Żeby zdążyć

2014-05-03 18:35

 

Sądzę, że na ostatnim oddechu, zanurzając się w topiel dziejów, trwa jeszcze miejscami myślenie w kategoriach : Lewica-Prawica-Konserwatyzm. W Polsce takie myślenie jest żywe, jakby narodziło się wczoraj.

Konserwatyzm polski ma trzy twarze: gospodarską, czerstwą twarz ruchu ludowego, rozmodloną twarz chrześcijan i podniosłą, kawaleryjską twarz narodową.

Prawicowość polska ma przede wszystkim twarz ortodoksyjnie liberalną, nieczułą na to co ludzkie i społeczne, oraz twarz parszywej „sitwy powiatowej” (nazywam ją Zatrzaskiem Lokalnym).

Lewicowość ma dobroduszną twarz bezwzględnego zbója Josipa Wissarionowicza i twarz bezgranicznie głupiego rozdawnictwa, zabijającego obywatelskie odruchy samorządności i wzajemnictwa.

I pośród tych twarzy pomykamy sobie przez historię najnowszą, historię wręcz ostatnich dni. Trochę niedobrze, że tak jest, bo kiedy nie jesteśmy w stanie zaakceptować, że świat jest nieco inny niż nazwy, których używamy dla jego opisu – to pewne jest, że pobłądzimy. Zegarki i busole warto jest w podróży nastawiać na „prawidłowo”.

Mam wrażenie, o czym pisze wielokrotnie, że dziś idee i praktyki publiczne (odgórne i oddolne, państwowe i społeczne) dają się zaklasyfikować jako Alterglobalizm, Terroryzm i Wolontaryzm. Są one udziałem zarówno rządzonych, jak i rządzących: wszyscy poszukują właściwiej – jak to się dziś mówi – narracji, dobierają słowa, porywają się na czyny, pozycjonują się „w realu” i medialnie.

Naszym naturalnym dziś środowiskiem, w którym nawet jakoś sobie radzimy, choć żyjemy w nim niechętnie – jest zło, powszechne, płynne i nieogarnione, do tego burzliwe, jak morze pod szarą burzą z piorunami. W mojej okolicy, między Bałtykiem a Karpatami, Między Wolinem a Bieszczadami, między Suwalszczyzną a Turoszowem – owo zło jest „notowane” na długiej liście: arogancja władzy, korupcja, kumoterstwo, nepotyzm, ustawiane przetargi, narkomania, alkoholizm, przestępczość rozpaczliwa, przestępczość zorganizowana, kupowanie prawa, agenci wpływu nazywani dziennikarzami, chroniczne bezrobocie, bezdomność jako nienormalna norma, bezmiar pozawymiarowej „sprawiedliwości”, rwactwo dojutrkowe rugujące przedsiębiorczość z życia gospodarczego, coraz liczniejsze samobójstwa w tym również te w więziennictwie, okrucieństwo i sobiepaństwo wszelkich służb wojskowych, policyjnych, specjalnych, zaniedbania infrastruktury, sprzeniewierzenie się środowisk medycznych idei służby, owocujące śmiercią „u wrót” albo „pod narkozą”, zajadła nietolerancja wobec wszelkiej inności, szowinizmy poniżej dolnego progu ucywilizowania, degeneracja i dezintegracja rodzin, pogarda dla pracy i związanych z nią zdobyczy kulturowych, kapitulacja rządów wobec światowych sił nacisku, zanik jakiegokolwiek wychowania młodzieży (nazywana bezstresowością), reprodukcja i dziedziczenie nędzy, rozrost „przemysłu windykacyjnego”, bilet komunikacji miejskiej dwa razy droższy od bochenka chleba, społecznikostwo wyrodzone w postać klientyzmu wobec dysponentów funduszy. I tak dalej, i temu podobnie.

Utrzymuję „stałe stosunki” ze środowiskami „oburzonych i niepokonanych”, ze środowiskami lewicy, z inteligenckim środowiskiem byłych aktywistów organizacji studenckiej, ze środowiskami akademickimi i biznesowymi, z licznymi dziennikarzami, ze związkowcami, z organizacjami pozarządowymi. Myślę, że to niemało. Uważam się za aktywnego. Obserwuję rozmaite programy zbawiające różne takie-te, uczestniczę w konferencjach, seminariach, spotkaniach, redakcjach. Rzadko kiedy doświadczam prób oswobodzenia się od języka, który niczego już właściwie nie opisuje. Nie opisuje właściwie. To oznacza, że sami sobie wyłączyliśmy latarki, a do świtu jeszcze trochę, cel zaś w odległości bliżej nieznanej nikomu.

Piszę rzecz, którą nazywam książką, pod tytułem Orphania i Orphanelle. O świecie zdominowanym rozmaitymi formami monopolizacji, który produkuje ofiary losu, niezdolne do samodzielnego funkcjonowania, kiedy się z nich zdejmie porządkujące jarzmo, które jest zarazem jarzmem zniewalającym. Pozostajemy zniewoleni nawet, jeśli już jarzma nie ma, a nawet bardziej wtedy, niż „przed”.

 

*             *             *

Zręczni gracze spowodowali, że od roku 2005 polska scena polityczna i polska „optyka” medialna rozkraczyła się między partie zagospodarowujące żywioł konserwatywno-liberalno-biurokratyczny oraz żywioł konserwatywno-patriotyczno-socjalny. W tle czynią zamęt dwa ugrupowania lewicowe w swoim przekonaniu i kilka ugrupowań bliskich tradycji międzywojennej i drugowojennej, choć nie zawsze to jasno definiujących. A w „trzecim i czwartym rzędzie” uprawiają flibustierstwo starzejący się podskakiewicze pod setką wykluczających się wzajemnie flag, niektórzy z kartą piękną, wzruszającą i dobrą, inni podejrzanego autoramentu, jeszcze inni nie mający zielonego pojęcia, w co grają, z kim grają, co jest do ugrania, co jest do przegrania, na czyj koszt odbywa się turniej.

Wszyscy oni okradają nas, lud, z podstawowego dobra, któremu na imię normalność, godne życie, bezpieczeństwo. Okradają nas też – zgodnie, mimo pozornych sprzeczności – z elementarnych umiejętności społecznych: samoorganizacja, wzajemnictwo, spółdzielczość, samorządność, samopomoc, solidaryzm, trwaj w racji, której wierzysz, zwalczaj fałsz, nie daj się podpuścić… Pogłębiają systemowo-ustrojowe działanie Orphanii…

Normalność staje się w Polsce marzeniem, a i z tego jesteśmy okradani przez wydrwi…

W pogłębiającej się nędzy, w warunkach „ścieżki zdrowia” zadawanej przez pracodawców, rwaczy biznesowych, funkcjonariuszy, urzędników, prawników – jeszcze musimy słuchać i widzieć pajaców, popisujących się „europejskimi” wskaźnikami i parametrami, wrabiających nas w wojny i konflikty przez siebie wymyślone (albo przyjęte w ciemno od mocarstw). Uczymy się, że ten świat, którego na co dzień cieleśnie doświadczamy, z którym obcujemy realnie – jest światem wiecznych malkontentów i utracjuszy, a świat kolorowych witryn, dostępny tylko dla „uposażonych” i „swoich” – to przecież świat jak najbardziej prawdziwy.

Po czym wędrujemy do poradni zdrowia psychicznego. Jeśli wiemy, że taka jest w pobliżu…