Łaty, podpórki i podwiązki (1)

2010-05-12 07:44

 

Wszyscy kandydaci na urząd (do funkcji) Prezydenta RP zasługują na poważne i równe traktowanie, choćby z tego powodu, że uzyskali znaczące wsparcie w postaci podpisów: nie wolno lekceważyć setek tysięcy ludzi, którzy stanowią ich „przyjazne tło”.

 

Wolno jednak spekulować politycznie na temat tych kandydatur. Spekulacja będzie na temat nieco odległej przyszłości, aby tym wnikliwiej przyjrzeć się teraźniejszości.

 

Na podstawie kilku moich ostatnich wypowiedzi (np. notki na Salon24) dopuszczalna jest taka otóż teza, że zaledwie dwóch spośród kandydatów prowadzi rzeczywistą kampanię prezydencką (J. Kaczyński i B. Komorowski), trzech spośród nich w rzeczywistości „liczy i przegrupowuje” elektorat na użytek nadchodzących wyborów samorządowych (G. Napieralski, W. Pawlak, A. Olechowski), pięciu zaś spośród nich walczy o uwypuklenie, o utrwalenie w ludzkiej pamięci jakichś konkretnych, ważnych społecznie i politycznie spraw (K. Morawiecki, A. Lepper, B. Ziętek, J. Korwin-Mikke, M. Jurek).

 

Niezależnie od powyższej spekulacji i od tego, co będzie rzeczywistą treścią ich wystąpień publicznych w najbliższym czasie – powtórzmy – każdemu z nich należy się ta sama dawka szacunku i uwagi, jaką my, wyborcy, powinniśmy Im poświęcić.

 

Spróbuję poniżej wejść w skórę stratega politycznego i zaplanować najbliższe 5-7 lat w polskiej top-polityce. Jest to o tyle „wróżenie z fusów”, o ile niemal na pewno "przeredagują" sie w tym czasie największe partie polityczne. Czekają je wielkie przeobrażenia, co najmniej rozpady, sojusze, przeformułowania programowe (zmiana elektoratu, np. rozszerzenie, doprecyzowanie).

 

Gdyby jednak nic się znacząco nie miało zmienić, za kilka lat – spośród być może 10 kandydatów – najsilniejszy będzie kandydat narodowo-patriotyczny zarazem społeczno-roszczeniowy (odpowiednik PiS), naprzeciw którego stanie kandydat „konstruktywny”, projektujący jakościowe rozwiązania gospodarcze i całkiem nowe instytucje społeczne, nową strukturę organizacyjną Państwa. Będzie o sobie mówił „centrolewica” albo podobnie.

 

Najważniejszym wydarzeniem gospodarczym w Polsce najbliższych lat – i to jest rzeczywiste wyzwanie dla polskiej polityki – będzie zapaść gospodarcza. O niej słów kilka.

 

Polska gospodarka wygląda dziś jak osamotnione drzewo na polanie: na zewnątrz zgrabne i potężne, wewnątrz samo próchno:

  • drogi ledwo trzymają się minimalnych norm, jeśli w ogóle się ich trzymają;
  • koleje są o krok od wielotygodniowych przestojów wymuszonych awariami;
  • energetyczne linie przesyłowe są tak stare i wyeksploatowane, że funkcjonują wyłącznie na „słowo honoru”;
  • system ciepłowniczy – szkoda gadać;
  • łączność i telekomunikacja – jeśli nie „przerzuci” się na technologie internetowe, to zwyczajnie „padnie”;
  • szlaki wodno-rzeczne – praktycznie nie istnieją;
  • porty (morskie, rzeczne, lotnicze), przejścia graniczne, bazy składowe, huby logistyczne – wymagają co najmniej przeglądu;
  • ochrona zdrowia, oświata szkolna, rolnictwo, nauka, policja, wojsko, szkolnictwo zwane wyższym (akademickim), zabezpieczenie społeczne – albo korzeniami tkwią w starożytności i pogrążone są w biedzie, albo przeistoczyły się w fasadowe obszary „liczenia na sztuki” i „nabijania statystyki”;
  • obszary ze swej natury predestynowane do zarządzania poprzez tzw. systemy – są zarządzane „ręcznie” i poddane obróbce racji politycznych, interesów wielkich i lokalnych;
  • spustoszenie ekologiczne już jest oczywiste, ale starannie skrywa je nadzwyczajny ruch inspirowany samorządowo;
  • substancja mieszkaniowa i produkcyjna tylko fasadowo jest „przekuwana” w nowoczesną, w dominującej większości dawno już osiągnęła wiek maturalny, w wielu miejscach „przekwita”, ze wszystkimi skutkami „zdrowotnymi”;
  • obszar wykluczeń i nędzy poszerza się i utrwala na wciąż więcej środowisk;
  • UWAGA: nie istnieje w Polsce jakaś wiodąca dziedzina, lokomotywa zdolna pociągnąć za sobą całą gospodarkę: w tym sensie gospodarka polska, jej substancja materialna, techniczno-technologiczna, finansowo-budżetowa, intelektualno-naukowa, zdrowotno-kulturalna i do tego ludzka – pozostaje w rozsypce;

 

W zasadzie ta spróchniała konstrukcja gospodarcza „czeka” tylko na iskrę i skazana jest na pożarcie przez wielki ogień, a ja mam coraz mniej wątpliwości, że stanie się to wkrótce. Nie strajki i masowe bankructwa, ale niewydolność infrastruktury i niekompetencja (rachityczność) kadr obala polską gospodarkę. Zauważmy, że wymienione dziedziny są niemal wprost adresatem rozmaitych wielomiliardowych funduszy, przede wszystkim europejskich: odejmijmy te miliardy EURO od budżetów kraju, regionów i miast, agend rządowych oraz powiatów w ostatnich 15 latach – i zrozumiemy, o czym mowa. I do tego dodajmy: kryzys amerykański, a teraz grecki, itd., do tego wewnętrzne kłopoty budżetowe „flagowców europejskich” (głównie Niemiec) spowodują radykalne obniżenie dotacji po 2013 roku, może wcześniej.

 

Oto zatem najpoważniejszy problem polityczny Polski: system bankowo-ubezpieczeniowo-finansowo-polityczny, zdominowany przez interesy i inspiracje zagraniczne, nie jest zainteresowany poważnymi staraniami i ofiarami na rzecz postawienia na nogi polskiej gospodarki, na rzecz powstrzymania jej ruiny, zastąpienia próchna zdrową, soczystą substancją: jest zainteresowany szybkim zyskiem i jutrzejszym sukcesem wyborczym swoich pupili, nie patrzy w przyszłość nawet poprzez opracowania typu Polska 2030, podporządkowane – wbrew pozorom i deklaracjom – bieżącej polityce.

 

Pojedyncza, akcyjna, alertowa interwencja nie jest już skuteczna: na taki stan gospodarki pracowaliśmy ciężko 20 lat transformacyjnych, kiedy to pozwalaliśmy na drapieżną eksploatację wszelkiej ekonomicznej i społecznej substancji, a jej narastające zużycie niewiele nas zajmowało. To tak, jakbyśmy jeździli wciąż bardziej awaryjnym samochodem, ale unikamy przeglądów, bo „na warsztacie” odebranoby nam „techniczny paszport” i zmuszonoby do gruntownej naprawy, a tu trzeba jechać, statystyki utrzymywać, fasadę malować!

 

Najbardziej nas jednak eksploatuje gospodarczo ustawiczny drenaż naszej gospodarki, którego nikt nie zamierza powstrzymywać: zagraniczny biznes (a nawet obce firmy państwowe) oraz powtarzające się kampanie prywatyzacyjne wciąż bez rekompensaty budżetowej (nie mówiąc o zdynamizowaniu gospodarczym) drenują nasze rynki zbytu, infrastrukturę, zasoby ludzkie, systemy edukacyjne, oszczędności. Spójrzmy choćby na sprawy patentowe oraz na emigrację zarobkową, spójrzmy też na strukturę przelewów finansowych w biznesie (co importujemy, co eksportujemy). To tak, jakbyśmy nasz słabnący samochód oddawali na kilka godzin dziennie geszefciarzowi z bazaru, który wydusza z niego ponad siły wszelkie moce, po czym tak spracowany pojazd oddaje nam z uśmiechem, nawet nie zajrzawszy na myjnię, nie uzupełniwszy paliwa. I z uśmiechem cwanego sąsiada sprzedaje nam rano z zyskiem swoje produkty, które wytwarza i dostarcza naszym kosztem.

 

Nadchodzącej tragedii nie pomoże nieuchronne, podobne nawet solidarnościowemu,  „pozamiatanie” w parlamencie i rządzie, ciężar odnowienia kondycji Polski (aż ciśnie się słowo: sanacja) spadnie na społeczności lokalne i regionalne, czyli na domenę samorządową.

 

Zapewne zastanawiacie się, co to ma wspólnego z wyborami prezydenckimi w Polsce 2010 r.? No, to zastanawiajcie się dalej.

 

Sądzę, że klucz do rozwiązania nadchodzącej trudnej sytuacji Polski w najbliższych latach leży w rękach ugrupowań (elektoratów) dających dziś upoważnienia trzem kandydatom z „grupy pościgowej”. Ciekawostką jest zresztą, że żadna z tych sił politycznych – szkoda – nie odwołuje się do etosu solidarnościowego. Jeśli zmarnują czas obecnej kampanii wyborczej na wpasowywanie się w medialne i polityczne spory między patriotyzmem i europejskością, między „gospodarka, głupcze” i „my stoimy tam gdzie należy, a oni nie”, jeśli najbliższych kilkudziesięciu miesięcy nie oddadzą uzmacnianiu samorządnej substancji lokalnej – to popełnią ten sam grzech, jaki popełnili ojcowie Transformacji, którzy otworzyli drzwi naszego domu w celu jego przewietrzenia, a w rzeczywistości uczynili z domu tego szulernię dla rodzimych i przyjezdnych sępów, nad którymi kontrola jest tylko iluzoryczna.

 

Obserwując majowo-czerwcowe życie polityczne Polski, a tym bardziej aktywnie w nim uczestnicząc – miejmy na uwadze stan naszego kraju za 2-3-5 lat. Łatwiej będzie dziś wybierać, wiedząc co nas czeka jutro.

Kontakty

Publications

Łaty, podpórki i podwiązki (1)

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz