A niechaj narodowie wżdy postronni znają…

2020-06-30 06:31

 

No, tośmy sobie nawarzyli…!

Polska stanęła w rozkroku między Etosem a Dwuplemiennością.

Etos obejmował do niedawna racje obywatelskie, których reprezentantem był żywioł wielkofabryczny o kwalifikacjach górniczo-hutniczo-mechaniczno-energetyczny, najbardziej świadomy swojej przewagi politycznej nad aparatem biurokratycznym, a jednak najmniej ostrożny w szafowaniu swoim „usłużnym wsparciem” wobec niespodziewanie podarowanego od losu rzeczywistego wyboru ścieżek, następnego kroku.

Dwuplemienność opanowała Polskę już po dokonaniu – w solidarnościowym amoku – najgorszego z możliwych wyborów, czyli samolikwidacji żywiołu wielkofabrycznego, co podzieliło „elektorat” na Parafie i EuroProjekty. Dwuplemienność okazałą się zatrutym owocem Etosu, pojmowanego przez jednych jako duch protestu społecznego, a innych jako amerykańsko-papieski spisek antyradziecki. Nikt już prawdy nie dojdzie…

Zwykły teatrzyk. La Société du spectacle w szyderczej reżyserii.

No, i stoimy w rozkroku. Dożywający swoich dni Ustrój Parafialny ma wystarczająco dużo mocy, by swój finał podporządkować Delfinarium, pod rządami którego (Inkwizycja, Oprycznina, Maccartyzm) będziemy z rozrzewnieniem wspominać „kaczym” jak późną, czyli nieco łajadacką gierkowszczyznę. Na nowo zaś nauczyliśmy się – przez dwa ostatnie pokolenia – że Euro-Projekty mają obezwładniającą, cynicznie pogardliwą wobec Tysiąclecia moc niszczenia dorobku całych krajów i państw dla tupeciarskiego zysku nielicznych, wybranych spośród „rynku” mastodontów biznesu pozostającego w komitywie z wielko-urbanistyczną hydrą.

Jeśli mam wybierać między dwuplemiennością (patrymonialny swojski parafializm przeciw obcemu rwactwu hydry), a Etosem (na przykład Samorządną Rzeczpospolitą nie dającą zginąć wykluczonym) – to wybieram Samorządną Rzeczpospolitą, czyli kraj odrzucający samowładzę Decydentury-Nomenklatury, kraj Obywateli przejmujący rzeczywistą kontrolę nad Postępem i Budżetem.

Tyle że „elektorat” dał prztyczka w nos takim jak ja: obstaje przy tym, by pajacować jak marionetka na uwięzi tych „złych” totalitarystów (mało, przyznajmy, estetycznych) lub tych „dobrych” totalitarystów, udających misia coala. Nikt inny nie został przez Wyborców wysłuchany  należytą uwagą, może dlatego, nie swoje oferty składali oni półgębkiem, bardziej im zależało na „lepszym wrażeniu” niż na uruchomieniu ludzkiej wyobraźni.

 

*             *             *

Powiedzmy jaśniej, o co idzie gra.

Polska Liberalna poszła w euro-kosmopolityzm, czyli w dalszą hiper-urbanizację, na której zyskają nieliczni, kilka milionów nomenklaturszczyków, zarządzających w swojej łaskawości losami 500-800 milionów, w imieniu rządów Germanii, Galii, Brytanii (tak, tak!) i kosmo-finansjery, pod dyktando „matryc” nierozpoznawalnego autoramentu.

Polska Solidarna poszła w echo-autarkię , szukając w tej robocie wsparcia zamorskiego (kto wie, czy nie rządzonego przez te same „matryce”), co powoduje wyłącznie wyhamowanie tempa ogarniania kraju przez instalacje hiper-urbalne. Wyhamowanie – bo w sferze budżetowej trzeba było dokonac systemowych korekt .

O tym, jak zapyziałą jest prowincją dumna i harda, ale wpatrzona w siebie Polska – niech zaświadczy niepojęty, na pewno „niedozwolony” w Europie Gambit Wyborczy. Poprawny, regulaminowy termin głosowań mija „niezauważenie”, stojąca na straży procesu wyborczego PKW udaje pijaną, żadna (słownie: żadna) emanacja Obywatelstwa nie reaguje na to, że „coś się przecież niepokojąco dziwnego stało”, po czym udajemy, że kampania trwa i jak barany godzimy się na podmiankę kandydata, i to akurat taką, która szkodzi faworytowi i jego „zapleczu”.

Jeszcze ktoś uważa, że nie maczała w tym palców Europa, czyli jej budżetowe czy hiper-urbalne interesy? One zalegalizowały cały szwindel i całą tę iluzjonistyczną gestykulację, która polega na tym, że „obywatelskie” środowiska „demokratyczne” z ulgą przyjęły nowe rozdanie w starej kampanii.

Żałośni „demokraci”! W normalnym kraju „ulica” nie dopuściłaby do takiej manipulacji, obaj dwuplemieńcy pożegnaliby się z szansami wyborczymi na co najmniej pokolenie! Oto miara naszej spsiałości...

I teraz naszym jedynym „zmartwieniem elekcyjnym” jest to, że „narodowcy” zjedli na drugie śniadanie „ludowców i socjalistów” razem wziętych: dwa najbardziej sensowne od ponad stulecia ugrupowania z rozpoznawalną „bazą społeczną” zyskały połowę tego, co „narodowcy”, a „męska paprotka” szczerzy zęby jako trzecia, choć już pół roku temu było oczywiste, że idzie na rżnięcie (bez skojarzeń wulgarnych). I to wszystko na śladowym procencie głosów!

Powtórzyć? Tych co „żywią i bronią” jest w Polsce niemniej niż 20%, tych co tworzą w codziennym trudzie dobra fabryczne, domy i struktury – jest drugie tyle! A ich reprezentacje łowią w kuriozalnie nielegalnych głosowaniach – 4-5% głosów! I nikt nie wszczyna szumu! Czyli co, pasuje to nam? Normalka?

Ależ tam teraz się dzieje! Klucze do polskiej polityki ma fircyk z telewizji śniadaniowej, co się okaże niebawem, kiedy „matryce” przygotują jakiś „wariant” na potrzeby oświeconej gawiedzi (bo nazwa „ciemny lud” już jest zaklepana). Uruchomi on widowisko medialne udające „nową siłę społeczną” i zakręci nam we łbach otumanionych salonowo-ekranowym czarem sztuki jedzenia bezów widelcem (zacytowałem).

Tak wygląda nasze środkowo-europejskie zadupie!

Ale nikt z mediastów a zwłaszcza żaden z poniewczasie-mądrali zapraszanych przed kamery nie raczył otworzyć gęby w najbardziej oczywistej sprawie: ktoś nas zwyczajnie grilluje!

No, to mam prawo do kilku „adresów”:

  • Władek, jesteś pociesznym tygrysim eunuchem, bardziej niż Twój poprzednik!
  • Włodek, jesteś największym ze znanych mi dewiantów, bardziej niż Twój faworyt!
  • Delfin, nawet nie próbuj!
  • Wrangler, spadaj do swoich, niech cię przytulą jak Donalda!

I weźcie się w końcu spakujcie, chyba że naród mój ojczysty jest jak zwykle dupowaty. Szkoda byłoby…

I co, łyso wam?

Jan Gavroche Herman