Afrodyzjak prowincjonalny

2010-08-24 05:40

 

O tym, że władza stanowi silny magnes, działający w ten sposób, że dzieli otoczenie władcy na urzeczonych nim i na emocjonalnie reagujących sceptyków – wiadomo. Z dwoma uwagami: nie tyle formalna nazwa pełnionej funkcji, ale realna władza stanowi ów dwubiegunowy magnes, jednych przyciągający, innych odpychający. Oraz: władza, aby działać jak afrodyzjak, musi być używana, widoma.

 

Najlepiej ten aspekt działania władzy oddaje następująca uwaga: po kilku minutach obcowania z kimś wielkim zaczynamy poważnie zastanawiać się, dlaczego go akurat nienawidzimy…

 

Z kimś wyposażonym w atrybut władzy zetknęli się niemal wszyscy. Zatem każdemu znany jest ten szczególny dreszcz, towarzyszący pierwszym kontaktom. Są to kontakty polityczne ze swej natury, a jednak rozrzucone po różnych innych obszarach odczuwania.

 

Kontakty powszednieją, zwłaszcza w stosunkowo niewielkich społecznościach. Władza prowincjonalna musi objawiać się bardziej konkretnie, jej siła magnetyczna nie może opierać się wyłącznie na tym, co ezoteryczne.

 

Najwięcej seksapilu mają na prowincji dwie skrajne postacie władzy: władca sprawiedliwy oraz satrapa, a uzupełnia tę alternatywę basza, występujący najczęściej pośród wójtów, burmistrzów, starostów, znaczących radnych, wiodących przedsiębiorców, dyrektorów placówek ważnych i atrakcyjnych dla lokalnych społeczności. Nie są oni otoczeni nimbem niecodzienności: są aż do bólu „codzienni”.

 

Władca sprawiedliwy potrafi proporcjonalnie zaspokoić rozmaite grupowe i osobiste interesy lokalne, a przede wszystkim powstrzymać w ryzach szemrania tych, którym nie powodzi się w wyniku ich słabości. Dlatego – napotkawszy kogoś bezwzględnego na swej drodze – władca sprawiedliwy zawsze znajdzie swoich zbiorowych obrońców. Pociąga ich magiczna zbieżność powszechnych odczuć co do pożądanej, korzystnej dystrybucji sukcesów i porażek w lokalnej społeczności.

 

Satrapa jest przeciwieństwem władcy sprawiedliwego: rządzi za pomocą „kija i marchewki”, używając ich w przesadnych porcjach. Operuje znakomicie w obszarach zniewolenia i zbieszenia, potrafi być szczodry, ale też okrutny. Jego pojawienie się w bezpośredniej bliskości wywołuje panikę: nie wiadomo, w jakiej sprawie przyszedł i co nas czeka z jego ręki. Despotyczne decyzje i takież ich konsekwencje przyjmowane są z perwersyjną ulgą: może sama decyzja nie jest miła, ale jest, mamy to już za sobą!

 

Basza działa w zgoła odmienny sposób: o ile powyżsi myślą kategoriami całej społeczności lokalnej, o tyle basza myśli kategoriami swojej koterii: tu panują stosunki familiarne, choć od czasu do czasu atrybut władzy jest używany. Najważniejsze jest jednak to, że każdy członek koterii ma zagwarantowane poczucie rozwoju, obdarzany przez baszę tym, czego pragnie. Jednocześnie, mając „dostęp do ucha”, może poprzez intrygi mieć poczucie współ-władzy. W sumie koteria baszy – nieco wyizolowana towarzysko – ma seksapil „lodziarni”.

 

 

*          *          *

 

Żywotnym interesem władcy jest być wciąż władcą. Trauma, jaką przeżywa władca odsunięty, a tym bardziej władca prowincjonalny – może mu zamknąć drogę powrotną na szczyty (mini-szczyty prowincjonalne). Zatem – w odróżnieniu od władcy z wyżyn krajowych, którego magnetyczne działanie bywa nawet udręką dla niego – musi on świadomie operować swoim „seksapilem”. Jego otoczenie i przypadkowo napotkani ludzie muszą wciąż mieć powody do bicia serca: nadzieję, strach, nienawiść, wdzięczność – i wiele innych emocji, byle tylko nie pozostał on ludziom obojętny.

 

Być może trochę to wyjaśnia paradoksalny nawyk wyborczy w społecznościach lokalnych: najczęściej wybieramy do władz tych, którzy już w tych władzach zasiadają, nawet jeśli nie jesteśmy zachwyceni ich dotychczasową działalnością.

 

 

 

Kontakty

Publications

Afrodyzjak prowincjonalny

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz