„C” jak człowiek. Pobożna refleksja kaukaska

2012-05-22 07:24

 

Istnieje biblijne pojęcie „człowieka naturalnego”. Odpowiada ono mniej-więcej temu, co manifestują rozmaici „zieloni”: oto Natura jest przestrzenią tak świetną, że sam Stwórca, dokonując kolejnych aktów kreacji, oceniał, iż „dobre to jest”. A nawet, jeśli jakimś cudem nie Bóg jest stwórcą Natury, to ona sama pokazuje, jak jest dobra. Tyle ekolodzy.

 

Człowiek jednak zawsze musi być mądrzejszy i lepszy. Od Boga, od Natury. Taki już jest.

 

Dlatego, kiedy mu powierzono Ziemię (by czynił ją sobie poddaną), to wymyślił, że jako gospodarz-powiernik tak tę Ziemię sobie przeistoczy, że nikt już nie pozna, czy Natura to dzieło boskie, czy ludzkie. Wtedy człowiek stanie w najbardziej widocznym miejscu i ogłosi: oto dzieło moje, a Boga tu nie uświadczysz, w każdym razie gdzieś się zapodział. Wszystkie akcje przedsięwzięcia „Świat” należą do mnie, i basta!

 

Pułapkę na tak bezczelnego człowieka zastawiono tam, gdzie mowa o Doskonałości. Biblioznawcy potwierdzą: Kreator opierając oko na swoich kolejnych dziełach nie oceniał ich jako „doskonałe”, ale „zaledwie” jako „dobre”. Nawet człowieka stworzywszy, podsumował to podobnie: „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre”. Nikt w Piśmie nie odnajdzie słowa „doskonały” użytego w inny sposób niż do oceny samego Stwórcy.

 

„Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Księga Rodzaju). Mężczyznę i niewiastę łącznie jako człowieka. Podkreślam to, bo nawet większość wiernych i pobożnych wyznawców rozmaitych religii myśląc „człowiek” – myśli „pojedyncza osoba”, taka z rękami i nogami i co tam jeszcze kto ma. Tymczasem akt stworzenia (czyli w wersji bezbożnej: proces ewolucji) – owocował Człowiekiem jako „parą”. Pełnię człowieczeństwa (można powiedzieć – pełnię praw obywatelskich w Królestwie) – ma związek „onej i onego”, rodzina. Każdemu, kto w powyższym zdaniu widzi kapłańską agitkę, polecam lekturę wybranych 10-ciu niewierzących w zaświaty antropologów, albo psychologów czy innych znawców istoty człowieka.

 

Na swój własny użytek dawno już temu odessałem z Pisma trzy pojęcia: Dobro, Piękno i Prawda. Wszelkie „tam” dzieło stworzenia „dobre jest”. Jeśli jest w zgodzie z Naturą – „piękne jest”. I jeśli  trzyma się pierwotnego przeznaczenia – „prawdziwe jest”. Kiedy coś jest dobre, piękne i prawdziwe – to zmierza prostą drogą ku doskonałości. W Piśmie jedyną doskonałością jest Stwórca tego co dobre, piękne i prawdziwe. Niech ktoś – nawet najzajadlejszy bezbożnik – znajdzie w Piśmie inny obiekt, o którym napisano: doskonały. Wszystko inne MOŻE być doskonałe. Jeśli tylko zdoła – jako dobre dzieło stworzenia – nie przeciwstawiać się Naturze (czyli być pięknym), a zarazem zmierzać ku Prawdzie – to się doskonali.

 

Jeśli jednak Człowiek, któremu powierzono sprawy doczesne – zamiast gospodarzyć mocuje się ze Stwórcą o „sprawstwo kierownicze” – powstają z tego kalekie bohomazy z „plastmasy”, wynaturzone, brzydkie i bardzo niedoskonałe.

 

Są takie miejsca na świecie, w których podobne myśli mogą dopaść nawet największego bezbożnika. Nie muszą, ale nie zaszkodzą, jeśli plączą się tam w zakamarkach zwojów mózgoczaszki.

 

Bo inaczej to po co na Ziemi tej wiecznej mi żyć?

 

Hę?