A wróg klasowy – rży śmiechem tubalnym

2019-01-09 08:57

 

Uprasza się osoby przewrażliwione na tle komuchowatości – o wyłączenie odbiorników. Będę nadawał na granicy prawa, które zabrania propagowania totalitarnych metod faszyzmu i tego tam… komunizmu.

Niejaki Adrian (Z) ogłosił kilkanaście godzin temu, że oto kwiat polskiej lewicy się zebrał i uchwalił, że jedni drugim zapominają co zapomnieć trzeba – i będą się wspierać. Co prawda, na 100 rozmaitych podmiotów lewicujących było może 10 – ale to im nie przeszkadzało.

Już po kilkudziesięciu minutach odezwały się organizacje „składowe” tego łże-sojuszu: nikt nas nie pytał – oddolnych – o zdanie, „nazwiska” same sobie uzurpują prawo do gry nad naszymi głowami…

Mnie to jakby nie dziwi…

Przypomnijmy: Adrian swego czasu na czele „bojówki ideowej” nazywającej się Młodzi Socjaliści dokonał wrogiego przejęcia najlepszej marki lewicowej w Polsce, czyli Polskiej Partii Socjalistycznej. Przejęcie okazało się nieudane, bo stare wygi zorientowały się o pięć minut wcześniej, niż to było przewidziane w harmonogramie.

Jeszcze dawniej Adrian – jako zupełne szczenię polityczne – czynnie współzakładał Unię Lewicy, która miała być szerokim frontem lewicy pozaparlamentarnej, a okazała się klubem „nieplanowanych przerw w działaniu”. Ostała się po niej efemeryda, jakich wiele. Potomstwo pierwszej szefowej Unii Lewicy dziś mizdrzy się do liberokratów.

Najwięcej dziś lewicowości (polskiej) jest w Słowie. Poważnie, bez zgrywy. Redakcji debatujących, drukujących i portalujących jest-ci u nas dostatek, w każdej co najmniej dwoje-troje kumatych twórców. Gdyby oni wszyscy zebrali się w jedno – to zebraliby wymagane 1000 głosów poparcia na rzecz zarejestrowania czegokolwiek. Ale nie zbiorą się. Przyglądają się Adrianom, bo choć Adrian szelma jest i kuty na cztery ogony – to w takich nadzieja.

Potem będą tęsknie patrzeć na kurz, jaki pozostaje po liderach, szukających cieplejszych rozwiązań, bardziej „dojnych”.

Kto nie pamięta – Adrian należy dziś do bezgłowej (podobno) formacji lubiącej działać Osobno, a na pewno narcystycznej. Ona jest najładniejsza, najmłodsza, najbujniejsza, ma najwięcej mięśni, wypukłości i innych organów. Łza mi się w oku kręci, bo moja progenitura też tam się wyżywa. Otóż Osobni wpiszą się do Historii jako klub Herostratesów, czyli szewców, którzy wyprawili ostatecznie parlamentarną lewicę w przyciasnych butach donikąd.

Potencjał wyborczy lewicy (nie mylić z elektoratem) – to pęczniejące zbiorowości wykluczonych pod różnym względem, w których zabija się obywatelstwo każdym sposobem sprawdzonym od czasów Jezusa. Lud, zamiast uczyć się swojej racji i swojej podmiotowości – wciąż jest uczony gimnastyki o byle-michę, byle-odzienie, byle-dach nad głową, z tabliczką mnożenia i cepeliadą na deser. Oraz ze sztuką kolorowania podręczników. Wybić się z tego położenia mogą jednostki, które ładniej haratają w gałę, pomykają na strunach koncertowych albo robią inne rzeczy „bardzo interesujące” dla zblazowanych „elit”. Po czym – via jury „mam talentów”, tańców z tancerami, idź na całość – dołączają do tych elit i głupieją, zapominając, jakim cielęciem byli.

Potencjał wyborczy lewicy – to ludzie pełni talentów, umiejętności, zapału, rozumu, ducha wspólnego – którzy nie mają żadnego ujścia dla swoich możliwości, więc się lokują pośród (drobno)mieszczaństwa: tu skubnę za zgodą jakiegoś Pana Ważnego, tu przycupnę „na trzeciego”, tu wystąpię jako „support” w akademii „ku czci”, a może podskoczę i stracę całą pulę…?

Komunikat o wiekopomnym sukcesie Adriana (Z) wymienia bardzo konkretne „siły lewicy”, które zdołał Adrian zebrać, by sobie przekazały znak pokoju i nadziei. Nie są to postacie nowe ani w polityce, ani na lewicy. A co to znaczy, że nie są nowe? A to znaczy, że ich dziełem zbiorowym (kolektywnym?) jest podziwiany przez liczne lewicowe redakcje widowiskowy zjazd lewicy od czasów kanclerskich do dziś – bo to jest prawykonanie zjazdu okrakiem po pile szczerbatej. Słyszycie te cienkie piski? Na razie pluskamy się w szambie, ale to nie jest nasze ostatnie przedstawienie…

Adrian zszywa zady po doświadczeniach zjazdowych… Uuuuuu…!

