A gdzie serek?

2010-07-30 10:40

 

Tasiemca tępi się w ten sposób, że najpierw co rano podsuwa mu się pieczywko z serkiem, aż się wzwyczai. Po tygodniu podajemy suche pieczywko. On wielce zdziwiony wystawia twarz i pyta „a gdzie serek?”. Wtedy my go cap (za łeb) i tępimy.

 

Rząd każdego kraju ma w swoich trzewiach cztery państwowe tasiemce.

 

Jeden siedzi w Administracji i nazywa się BIUROKRATYZM (przykładowy objaw: tzw. prawo Parkinsona). Człowiek z Administracji ma kilka charakterystycznych cech: ma dostęp do zagregowanej informacji, w tym sensie „wie więcej”, uczestniczy w „kuchni decyzyjnej”, w tym sensie żadne nowości legislacyjne i decyzyjne go nie zaskoczą, jest dysponentem cudzych dokumentów i cudzych spraw, w tym sensie ma władzę wtajemniczonego spowiednika, jego czas i aktywność w pracy są nienormowane, bowiem jest to praca operacyjno-umysłowa. I tak dalej. Nie trzeba dużo, aby tak rozumiani biuraliści poczuli swoją odrębność (w sobie) i solidarność (dla siebie) zawodową i środowiskową. A kiedy już to się staje – nie ma takiej siły, która dobro publiczne i sprawność administracyjną oraz użyteczność w społecznym podziale pracy postawiłaby przed interesami „korporacyjnymi” i interesikami koteryjnymi. To zaś oznacza, że owo dobro publiczne i sprawność administracyjną oraz użyteczność w społecznym podziale pracy mają skłonności do rozsypywania się, próchnienia, degrengolady, co w połączeniu z elementami uzurpatorskiej, samozwańczej,  „biurewskiej” władzy daje patologiczną mieszankę biurokratyzmu.

 

Drugi tasiemiec siedzi w Infrastrukturze i nazywa się DEKAPITALIZACJA. Pojęcie infrastruktury na przestrzeni dziesiątków lat staje się rozwlekłe i mega-pojemne. Ale mówimy o sieciach, strukturach, systemach i hubach. Elektryczność, telefonia, Internet, drogi, koleje, rzeki, kanały, melioracje, zbiorniki wodne, wały przeciwpowodziowe i poldery, składy strategiczne i rezerwy, porty, dworce, przystanie, lotniska, wodociągi i kanalizacje, zaopatrzenie, utylizacja, służby interwencyjne w rozmaitych dziedzinach, panele informacyjno-rezerwacyjne, transport i przewozy osobowe, wentylacje i klimatyzacje, oczyszczalnie, węzłowe obiekty (mateczniki), procedury i „bezpieczniki systemowe”, i tak dalej, itp. wiadomo każdemu rozgarniętemu człowiekowi, że wszystko co powyżej opisane może stać i funkcjonować długie lata bez ludzkiej interwencji, ale najlepiej jest fachowo i rzetelnie doglądać konserwować i odświeżać oraz sukcesywnie modernizować cały ten majątek, wtedy jest gwarancja, że nagle coś nie pęknie, nie upadnie, nie zawali się, nie przydusi przypadkowych przechodniów, uczestników, obiektów. Nie zakłóci swoją katastrofą „normalnej” codzienności. Tyle tylko, że silna jest pokusa, aby nic nie robić w tej sprawie, tylko korzystać z dobrodziejstw bezwładnych sieci, struktur i systemów.

 

Trzeci tasiemiec  siedzi w Finansach i nazywa się DEFICYT. Nigdy tu nie zgadzają się rachunki, budżety są wirtualne, bo i tak będą „podrasowywane” korektami. Jest kilka „okopów” finansowych wymyślonych w miarę cywilizowania się Ludzkości, pośród nich najbardziej z nich oczywiste to banki, ubezpieczyciele, fundusze z odpisów, fundusze z nominacji (uchwały), kasy oszczędnościowe, kasy i ubezpieczenia wzajemne, budżet zwany centralnym, budżety resortowe i terytorialne, system regulacji formalno-prawnych dotyczących pozyskiwania, przepływów, gromadzenia i udzielania-użyczania, na koniec wielkie agregaty podatkowe, celne, akcyzowe, skarbowe, itd., itp. Finanse mają tę właściwość, która manifestuje się jako preferencja dla „grosika zewsząd” kosztem „miliona z jednego źródła”. Właśnie owa właściwość uruchamia patologiczną skłonność do „operowania” finansjerów na wielkich zbiorowościach. Tak się jednak składa, że owe wielkie zbiorowości są akurat pod-przeciętnie majętne, nie dysponują rezerwami i oszczędnościami, żyją z dnia na dzień, z trudem wiążą koniec z końcem. Może jednak właśnie dlatego, że są aż tak słabe (choć jako zbiorowości – wielkie), finansjerzy wolą stamtąd czerpać „grosiki” i kumulować je w fortuny „społecznie użyteczne”. Po czym w magiczny sposób zamieniać je w fortuny „prywatnie użyteczne”, rynkowo obarczone ryzykiem, generujące deficyty. Deficyt nie jest (prawie nigdy) skutkiem niegospodarności czy niekompetencji, tylko właśnie owego magicznego przejścia od „społecznie” do „prywatnie”.

 

Czwarty tasiemiec siedzi w Polityce i nazywa się DEMORALIZACJA WŁADZY. Taka władza na przykład bardziej zajmuje się sobą niż Ludem i Krajem. Opowiada dyrdymały o zielonej wyspie szczęśliwości na tle czerwonej kryzysowym pożarem Europy. Zapomina, skąd i po co wyniesiona została na wyżyny polityczne. Zamiast szukać wciąż od nowa legitymizacji – samo-namaszcza się. Kreuje sobie terenowe i branżowe mikroświaty, a te splata w patologię nazywaną eufemistycznie „klasą polityczną”. Świat wokół postrzega jak łowisko, a nie jak ogród z różnorodnymi uprawami. Zdaje się bardziej konsumować, niż pracować, choć opowiada, że jest dokładnie odwrotnie. Kiedy trzeba komuś ująć – polityka ustawia się ostatnia w kolejce. Kiedy trzeba dowartościować – polityka w tej akurat kolejce jest pierwsza. Tasiemiec polityczny karmi się przede wszystkim korzystając z możliwości, jakie daje upartyjnienie życia politycznego. Ze wszystkich politycznych wynalazków Ludzkości ten jest najbardziej tasiemco-płodny. Partie bowiem coraz rzadziej trzymają się filozofii „awangardowania” rodzimych środowisk, coraz częściej są partiami „gronowymi”, wymyślonymi w gabinecikach i udającymi, że reprezentują jakieś środowiska, albo są partiami władzy, opartymi na Biurokracji i jej żywotnych interesach. Takie wynaturzone partie nie mieszczą się w żadnych teoretycznych koncepcjach polityki, są fabrykami wyborczymi podczas alertów oraz „lodziarniami” w okresach między-wyborczych”. Co tam Kraj, co tam Lud!

 

I tak, dzień po dniu, tasiemce wtranżalają pieczywko z serkiem. Aż nagle Rzeczywistość zwala się na to wszystko w postaci „nieoczekiwanych” powodzi, spadających samolotów, masowych wypadków samochodowych, przestojów kolejarskich, dziur budżetowych (czyli cięć tego co „dają” i wzrostów tego co „biorą”), niedrożnych studzienek kanalizacyjnych, skażeniem wód i plaż, wysypem niezdrowej żywności, epidemiami nie-wiadomo-czego, plagą drobnych oszustw na konsumentach i klientach, niesprawności urzędniczo-administracyjnej, walących się hal wystawowych i skarp wiślanych, pożarów nie-wiadomo-skąd, zapaści służby zdrowia, oświaty, pomocy społecznej, systemu emerytalnego, parodii rozgrywek piłkarskich rządzonych „po fryzjersku”, wzrastającej przestępczości rozpaczliwej, przeciążonych trakcji elektrycznych, przeżerania wszelkiej substancji korupcją i bakszyszami, niemowląt w beczkach po kapuście, masowych pomyłek lekarskich i sądowych, dziesiątków bezbronnych staruszków poniżanych w hospicjach, łowców skór, księżych patologii wobec dzieci i kleryków, milionów przestępstw niewykrywalnych albo umarzanych ze względu na niską szkodliwość albo niewykrycie sprawców, itp. Teraz dopiero okazuje się, że w tym demokratycznym państwie prawa, w tym rynkowym kraju dostatku i przedsiębiorczości, wszystko niby-jest, ale jakoby niczego nie było, bo nic nie działa, przynajmniej nie tak jak trzeba!

 

I wtedy – po tym, jak z rozdziawionymi gębami postoimy sobie w szoku i poczuciu tragedii – wnet dzielnie owsiakujemy i caritasujemy, palimy znicze i stawiamy krzyże, płaczemy i współczujemy, solidarnie się aktywizujemy – aż znów zacichnie, a tasiemce z powrotem dostana swój serek.

 

Co prawda, w myśl Konstytucji suwerenem Demokratycznej Najjaśniejszej jest Lud, ale w rzeczywistości nie ma „medyka” na to wszystko, poza takim od czasu do czasu traumatycznym „padnięciem wszystkiego”.

 

Pisałem już o tym, na przykład tutaj, ale też i tutaj, a nawet tutaj, no, i tutaj.

 

Nie ma co się rozwijać w temacie, wiadomo o co chodzi: my, obywatele z bożej łaski, zamiast zostawić sobie choć odrobinę samorządności i samo-organizacji, wolimy wciąż od nowa oddawać swoje losy i swój dorobek w ręce specjalistów od ruiny.

 

I dobrze nam tak.

 

 

Kontakty

Publications

A gdzie serek?

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz