Braci Bratkowskich gra o jutro

2011-03-30 03:45

/nie zaaplikowani eksperci/

 

Siedzę na widowni sprytnie zaaranżowanej krzesełkami w hallu Domu Polonii, zasłonięty wielkim cielskiem Ryszarda Kalisza oraz tą niewidzialną ścianą, jaka zawsze dzieli kibica od głównego aktora.

 

I bezwstydnie zazdroszczę sobie na boczku, bo jest czego zazdrościć.

 

Czterdzieści lat temu, kiedy ja dopiero kończyłem edukację podstawową w szkole powszechnej, obaj panowie wydali niebezpieczną dla siebie, ale szczerą książkę „Gra o Jutro”. Nie miałem jej w ręku, ale z tego co o niej mówiono była to książka ważna, poruszała tematy będące naonczas tabu (np. zalety rynkowości w gospodarce), w sposób absolutnie „niedopuszczalny” w ówczesnej dyspucie publicznej, z przytoczeniami i odwołaniami do literatury zachodniej, zwanej wtedy „burżuazyjną”, co było i tak łagodnym określeniem „obcej klasowo” myśli i praktyki. Podobno w tamtej książce panowie prognozowali nawet wielką falę informatyzacji, a był to okres kończącego się Gomułki, początkowego Gierka!

 

Ale dziś spotykamy się z okazji wydania tych samych autorów „Gry o Jutro 2”, książki zupełnie nowej, choć równie nieufnej w stosunku do poczynań „nawy kierowniczej”.

 

Zgodnie ze swoją maksymą obaj panowie poruszają się wyłącznie w obszarach, na których się znają dzięki własnej przenikliwości, doświadczeniu i pracowitości oraz przez to, że mają kompetentnych przyjaciół. I mimo takiego ograniczenia okazuje się, że mogą powiedzieć dużo. O Konstytucji, o Samorządności, o samoorganizacji w dziedzinie lokalnego finansowego wsparcia wzajemnego, o Państwie, o Sądownictwie i całym tzw. wymiarze sprawiedliwości, o Energetyce, o Ochronie Zdrowia i ubezpieczeniach zdrowotnych, o Mieszkalnictwie. Ponad 300 stron wysokiej kompetencji!

 

Kto zna choć trochę obu braci ten wie, że „literackim”  spiritus movens tego duetu jest Stefan, mający temperament niezmordowanego społecznika i zarazem badacza: Andrzej zaś jest raczej ostrożnym, wyważonym menedżerem-inżynierem, doktorem nauk, co nie oznacza, że nie ma „pióra”.

 

Miałem z oboma braćmi niezależne, incydentalnie „do czynienia”. U Stefana „bywałem” jeszcze niedawno jako piszący dla Studio Opinii, świetnego portalu dziennikarskiego, wciąż dynamicznie rozwijającego się. Choć odczuwałem życzliwą opiekę Redaktora – na skutek życiowych zakrętów moja tolerancja na jego techniki „pedagogiczne” okazała się zbyt niska i wycofałem się. Zaś u Ministra Andrzeja byłem przed prawie 20 laty, „doprowadzony” przez Wojtka Lamentowicza: prezentowałem swoją koncepcję samorządowego budownictwa mieszkaniowego, pod roboczą nazwą MGB. Skończyło się na tej jedynej wizycie, a szkoda.

 

Ale teraz siedzę na wypełnionej widowni, pośród ich przyjaciół, a także osób „świecznikowych”, no i jeszcze ciekawskich jak ja, patrzę na nich oraz na „liberalny” panel dyskutujący pod moderacją Edwina Bendyka, nota bene ucznia Stefana w dosłownym znaczeniu. Oto Włodzimierz Paszyński, samorządowiec i pedagog, Jan Krzysztof Bielecki, człowiek wielu poważnych ról (tu czuł się nieswojo i trochę stroił fochy), Andrzej Sadowski (powiedzmy: ekspert ekonomista), Piotr Kuczyński, analityk rynków finansowych. I zazdroszczę, bo wolno zazdrościć braciom, dla których taka widownia i tacy paneliści stawiają się „na wezwanie” wydawcy, który też chętnie (nie jak w moim przypadku) wykładają pieniądze na ich książkę, wiedząc że to żadne ryzyko.

 

Podczas, kiedy bracia ze swadą, choć ze skromnym wycofaniem, opowiadali o swoich sprawach (Stefan za główne zło uważa panoszące się w Polsce monopole oraz grzech pierworodny kiepskiej Konstytucji, Andrzej wskazuje na „wykluczeniowy” charakter energetyki jądrowej i na zamordowanie idei małych elektrowni wodnych, mówi także o rozmaitych niegdysiejszych i obecnych wariantach „wybawienia mieszkaniowego”) – na sali zachodzą zmiany dla mnie zaskakujące: skwaszony Bielecki ostatecznie wychodzi „na amen”, w dyskusji zaś widownia „wystawia” wyłącznie Kalisza (ku mojemu zaskoczeniu rozprawia on np., że politycy rządzą nie w oparciu o wiedzę, tylko o wyobrażenia) i Pastusiaka, który pełen kurtuazji udowadnia jednak, że Konstytucja i Rządy nie są takie najgorsze. Pozostali – milczą, ze mną włącznie.

 

O czym mam mówić? Dwie godziny wcześniej opublikowałem notkę pt. „Kilka słów obywatelskich w debacie konstytucyjnej” a rano, nieco wcześniej, notkę „Ombudsman” – w notkach tych, i w wielu innych, jestem tego samego zdania co Stefan, tyle że on kocha tę nową Polskę transformacyjno-modernizacyjną, a ja jestem wobec niej krańcowo podejrzliwy. I tylko to nas różni. Oczywiście, poza osobistym dorobkiem i pozycją społeczną, bo na tych polach jestem wobec obu braci mniej niż krasnalem.

 

Zatem powtórzmy: siedzę na widowni sprytnie zaaranżowanej krzesełkami w hallu Domu Polonii, zasłonięty wielkim cielskiem Ryszarda Kalisza oraz tą niewidzialną ścianą, jaka zawsze dzieli kibica od głównego aktora. I podziwiam obu braci. I bezczelnie, we własnym wnętrzu, szacuję, że choć obaj już pokonali polską średnią długości życia mężczyzny, to biologia jest nieubłagana, kiedyś nieuchronnie staną się oni wyłącznie wspomnieniem, powodem do przechwałek dla tych, którzy z nimi obcowali oraz wpisami w Wikipedii, już dziś bogatymi, a życzę im, żeby zachowali formę i jeszcze długo dopisywali do „swoich” haseł wiele dobrego.

 

Tacy jak oni odchodzą w szarość, dzisiejsi 30 latkowie, czyli nowa kadra zarządzająca krajem od dziś, od jutra – kompletnie nie wie, co to za ludzie. Że owi młodzi nie wiedzą o braciach na własną szkodę – ich sprawa. Ale że nie znają Bratkowskich na szkodę Kraju – to już jest również moja sprawa…

 

Może zatem dobrze się stało, że obaj bracia są publicystami. Bo to oznacza, że jest szansa dla młodzieży zapoznania się z Bratkowskimi poprzez ich dzieło, choćby w postaci dwóch edycji o tym samym tytule i o tym samym „między wierszami”, choć wydanych w jakże odmiennych, jakże różnych czasach!

 

 

 

Kontakty

Publications

gra o jutro

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz