśliwski wzrok, niechybnie Natura go niebawem „przemieli”) – doświadcza wszystkiego, co najgorsze w cywilizacji. Nie wolno sobie ot, po prostu, strzelić w powietrze, nie wolno narąbać drew, wodę i drewno trzeba kupować, nie wolno przy domu ustawić szałasu i w nim zamieszkać. Trzeba żyć w klatce zwanej domem i w pajęczynie nakazów i zakazów pozbawionych „sensu tajgi”.

 

Dwa porządki, które reprezentują obaj bohaterowie, są nie do pogodzenia. Synek Władimira wyczuwa w „prymitywnym” Dersu ową infantylną bezpośredniość moralną, która jednak w świecie „cywilizowanym” podawana jest zawsze ceremonialnie i w pakiecie „dobrego wychowania”, manier wziętych nie wiadomo skąd. Mały Kapitan (tak chłopca nazywa Dersu) lgnie do człowieka tajgi, bo jest to świat ludzi wolnych, samorządnych, suwerennych, samostanowiących o sobie.

 

 

*             *             *

 

W filmie Kurosawy nie ma za grosz polityki.

 

Ale jest o tym, że w moralnych i poznawczych trzewiach ludzkich zakodowana jest istota człowieczeństwa, bez którego wszelka polityka nie ma głębszego sensu i staje się narzędziem ciemiężenia jednych przez drugich.

 

Dersu Uzała ginie z rąk rabusia, który połaszczył się na nowiutką strzelbę dostrzeżoną w ręku „prymitywa”. Zakopuje się go w lesie tuż pod miastem, nawet nie mając zamiaru dochodzenia śledczego, choć morderstwo jest ewidentne. Dersu wracał z tą podarowaną przez Władimira strzelbą do tajgi, nie mogąc znieść cywilizowanego życia. Wcześniej oddał chłopcu najcenniejsze rzeczy: ząb tygrysa, pazur rysia. Opowiada chłopcu, że co prawda strzelał do tygrysa, ale jest to wielki nietakt wobec Natury. Bo strzela się tylko wtedy, kiedy jest życiowa potrzeba, a nie dla trofeów.