Berek u Morza Gościnnego

2014-03-19 07:22

 

Było to na przełomie tysiącleci. W Krainie Białego Człowieka coś tąpnęło: biali kuzyni pojmować, a może tylko przeczuwać zaczęli, że im się sufity na łby walą. Ten zwany Schumannem ugrzązł w procedurach i zniewieściał pośród dobrobytu, przez co witalność mu obwisła, ten zwany Samem rozpuścił wodze portfelom i teraz może stać na nogach wyłącznie obrabowując cudze dobra. Waniuszka, ten od czastuszek i dumek, zbytnio uwierzył, że wystarczy mu kopalin, by jakoś pożyć na Kremlu.

Ruszyła machina propagandowa, ba, trzy machiny, a każda nad wyraz wielką i świetlaną przyszłość przedstawiała dla krain, które reprezentowała. Mimo to rysy, pęknięcia i inne pleśnie widać było zza propagandowego pudru.

No, a żółci bracia jak trwali, tak trwają, i niepostrzeżenie, po cichońku, wymijają białych kuzynów.  Wrogie im skośnookie plemię wyspiarskie lubiące sushi też sobie nieźle poczyna. Zaś za Himalajami rudoczerwoni krewni o sarnich oczach – dawno prześcignęli brytyjską metropolię i grają na wyżynach z braćmi żółtymi o stawki niedostępne pozostałym. Nawet uchodząca zawsze za dziką wielokraina różnych Nezji rośnie w potęgę, a i wiecznie niezborna rodzina Latino pokazuje światu rogi…

Jak żyć, jak żyć…!

Jakby nie dość kłopotów ekonomicznych, to jeszcze ruchawki wszędzie: trzeba wysyłać zagony na Bliski Wschód, do Środkowej Azji, do Północnej Afryki. I jakby tego było mało – oto Kozaczyzna się odezwała. Niby chciałaby więcej jeść, ale też więcej się bawić. Od Waniuszki jak najtaniej dom utrzymać, a zarobkować u Schumanna, zwłaszcza na jego wschodnich rubieżach, sąsiedzkich z Kozaczyzną. Słaby to pomysł na życie, ale dotąd się kleiło.

Jak żyć, jak żyć…!

Wkurzył się lud kozacki na swoich rodzonych zdzierców, a może na nad-hetmana, Sicz sobie urządził na środku wielkiego miasta i się tam majdani, nie wiedzieć od kogo na to wszystko bierze. Jak to w kręgu, jak to na sejmiku: to śpiewają łzy roniąc, to strzelają się z drugimi. Zajadli, jak ich ojcowie i dziadowie pierwej.

Komuś puściły nerwy, o to przecież nietrudno, kiedy tysiące w jednym miejscu obozują tygodniami. Zrobiło się krwawo, i nieważne, kto zaczął i za czyje pieniądze, teraz każdy ma powód, by się mścić. Z tego wszystkiego nad-hetman czmychnął z tym, co zdołał udźwignąć, a majdaniarze ze zdumieniem zauważyli, że mają nowe władze, których nie wybierali, do tego gubernie czy jak je zwał przejmują „swoi” łupieżcy, którzy dotąd kradli tylko, a teraz mają do dyspozycji biurokracje i policje, jakby się to wszystko miało komuś nie spodobać. Rabuśnica, opuściwszy więzienny lazaret, już się rwie do rabuśnictwa, jakby z głupimi miała do czynienia. No, ładnie tak…

 

*             *             *

I teraz mamy zagwozdkę. Do tej pory biali kuzyni jedynie komentowali – w różnym tonie – wydarzenia kozackie, jako lokalny folklor, ale oto nowych hetmaniątek nie wszyscy chcą, zwłaszcza że widać, iż pośród tylu zamieszań nadal jest to samo co było drzewiej, a hetmaniątka od Rabuśnicy są z jednej stajni.

I okazało się, że Samowi chodzi o koszary Waniuszki, by je obsadzić swemi,  Schumann woli udawać jedynie, że coś robi, a tak naprawdę patrzy jeno, by nie dołożyć do interesu. Tylko ci od orła białego jak zwykle robią zanim pomyślą, a mają to we krwi, poza tym mają ścichapęka w Chobielinie, co trzyma z Samem a udaje że z Schumannem.

Wziął się Waniuszka na sposób: aby koszary zabezpieczyć, urwał cały Krym, nie bez ściemy rozmaitej. I patrzy, co na to Sam (oj, ten się wkurzył, bo zabolało), zaś Schumann jest przewidywalny: będzie gdakał, ględził, zagrzewał, ale brzuszyska nie ruszy. I teraz czekać zostało, aż z Sama wylizie to co zawsze, czyli prosty kowboj strzelający zanim zobaczy, w co celuje.

Ha-ha-ha!

U Kozaków poruta, za dwa-trzy lata zbankrutują, bo tak gospodarzyć jak oni dotąd się nie da, a jeszcze teraz dali rządy rabuśnikom już oficjalnie, ci więc nie muszą płacić łapówek, żeby robić swoje, tylko naślą urzędy, służby i organy na opornych. Na tym tle Krym będzie rozkwitał (na tym tle, zauważmy). Za owe dwa-trzy lata Waniuszka spokojnie zapyta kuzynów: tego chcieliście dla Kozaków? Żeby zdechli z waszą niby-pomocą? Zaś samych Kozaków zapyta: nadal chcecie u Schumanna robić za wycieraczki i pomietła? Nadal chcecie, by NATO-wska agentura Sama grzebała wam w zbrojeniówce i wojskowości, jak to robi innym zainstalowawszy na całym świecie 850 swoich baz zagranicznych? Nadal chcecie dostawać pomoc budżetową i wojskową, jak Lechistan, który do tej pomocy dopłaca, nic z tego nie mając poza koniecznością „dostosowania standardów”?

Sam musi rabować, Schumann musi gnuśnieć, Waniuszka musi cisnąć sąsiadów – bo taka jest ich „założycielska” filozofia. Lud pracujący miast i wsi może sobie myśleć co chce, a właściwie co mu powiedzą w mediach, a i tak na nic nie ma wpływu, bo bankrutujący kuzyni są coraz bardziej zdeterminowani, coraz bardziej pośpieszni, coraz mnie kryją się ze swoimi apetytami i strachami.

Może, gdyby trzej biali kuzyni umieli się zgadać… gdyby zaplanowali: jest nas ponad miliard, zajmujemy połowę lądów, mamy wojska wbród, surowców ponad stan, najnowsze technologie – może wtedy żółci bracia nie byliby prędko w takiej oto sytuacji, że za parę lat będą na własnej kroplówce trzymać trzech kuzynów pod swoją komendą! Tylko aby tak było, ktoś musi myśleć gdzieś nad Potomakiem, Tamizą, Sprewą, Sekwaną, Moskwą, Wołgą i paroma innymi strumykami. Może to i dobrze, że sami sobie nogi podstawiają, może faktycznie bez ich aroganckiej władzy nad światem uda się znaleźć coś sensownego w katalogu sposobów decydowania o Ludzkości?