Brąz dla Generała

2010-09-27 04:16

 

 

Spędziłem ostatnio trochę czasu w Irkucku. Miałem do wykonania jedno nieskomplikowane zadanie, ale wiadomo, że są kraje, gdzie nawet najprostsze sprawy wymagają dziesiątków tysięcy drobnych zabiegów, bo inaczej wszystko się sypie. Stąd moja „fizyczna” tam obecność, choć pewnie w warunkach uważanych przez świat Północy za normalne wystarczyłaby „obecność” internetowa.

 

(nota bene: z durnego powodu, że tamtejszy internet nie „czyta” polskich ogonków, przez kilka dni stałem na internetowym uboczu, śledząc tylko Waszą twórczość, bez „wkładu własnego”)

 

Pośród różnych interwencji w rzeczonej sprawie znalazłem wreszcie czas na przebiegnięcie się po pięknym bulwarze nad Angarą, na tyłach gmachu administracji obwodowej. Ten jeden spacer dał-przypomniał mi dużo, tu zaś wskażę na jeden ważny element.

 

Zatrzymałem się przy pomniku: popiersie na 2-metrowym prostym postumencie. Podchodząc myślałem, że to znów jakiś rodzaj Lenina (w Irkucku nikt od dziesiątków lat nie zmienia nazw ulic, a pomniki Wielkiego Wodza Rewolucji i podobne – stoją w najlepsze, nikt ich nie niepokoi).

 

Wiadomo: aby wiedzieć, co to za skulptura, trzeba z nią stanąć oko-w-oko i przeczytać napis. Na niektórych – nie ma napisów, zdjęte, ale tu akurat był.

 

Przepraszam Bohatera, że nie zapamiętałem jego danych. Napis głosił, że Rada Najwyższa ZSRR lub podobne ciało postanawia za wybitne zasługi odniesione na froncie II wojny światowej odznaczyć Generała (tu pełne imię, imię ojca i nazwisko) PO RAZ DRUGI „Złotą Gwiazdą”. A że to był już drugi raz, poza tym Generał miał już tytuł Bohatera Związku Radzieckiego – owa Rada postanowiła, że w ojczystym miejscu odznaczonego stanie jego popiersie z brązu, na postumencie. Aby jego rodzina i znajomi oraz Mała Ojczyzna mieli na co dzień powód do dumy ze swojego Ziomka i Syna.

 

Tysiące kilometrów od frontu, w rodzinnych stronach Człowieka, trwa dziesiątki lat niewielkie popiersie, dowód pamięci i uznania za jego czyny, których sam nie opowie, a pieśni jakoś nikt nie ułożył. Pamiętacie opowieść Sienkiewicza o tym, jak po wielkiej wojnie niszczącej wszystko, z duszami włącznie, podczas mszy w kościele kaznodzieja czyta królewski list wybaczający Kmicicowi jego niegodziwości i podnoszący jego zasługi? W miejscu, gdzie pamiętano jego bezeceństwa i „zdradę”, głosi się oto chwałę czynów Kmicica oddanych Ojczyźnie daleko, daleko od rodzinnych stron…

 

Żyję od kilkudziesięciu lat w kraju, którego grunt jakże często był nasączany krwią tysięcy, dziesiątek i setek tysięcy bojowników o Wielkie Sprawy oraz prostych żołnierzy kilkunastu narodowości i kilku wyznań. Pośród nich nie brakuje takich, których dzielność i prawość okazała się zbawienna dla jakiegoś polskiego Dobra (np. ocalenie Krakowa przed zrujnowaniem).

 

Chciałbym zobaczyć kiedyś nie-egzaltowany i nie-masowy pomnik takiego bohatera, któremu dziękujemy w jego rodzinnym miejscu, a wdzięczność nasza nie zależy od tego, jakiego Bohater miał pana politycznego czy religijnego, sam zaś dowód wdzięczności – pomnik, tablica, popiersie – nie jest obiektem szykan i politycznej czy innej zemsty. Trwa, jak powinna trwać pamięć o ludziach dzielnych.