Byłem przeciwnikiem Mecenasa Jana

2019-02-09 10:31

 

Kiedy będę stawał „u wrót” z podaniem o „uwzględnienie”, za co „z góry dziękuję” – będę niewątpliwie zapytany o jakieś rekomendacje, że niby coś może dobrego zrobiłem dla Człowieka i Ludzkości.

Pewnie, że zrobiłem, jak w tej piosence Andrzeja Garczarka: budowałem socjalizm, i na nic więcej nie miałem już czasu. Po drodze, jak to na budowie, na bakier stałem z przepisami BHP i zwykłymi przepisami porządkowymi, byłem – znaczy się – niecnotą.

I zaraz pojawi się ten ochroniarz. Piotr zwany Świętym, i do mnie, kołaczącego, zwróci się z takim oto pytaniem ostatniej szansy: a masz no ty, człowiecze, jakąś rekomendację…?

No, i co wtedy?

Ano, wtedy powiem tak: po waszej stronie był taki człowiek, który mnie nie mógł znać, bo budował świat bez ustroju, za to sprawiedliwy. Mój imiennik. Który wstawiał się u ziemskiej sprawiedliwości za każdym, choćby błądzącym, byle był pewny, że w tej najważniejszej, polskiej sprawie, był bez cienia podejrzeń. Człowiek w wieku mojej Mamy, roztropny, choć niezłomny. Do niego zanieście moje pytanie, czy nie podjąłby się tu pilnej interwencji w mojej sprawie.

 

*             *             *

Zanim rozpoznałem, już jako człowiek dorosły, z czego składa się moja Codzienność – żyłem życiem harcerza, a potem aktywisty. A przynajmniej starałem się. Gdyby mi wszystko wychodziło tak jak chciałem – nie potrzebowałbym teraz rekomendacji.

Miałem Mecenasa Jana za człowieka po stokroć poważniejszego jako przeciwnik, niż te wszystkie „solidaruchy”. Nie boję się przecież „dymu” ulicznego, nie mam ni krzty poważania dla takiej „władzy”, która tylko władać lubi, a już odpowiadać za to co robi – nie chce.

Miałem jednak wyrobione zdanie o tych, którzy przeciw władzy ówczesnej „dymili” bez pamięci. Byle wszystko postawić w poprzek. Furda przestoje na każdym kroku, furda cokolwiek konstruktywnego, byle tylko obalać, obalać, obalać.

A jeszcze ten wąsaty, który sam w pojedynkę zbawiał świat od „komuny”, chyba że do pary z Tą co Ją w klapie nosił. Psuj, zwykły psuj, któremu Historia dała, a on uznał, że taka była – tej Historii – psia powinność, by jemu chwałę przynosić, wbrew Prawdzie. Bucowaty parafianin i krętacz. Jeszcze w Sierpniu nazwałem go chuliganem i odmówiłem mu prawa do mojego zaufania. Nie pytał o nie, ja byłem aktywistą organizacji studenckiej, i nie był to NZS.

Wyszło wąsatemu jak wyszło, dziś nawet wstydzić się nie umie, coraz bardziej w zaparte idzie. Namieszał aż miło, ale przeciwnik z niego marny. Podobno więcej książek napisał, niż przeczytał. W życiu nie potwierdził, że umie napisać choćby akapit…

Co innego Mecenas Jan. Chłopak z Bródna (ja z Drętowa). Syn kolejarza (ja ogrodnika). O lepszej Polsce usłyszał od PPS-owców (ja z broszur partyjnych). Podążał ku niej najpierw poprzez organizację Zawiszy – najmłodszych w Szarych Szeregach (ja byłem w harcerskich „drużynach obrony Wybrzeża”). Wychowany w domu na patriotę – tu się nic a nic nie różnimy. Miał w młodości epizod z ludowcami – ja nieco później.

