Bazar

2010-04-22 05:09

 

Na początek trochę żargonu para-naukowego, a potem już może być całkiem ciekawie.

 

Ludzkość od czasu do czasu ustawia sobie w jakichś kulturowych przestrzeniach Kamienie Milowe, po czym wokół nich obudowuje po gospodarsku rozmaite swoje osiągnięcia, stanowiące powszechny rezerwuar, wzorzec dobrobytu, postępu, rozwoju. Nie zawsze jest to wzorzec udany – ale zawsze jest.

 

Niech nas zainteresują trzy Kamienie Milowe Ludzkości:

  • Pogranicze
  • Magistrala
  • Metropolia

 

Znamy je doskonale.

 

Pogranicze – najczęściej myślimy o dwu-przestrzeni terytorialnej wiążącej dwa kraje – to przestrzeń kulturowo-społeczna, w której komunikują się, spierają i jednoczą na przemian, co najmniej dwa fenomeny językowe, dwa różne systemy pojmowania rzeczywistości, związane z narodowością, mową ojczysto-rodzinną, ustrojem społecznym czy politycznym, tradycją (historią, dziejami), sposobem gospodarowania.

 

Magistrala – najczęściej myślimy o jakiejś utrwalonej materialnie drodze – to tętnica dowolnego obszaru, dowolnej przestrzeni, po której i wzdłuż której przemieszczają się, przeganiane ludzkimi interesami, żywotne elementy kultury, gospodarki, polityki, te, które ze swej natury okazują się być najbardziej dynamiczne. Magistrala może być ważną drogą samochodową, linią kolejową, rzeką, nawet wirtualnym szlakiem lotniczym.

 

Metropolia – najczęściej myślimy o wielkim mieście mającym promienisty wpływ na funkcjonowanie okolicy kilkudziesięciu, a nawet kilkuset kilometrów wokół – to Multiurbium generujące Prowincję przez sam fakt swojego istnienia, stanowiące kulturowo-przestrzenny punkt odniesienia, predestynowany, a zatem z konieczności przystosowany do zarządzania wygenerowaną przez siebie Prowincją, charakterystyczny odmiennym od Prowincji, samoistnym, swoistym zbiorem rytów metropolitarnych.

 

Uff!

 

Może po prostu zatrzymajmy się na potocznych znaczeniach Pogranicza, Magistrali i Metropolii, bo poniżej to wystarczy, nic nie stracimy.

 

Okazuje się, że nawet wtedy, kiedy z zawiązanymi oczami przeniosą nas w miejsce nieznane, dość łatwo rozpoznamy, gdzie nas osadzono, po charakterystycznym klimacie owego miejsca.

 

  • Pogranicze rozpoznamy po Posterunku, ku któremu i od którego wszystko zmierza;
  • Magistralę rozpoznamy po jej „kierunkowej dynamice” łapiącej oddech wyłącznie na Przystanku;
  • Metropolię rozpoznamy po Węzłach, ku którym i od których wciąż niezmiennie podążają „miejscowi” (metropolitanie) i przybysze (prowincjusze);

 

To co wspólne dla pogranicznego Posterunku, magistralnego Przystanku i metropolitarnego Węzła – to Bazar, w którym dzieje się wszystko, co sprawny ekonomista nazwałby Rynkiem albo Giełdą. W tych miejscach panuje niczym nieskrępowana wolna konkurencja, niczym nie skrępowany duch przedsiębiorczości, niczym nie ograniczona otwartość, dysputa poglądów, racji i faktów, multi-edukacja, dynamika porozumień i umów.

 

Słowo „bazar”pochodzi z języka perskiego i tłumaczy się najczęściej jako targ (czynność negocjacyjna) albo targowisko (wydzielony lub spontanicznie zajęty teren handlowy). Jednak w oryginale słowo to ma znacznie bogatszą treść: w swej istocie oznacza esencję wymiany, opartej na ofercie i potrzebie (ekonom.: podaży i popycie), esencję przepływu, przywracania równowagi i harmonii, gdzie wszystko przepływa od miejsc gdzie „jest” do miejsc gdzie tego „brakuje”, aż do względnego wyrównania nasycenia. Bazar jest jednym z tych wynalazków Człowieka, który nie wymagał fatygi intelektualnej, nie jest w żaden sposób opatentowany, po prostu „stał się”, wciąż staje się zresztą od nowa. Jego ponadczasowa atrakcyjność wiąże się z dobrowolnością zanurzania się w nim, w bezgranicznej, aż do przesytu, możliwości ustawicznego wyboru, negocjacji, porównań, a także – i to wydaje się kluczowe – stuprocentowej suwerenności, niezawisłości, podmiotowości każdego, kto wchłania się w bazarowość, stając się jej żywym uczestnikiem i współ-budowniczym.

