Bezzębność demokracji

2013-06-10 06:29

 

Nie mam nic bojowego (choć wolałbym inaczej) przeciwko temu, że lokalnymi sprawami, w tym Ludnością, zarządzają zgrane koterie, drużyny, sitwy, jak zwał tak zwał. Byle miały one jasność, że ich „panem” jest miejscowa Ludność, a kompetentnym nadzorcą – Prawo. Tymczasem to owe sitwy są „panami” Ludności. Bezwzględnymi, gardzącymi nią, gotowymi ją tłumić w demokratycznych zapędach.

Samorząd rozumiany jako organizacja mieszkańców jest przymusową korporacją prawa publicznego mieszkańców danego obszaru, mających wspólne interesy i potrzeby publiczne. Ustawodawca konstytucyjny i zwykły powierza samorządowi uprawnienie stanowienia prawa miejscowego oraz wykonywanie znacznej większości zadań z zakresu administracji lokalnej (również regionalnej, np. w przypadku samorządu województwa).

W Polsce (na wzór innych krajów europejskich) tylko część zadań lokalnych i regionalnych jest realizowana przez agendy administracji rządowej, które bezpośrednio (hierarchicznie) podlegają Radzie Ministrów, premierowi lub poszczególnym ministrom. Zasadnicza część zadań administracyjnych, niemająca znaczenia ogólnokrajowego, jest realizowana przez organy zwane samorządowymi, które z litery prawa są podporządkowane odpowiedniej wspólnocie lokalnej (gminnej, powiatowej) lub regionalnej (wojewódzkiej) i które reprezentują jej interesy – ale w rzeczywistości pozostają pod kontrolą Państwa (Centrum), w dodatku pozakonstytucyjnie realizowaną przez „prywatyzujące” nawę publiczną sitwy (nazywam je zatrzaskami Lokalnymi).

Jestem z tych, którzy powiadają: jeśli większość karmicieli Państwa ma przekonanie, że bez tego Państwa ich sprawy miałyby się lepiej niż z Państwem – to owo Państwo jest nielegalne. I mało mnie obchodzi, że ta większość może być otumaniona i ogłupiona, a do tego nieświadoma istoty spraw. W Państwa interesie jest to, by obywatelska świadomość spraw była właściwa, np. wystarczająca do rzetelnej oceny.

Będę musiał znaleźć zgrabne powiedzonko dotyczące tej samej sytuacji dla przypadku Samorządu zwanego Lokalnym. Od lat twierdzę – a potwierdza to nawet Konstytucja – że administracja samorządowa jest zaledwie wysuniętą placówką terenową Państwa i z samorządnością ma cokolwiek wspólnego wyłącznie poprzez mylące nazewnictwo (rada, wybory, komisje, budżet lokalny, partycypacja). Artykuł 163 Konstytucji RP stanowi, że "Samorząd terytorialny wykonuje zadania publiczne nie zastrzeżone przez Konstytucję lub ustawy dla organów innych władz publicznych". W rzeczywistości bowiem wszelka działalność administracji terenowej jest ściśle regulowana przez przepisy państwowe, nadzorowana i kontrolowana przez rozmaite państwowe organy i służby oraz urzędy, sterowana przez wpływowe ugrupowania polityczne zawiadujące Państwem, a wedle Konstytucji rola samorządów ogranicza się do zastępstwa w imię Państwa (przeniesionego trudu i przeniesionej odpowiedzialności) w sprawach zleconych-powierzonych przez owo Państwo.

Gdybyż owo zlecanie i powierzanie dokonywane było przez miejscową Ludność! Ależ skąd, Ludność ma za zadanie wyłącznie zagłosować w kampaniach, zwanych wyborczymi, a tak naprawdę będącymi kontrasygnatą dla decyzji personalnych podejmowanych zupełnie poza głosująca społecznością lokalną!

Cóż to za sprawy, którymi zajmuje się „samorząd lokalny”?

Do zadań własnych gminy (podobnie jest z powiatem i województwem) należy zaspokajanie zbiorowych potrzeb wspólnoty. Zadania te można podzielić na pewne kategorie, a mianowicie zadania z zakresu:

  1. infrastruktury technicznej gminy (gminne drogi, ulice, mosty, place, wodociągi, kanalizacja, usuwanie i oczyszczanie ścieków komunalnych; utrzymywanie czystości, utrzymywanie urządzeń sanitarnych; wysypiska oraz utylizacja odpadów komunalnych; zaopatrzenie w energię elektryczną i cieplną; komunalne budownictwo mieszkaniowe; lokalny transport zbiorowy; targowiska i hale targowe; gminne obiekty i urządzenia użyteczności publicznej oraz obiekty administracyjne);
  2. infrastruktury społecznej (ochrona zdrowia, pomoc społeczna, oświata, kultura, kultura fizyczna);
  3. porządku i bezpieczeństwa publicznego (organizacja ruchu drogowego, porządek publiczny, ochrona przeciwpożarowa, bezpieczeństwo sanitarne);
  4. ładu przestrzennego i ekologicznego (planowanie przestrzenne, gospodarka terenami, ochrona środowiska).

Jeśli Państwo (Centrum) zechce – to powierzając tak liczne i odpowiedzialne zadania przekazuje odpowiednie kompetencje decyzyjne (a nie tylko odpowiedzialnościowe) oraz wystarczające środki budżetowe (pochodzące zresztą od Ludności). Ale Państwo raczej nie chce, ma dużo swoich centralnych „potrzeb”.

Gmina wykonuje ponadto zadania zlecone z zakresu administracji rządowej. Są to zadania "obce" w tym sensie, że pochodzą od innego podmiotu administracji, jakim jest organ administracji rządowej. Gmina wykonuje te zadania po zapewnieniu jej środków finansowych przez podmiot zlecający. Jeżeli ustawa tak stanowi, gmina jest obowiązana do wykonywania takich zadań. Gmina może ponadto dobrowolnie wykonywać zadania zlecone, na podstawie porozumienia z właściwym organem administracji rządowej.

Całość zadań administracji publicznej z różnych tytułów przysługujących gminie realizowana jest w znacznej części przez wydawanie decyzji administracyjnych. W tym sensie administracja lokalna nie pełni roli przywódczej, tylko jest „kolonialną faktorią” Państwa na „kontrolowanym-zarządzanym” terytorium.

Pierwotnym adresatem norm kompetencyjnych jest w gminie wspólnota samorządowa, którą z mocy prawa tworzą mieszkańcy gminy. Wspólnota samorządowa podejmuje rozstrzygnięcia bezpośrednio w głosowaniu wyborczym oraz w referendum, a także za pośrednictwem organów gminy. Rzeczywistość zatem jest odmienna od deklarowanej konstytucyjnie i ustawowo: nie Ludność i nie radni decydują o tym, co się lokalnie dzieje (i jak się dzieje) – tylko władza centralna i miejscowy Zatrzask Lokalny.

Konkrety?

Znalazło się wystarczająco dużo bezeceństw i tyleż ludzkiego wkurzenia, by rozpocząć procedurę odwołania osoby pełniącej „zawód dyrektor”, czyli Hanny Gronkiewicz Waltz, znającej się na wszystkim. Ta zaś – i kamaryla jej ufająca, zawiadowana przez … (eeeech) – mają w nosie ludzkie powody wkurzenia. I oto w sukurs wkurzonej Ludności przychodzi Pani Pogoda, zalewając „nowoczesną arterię” w taki sposób, że zniszczone zostaje znaczne mienie i zagrożone ludzkie życie.

Powiecie, że trudno jest czynić Panią HGW odpowiedzialną za stan pogody? Zgoda! Ale czynimy ją odpowiedzialną za to, że jako zarządca nie zabezpieczyła nas przez skutkami niepogody! Jak to jest, że wystarczy kilkadziesiąt minut deszczu, aby w centrum dwumilionowej stolicy średniego Kraju ludzie tracili wart dziesiątki tysięcy PLN majątek, ratowali życie niczym powodzianie na zadupiu (a i na tym zadupiu też ktoś przecież ma zarządzać)? Nie twierdzę, że HGW celowo napadła z konewką na kierowców, ale twierdzę, że wydaje od lat ludzkie pieniądze – na szkodę ludzi! Czego skutków owi ludzie wczoraj doświadczyli! Tak jak doświadczają trzęsących się posad przy budowie metra (z ewakuacjami włącznie), niedrożności i awaryjności rozmaitej infrastruktury, krwawych awantur ulicznych kilkanaście razy w roku.

HGW akceptuje i wspiera status quo samorządów polskich i administracji terenowej: jest współ-szefową rządzącej partii, od lat „dyrektorem od wszystkiego”.

I kiedy Ludność, będąca przy okazji Płatnikiem – chce coś w tej sprawie cokolwiek zadecydować – daje się tej Ludności jasno odczuć, że jest nie Suwerenem, tylko Poddanym. Kiedy mimo to nie rozumie – naśle się na nią „aparat przymusu”, zarówno bezpośredniego, jak i tego działającego niczym walec, powoli, skutecznie, pacyfikująco.

Witajcie, samorządni warszawiacy!