Wyuczywszy się dobrego zawodu – praktykował w instytucjach PRL-owskich (ja – już to mówiłem – byłem aktywistą). Pogłębiał swoje racje działając w Krzywym Kole. Ja w tej sprawie też niemało robiłem (ruch kół naukowych, akademicki). Stawał przed sądami jako obrońca w procesach politycznych m.in. Melchiora Wańkowicza (1964), Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego (1965), Janusza Szpotańskiego(1968), Adama Michnika i Jana Nepomucena Millera, działaczy „Ruchu”. A w nowszych czasach – Wałęsy, Bujaka, Romaszewskiego. O, tu jest obszar, w którym nie ma porównania ja-Mecenas: On dużo wcześniej i w dużo mniej sprzyjających warunkach nauczył się wybaczać drugiemu, że nie jest tak doskonały, jakby się odeń oczekiwało.

To czyni Go wielokrotnie, stukrotnie większym ode mnie.

Ale był przeciwnikiem. Zbyt mądrym życiowo, by go wliczać do tej „eksperckiej” nawałnicy solidarnościowej.

Jego wielkość dotarła do mnie, kiedy zapatrzony we własne „ja” parafianin-krętacz i chuligan, mając w ręku naprawdę ciężkie narzędzia – usunął go z funkcji Premiera jak pętaka. On – pętak – usunął człowieka, któremu do pięt nie dorastał, bo i z czym.

Wtedy zrozumiałem, że Polska jest na złej drodze, a właściwie na poboczu. Meandruje między żwirem a rowem. Niech ci wszyscy, którzy myślą, że picuję i podstawiam żabia nóżkę – poczytają sobie moje teksty z tamtego czasu. Jeszcze wtedy nie byłem „internetowy”, ale byłem obecny swoimi tekstami.

Wtedy stałem się – o paradoksie – dysydentem Transformacji. Wcześniej miałem o niej zdanie jako ekonomista, przerażony nawałnicą prywatyzacyjno-rwaczą.  Teraz wiedziałem, że niczym nie różniła się ta Transformacja od Bolszewii: nasza ma być racja, a kto nam wbrew – tego w niebyt.

 

*             *             *

Mecenas Jan rozważał w latach 80-tych koncept oddolnego ruchu obrony praw człowieka. Zaczął w 1980 od współtworzenia Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania. Ja akurat – mając dziś pozycję w przestrzeni publicznej dająca się określić jako „niezauważalna” – robię dokładnie to samo, przygotowuję kampanię na rzecz powołania Społecznego Ławnika Praw Człowieka i Obywatela.

I myślę, że najlepszym kandydatem na pierwszego społecznego Ławnika jest politolog, polityk, więzień za poglądy, siedzący od prawie 30 miesięcy w dzisiejszym nowo-zmianowym więzieniu.

 

*             *             *

Pan Mecenas nie w ciemię bity, kiedy go już Święty Klucznik zawezwie do niebieskiej poczekalni, gdzie będę czekał w pokorze – usiądzie przy mnie, tak po adwokacku, i zapyta: no, dobra, wywołałeś mnie, choć jestem w stanie spoczynku, obym nie zmarnował tego czasu, jaki ci poświęcam. Mów, ale szczerze, nie o swoich czynach, tylko o motywacjach: faktom nie da się zaprzeczyć, podrasowywać ich nie warto, tu w niebiesiech mają pełny rejestr. A ty powiedz tylko, o co ci w życiu chodziło.

O Polskę moją, Mecenasie.

Aby była Polską. Inaczej ją sobie może wyobrażałem, niż Pan, Mecenasie, ale w jednym się zgadzaliśmy, na co przytoczę „Litanię” Leszka Wójtowicza:

Nie pragnę wcale byś była największa
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach
Bez lokatorów stukających w ściany
Gdy ktoś chce trochę głośniej zaśpiewać
O sprawach które wszyscy znamy

I coś mi mówi, że różne moje postępki „po drodze” uczynione – Mecenas Jan uzna za nieważne przy takiej postawie wobec Ojczyzny: niech je ocenia ktoś mocniejszy, komu oceniać dane, a on stanie przy mnie, maluczkim, i będzie apelował.

Tak myślę sobie z nadzieją. Bo jak nie On…