 

O żywotności granicznych posterunków decydują rozliczne mikro-biznesiki przytulone do przejść granicznych: hoteliki, sklepiki, bary, agencje ubezpieczeniowe, turystyczne, kantory wymiany walut, punkty skupu i mikro-hurtownie, znana nam dobrze instytucja „mrówki”, czyli człowieka żyjącego z niegroźnej kontrabandy, przenoszonej w tę i wew-tę przez granicę kilka razy dziennie. Paradoksalnie: im trudniejsza (np. z powodów formalnych czy politycznych) granica, tym większe szanse na rozwój „posterunkowego bazaru”, bo każdy podróżny, niezależnie od powodu przekraczania granicy, skłonny jest do chwili zatrzymania, aby się przygotować, uzupełnić braki, poprawić błędy i omyłki, poszukać „łatwiejszych, pewniejszych sposobów”.

 

O żywotności magistralnych przystanków decyduje to, co w tym konkretnym miejscu jest dostępne i atrakcyjne na tyle, by skłonić podróżnego do zatrzymania się na chwilę, na pół dnia, na dłużej. Głównym powodem może być stacja benzynowa, stacja przesiadkowa, nawet „normatywna” odległość od innego Przystanku, skłaniająca do odpoczynku z powodów formalnych (tachometr) albo fizjologicznych. I znów mamy to samo co w przypadku posterunków granicznych: wszystkie usługi i towary, włącznie z takimi, które ściga miejscowe prawo albo są wbrew purytańskim obyczajom, do tego najrozmaitsze atrakcje i szanse, związane z ciekawą okolicą, folklorem i pamiątkarstwem, wymianą informacji o tym „co-gdzie-jak”.

 

O żywotności metropolitarnych węzłów decydują te same czynniki. Weźmy na przykład Warszawę: do niedawna największym jej bazarem był Stadion Dziesięciolecia, ale nie wolno zapominać o trzech blaszanych hiper-marketach na Placu Defilad oraz o kilku targowiskach o różnym profilu, od staroci poprzez kwiaty i warzywa po mydło-powidło. Wydaje się, że prawie żadnej konkurencji dla takich węzłów nie stanowią markowe megastore, których nie brakuje w żadnym wielkim i średnim mieście. Dorzućmy do tego giełdę rolniczą (a właściwie giga-targowisko drobnohurtowe) w podwarszawskich Broniszach i „osiedla hiper-marketowe” w Jankach oraz w Markach. No, i tzw. galerie (np. Mokotów, Blue City). Kiedy widzę „ramię w ramię” kilkanaście firmowych i niefermowych fast-foodów i jadłodajni, na jednym piętrze, to widzę, że pojęcie „bazar” ma się dobrze.

 

Bazar jest jednym ze stałych punktów cywilizacji. Wszelkiej. Mogłoby się wydawać, że telefon komórkowy i Internet spowodują rozśrodkowanie Posterunków, Przystanków i Węzłów, przeniesienie ich w obszar wirtualny, nie-fizyczny. A jednak, kiedy w różnych częściach świata przechadzam się po hektarach wokół przejść granicznych, „rastplatzach” przy-autostradowych, po dzielnicach portowych, po terminalach lotniczych, po wciąż większych kompleksach około dworcowych, po targowiskach różnojęzycznych – widzę przede wszystkim to, co w nich najważniejsze: nie anonimowy Rynek, powtórzmy: w tych miejscach panuje niczym nieskrępowana wolna konkurencja, niczym nie skrępowany duch przedsiębiorczości, niczym nie ograniczona otwartość, dysputa poglądów, racji i faktów, multi-edukacja, dynamika porozumień i umów. Tu są zatem te uniwersalne wartości, których nie da się przenieść i „wykarmić” w świecie wirtualnym.

 

Oczywiście, orientalny, perski wariant Bazaru staje się coraz bardziej folklorem, większość światowych bazarów ulega przeistoczeniom w związku z rosnącym tempem życia i z nasyceniem tego życia gadżetami technicznymi, a także w związku z rozmaitą przestępczością, nie do pomyślenia w oryginalnym, orientalnym wydaniu Bazaru, nie bez znaczenia jest też interwencja państwowa, która poprzez podatek i nadzór policyjny fenomen bazaru wpycha w ramy biznesu i logistyki oraz jakiejś normatywnej higieny, odbierając bazarom naturalność i spontaniczność – ale trwać będą bazary, dopóki nie zrodzą się inne miejsca oferujące , jak się wcześniej rzekło, stuprocentową suwerenność, niezawisłość, podmiotowość każdego, kto wchłania się w bazarowość, stając się jej żywym uczestnikiem i współ-budowniczym

 

Właśnie dlatego Bazar wiąz towarzyszy Kamieniom Milowym Ludzkości: pograniczom, magistralom i metropoliom.

Kontakty

Publications

Bazar

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz