Bieg bokserski na rękach, z przeszkodami

2012-12-06 07:11

 

 

Tytuł – to jedna z alegorii Polityki. Że jest ona niczym bieg na rękach, sam z siebie trudny, ale przy tym trzeba pokonywać rozmaite „przeszkody terenowe” i zarazem boksować się z konkurentami. Doprawdy, ciężki kawałek chleba.

Rozważmy najbardziej, wydawałoby się, prostą sprawę, walkę ze złem.

Kiedy likwidujemy patologię albo usuwamy siedlisko zła – to musimy dobrze rozważyć, czy robić to u siebie, czy u innych. Załóżmy, że czynimy to w obrębie naszych kompetencji politycznych. Jakie nas czekają konsekwencje tego odruchu?

Przede wszystkim świat polityczny wie już na pewno, że u mnie rozpleniło się zło. Wcześniej można było się tego domyślać zaledwie. Poza tym, jeśli nie wyrżnę w pień wszystkich, którzy choćby siedzieli blisko zlikwidowanego zła, to prędzej czy później, rozpierzchnięci, zainstalują się gdzie indziej. I kiedy tam zostaną obnażeni, to wiadomo będzie, że zaczynali złą karierę u mnie, co mnie jakoś obciąża. I najgorsze: kiedy zło pozostawało u mnie nieruszane, to mimo wszystko było elementem chwiejnej równowagi, jej naruszenie poprzez likwidację wywołuje rozmaite pulsacje, z których nie wszystkie zdołamy skontrolować – i nowa bieda gotowa.

Zatem wniosek: nie u siebie likwidujemy, tylko u innych. Niby oczywiste, ale też rodzi niepożądane politycznie reperkusje.

Padnie pytanie: skąd wiem, że „u niego” gnieździło się zło? Czyżbym podglądał innych, zamiast zająć się robotą u siebie? A może dokonałem sabotażu, wpuściłem zło do cudzego ogródka, by skompromitować konkurenta? I tak dalej.

Nie rozwijajmy, już wiemy, na czym polega bieg bokserski z przeszkodami, na rękach (poza obszarem Polityki nie musi tak się dziać, tylko pytanie, gdzie kończy się Polityka).

Najprostszym wnioskiem z opisanych sytuacji jest: nie dotykać żadnego zła, bo to gniazdo szerszeni. Może i dlatego wymyślono kadencyjność (wtedy likwidujemy zło u siebie, ale nie naszego chowu)? Może i dlatego wymyślono odrębne organy kontroli, służby, inspekcje, straże, policje (likwidują zło u kogoś, ale w oparciu o kompetencje inwigilacyjne)? Ba: wymyślono też instytucje kontroli wewnętrznej!

Tylko co poczniemy, kiedy te anty-patologiczne wynalazki same ulegną zarażeniu złem?

 

*             *             *

Wybaczonym będzie, jeśli ktoś pomyśli sobie, że to wszystko to jedna bzdura. Niech zatem Czytelnik na własną rękę rozważy, jakie będą konsekwencje, jeśli będziemy czynić polityczne dobro, u siebie albo u kogoś.

Kiedy to piszę – mam na myśli kilka znanych mi „do spodu” przypadków. Ale jeszcze oszczędzę sobie konkretów. Po co wszystkie oczy skupiać na sobie? Zacytuję tylko idiotę, który pośród sobie podobnych wygłosił sławną filipikę, zaczynając od niewinnego zdania: Demokracja to przesąd inteligencji i ściema (…) kule powinny świstać, a tu mamy kabaret. Bo kolejny przesąd to wiara w pacyfizm. Wiara, że tu można cokolwiek załatwić, jak nie zostaną w sposób nagły, drastyczny wyprawieni na tamten świat…