Jeszcze niedawno cała Polska pytała się, kto z tych najfajniejszych „komunistów” wyprowadzi lewicę na prostą i poprowadzi ku chwale. Czarzasty, Ikonowicz, Nowacka, Zandberg, Biedroń, nawet Rozenka zauważono i Celińskiego, obaj z konopi. Może jednak Ziętek…? Za niektóre sznurki pociągał Kwiatkowski. Pomniejszych nie zliczę.

 

*             *             *

Tak się składa, że kiedy Transformacja odwróciła się plecami do wsi PGR-owskiej, do socjalnego majątku zakładów wytwórczych, kiedy ku zdumieniu pracujących pojawili się w znacznych ilościach bezrobotni, bezdomni, wynędzniali, zmeneleni – lewica ścigała się o prywatyzacyjne ochłapy z Rwaczami rodzimymi i zagranicznymi.

Jedynym, który postawił sprawę jasno – był facet z Komorowa, który robił geszefty z Kanadzie i Peru. Udusili go wszyscy zgodnie. Ponoć żonę bił i zadawał się z Kaddafim. I trochę pajacowaty był…

Tak się składa, że kiedy Buzkowici uruchamiali „cztery najfajniejsze reformy” – wyrósł na polityka kolejny podskakiewicz, z czasem dorósł do roli wicepremiera – i ślad po nim przepadł. Lewica udawała, że to Mulat.

Miller go zauważył (Andrzej, pomóż) – kiedy jego samego nadziewano na pal. Późno, o wiele za późno…

Tak się składa, że kiedy wykluczenia i „państwa w państwie” napęczniały do granic wytrzymałości – sprawę przechwycił artysta śpiewający „bo tutaj jest jak jest, po prostu”. Oj, do lewicy ma on stosunek raczej nieprzyjazny, ale lewicowe problemy przyjął za swoje. I koncertowo przehandlował.

Lewica, w tym Czarzasty, Ikonowicz, Nowacka, Zandberg, Biedroń, profesorskie tabuny, celebrycki „kawior”, egzaltowana „kulturowość tęczowato-parasolkowata” – patrzyło to całe towarzystwo na kukizonadę i niczym te trzy małpiatki – nie widziały, nie słyszały, nie odzywały się, że to ich robota.

A szczerbata piła już tęsknie i melodyjnie łkała, tym charakterystycznym jękiem. Ktoś wie jak piła potrafi jęczeć w rękach wprawnych?

Piłą zarządzają global-korporacje przemysłowe, handlowe, finansowe, medialne, wielobranżowe – i to one „spuściły” całą lewicę po poręczy.

Dlaczego akurat Adrian zszywa tyłki? Udaje, że nie zjeżdżał…? A może dlatego, że Czarzasty odpuścił jednoczenie pod swoją egidą i poszedł w konkury ludowo-liberalne…? Rany boskie! W przedszkolu więcej pojęcia o polityce!

Moim zdaniem, mamy do czynienia z fajnym „mykiem”, na mocy którego będzie można audycje radiowo-telewizyjne, tudzież Wysokie Obcasy i podobne poletka ukrasić „lewicą” z tego czy innego „porozumienia”. Byle to była ta znana od lat lewica, łaknąca chwili przerwy w zjeździe po pile szczerbatej. Każdy nowy – paszoł won, albo niech się wkupi…

 

*             *             *

W Polsce zakazane są rzeczywiste działania lewicy: samorządność służebna ludziom a nie administracji lokalnej, praca w formule samo zatrudnieniowych spółdzielni a nie w korporacjach międzynarodowych czy nomenklaturowych, edukacja „na temat”, a nie „pod test”, sport masowy, a nie komercyjny, wypoczynek fajny, a nie „pakiet promocyjny”, kultura kształcąco-myśląca, a nie rżąco-rażąca, itd., itp.

I klub Herostratesów to kupił. Nie będą się z koniem kopać, lepiej przeistoczyć się w „lewe skrzydło prawicy”, nie grać swojej własnej partytury, by nie wylądować na całe lata z zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin i Rosji…

 

*             *             *

Wybrałem swego czasu PPS jako swoje gniazdo. Uwaga: dziś PPS jest rachityczne, nie dla kariery wybrałem. Głównie dlatego wybrałem, bo wszyscy zjeżdżający po szczerbatej pile wycierają sobie gęby „socjalistyczną tradycją”, a kiedy już się podetrą PPS-em – przypinają mu order (ostatnio dali Daszyńskiemu pomnik) – i porzucają za krzakiem.

Więc ja jestem z tych, którzy nie znoszą takich żenujących akwarel. Chciałbym widzieć Polskę cywilizowaną, w której Rwactwo Dojutrkowe jest karalne, geszefty na pograniczu biznesu i polityki oznaczają koniec praw publicznych, poziom minimalny nie oznacza czeluści, tylko jakieś ucywilizowanie, obywatel nie jest mylony z parobkiem korporacji i państwa, działających ręka w rękę, a dobroczynność nie okazuje się „uświęconym” geszeftem plugawym.

Umówmy się, że formacja, która wydała premiera bananowego, lecącego na każde gwizdnięcie do „centrali” na saksy – nie da nam takiej Polski. Formacja, która okradła lepperiadę, potem  kukizonadę i pożarła ją – też jakoś się nie kwapi, choć mimikry używa niegłupiej.

Zostawmy wreszcie w czorty te maskaradę adrianową, zabierzmy się za elementarz.