Łukiem szerokim

2014-03-13 07:28

 

No, to w kolejnym rozdaniu Amerykańce ogrywają Ruskich: do Białego Domu wjechał niemal w lektyce kolega Rabuśnicy pełniący urzędowo rolę Premiera wątpliwej prowieniencji legalistycznej, a Merkelowa dalej mu ględzi, i to po niemiecku, że może nawet zagrać na nosie Putinowi, ale dopiero jak się wkurzy.  To źle wróży pokojowi wokół Morza Gościnnego (w starożytności: gr. Εύξεινος Πόντος, łac. Pontus Euxinus), nie wiedzieć czemu przechrzczonego na Czarne. Strzelania nie będzie, ale od czego jest sabotaż?

Donosiłem tu całkiem niedawno, że Putin ma w tym miejscu świata dwie rzeczy do załatwienia: przejęcie bazy w Sewastopolu na „wieczne nie-oddanie” (i skłoni do tego każdy wyobrażalny rząd Ukrainy) oraz udziały w ukraińskich funduszach w zamian za kontynuację wielomiliardowego wsparcia, którego 3-miliardowa transza już „poszła”, a nie bez znaczenia jest preferencyjna cena gazu rosyjskiego dla Ukrainy. Być może w tej drugiej sprawie Putin po prostu uruchomi jakąś transnarodową, transterytorialną mega-inwestycję (gaz-rura, ropo-rura, ekstra-kolej, światłowód, mega-port morski, hydroelektrownia, kooperant przemysłu kosmicznego…, satelita stacjonarny…?), aby ukraińscy oligarchowie nie bali się, że wchodzi im z butami w ich własne interesy.

Sprawa pierwsza – ów stempel „сделано в CCCP” - to nie tylko kwestia sentymentalna (Sewastopol to miasto-bohater ZSRR), ale kontrola nad Bliskim Wschodem, Europą Środkową i Azją Centralną. Kto w Rosji przy zdrowych zmysłach pozwoli, by ludzie pozostający poza kontrolą Kremla trzymali w tej sprawie rękę na pulsie?

Sprawa druga, trwałe „opalikowanie” poważnej obecności Rosji w gospodarce ukraińskiej nie w roli dostawcy, tylko „inwestora” (posiadacza majątku znaczącego dla losów kraju) – to oczywiste odsunięcie konkurencji od spraw budżetu Ukrainy. Bo kręci się on wokół wielkich majątków, które w tej części świata znane są jako Fundusze.

Jaceniuk być może ma już zdolność rozróżniania pozorów od realiów, uprzejmości od interesów, ale każdy ma sobie nieco próżności: Bundeskanzlerin przyjmowała go z iście niemiecką uprzejmością: chodź, ukraińcze, porozmawiamy o twoich bolączkach, a potem się zobaczy – gdy tymczasem w Waszyngtonie na Arsenija czekali sami najważniejsi tego świata i prowadzali go do miejsc, których „rodzeni” Amerykanie nigdy w życiu nie dostąpią, po co więc zastanawiać się, że są to akurat najważniejsi dziś rzezimieszkowie?

Europa deklaruje Ukrainie w ciągu nieokreślonych kilku lat tyle, ile USA obiecują wstrzyknąć tam w najbliższym czasie. To pokazuje różnicę w interesach: dla USA jest to stworzenie precedensowej „bezkrytycznej pary sojuszniczej” (Polska w UE, Ukraina poza UE) oraz wspomniana już kluczowa baza w Sewastopolu (a jak nie, to gdzieś blisko), dla Europy to jedynie kwestia rurociągów i rynków zbytu na przyszłość.

Nasz noblista z Chobielina już w to nie gra: zamiast przerobić Janukowycza na „amerykana” – stworzył mu szansę ucieczki i zabrania ze sobą poważnych argumentów legalistycznych (jego usunięcie z urzędu ma cechy zamachu, choć „należało” mu się). Teraz więc już tylko przygląda się, jak to się robi, może wróci do roli cichego namiestnika na Polskę i Europę Środkową, ale już z pokiereszowanym CV.

Nie zmienia to przypuszczenia, że Putin mógłby w ogóle z Jaceniukiem nie gadać, co najwyżej z carskich wyżyn wskazać, kogo widzi w następstwie Janukowycza, który jest już tylko kapitałem rezerwowym. Za to Putin ma to, czego nie ma ani Amerykanin, ani Niemka: może jednym słowem uruchomić dowolne środki dla Ukrainy, nie wikłając się w uzgodnienia z Kongresami czy Bundestagami. Jest gospodarzem sytuacji, tyle że aby o sobie przypomnieć, musi chrząknąć w towarzystwie, i to właśnie czyni.

I tylko Nadwiślanie, w swoim stylu, plotą o rzeczach, którymi nikt w tej sprawie się nie zajmuje, skupując do tego na światowych szrotach cudze pamiątki po świetności militarnej, nawet choćby przyszło na głodno chodzić w ostatniej koszuli.