(ustrojowy postulat 9) Żądamy konstytucyjnej ochrony słabszego w sporach

2010-08-17 13:01

 

Życie publiczne, zwłaszcza w warunkach dużej liczby osób i podmiotów, z którymi przychodzi nam obcować, a także w warunkach, kiedy jesteśmy trybami w rozmaitych mechanizmach systemowych, nieuchronnie prowadzi do wyzysku i do sporów.

 

Tzw. public-culture sprowadza się do kilka prawd, które „powinniśmy” opanować, jeśli chcemy przejść przez życie w miarę łatwo i bez zakrętów. Do tych domorosłych, ale opartych na wspólnym doświadczeniu prawd, zaliczamy takie jak „głową muru nie przebijesz”, nie podskakuj, nie podskakuj, siedź na tyłku i potakuj”, „duży może więcej”, „nie kopać się z koniem”, „ciszej jedziesz, dalej dotrzesz”, „na układy nie ma rady”, „pan nie wie kim ja jestem”, „kto smaruje ten jedzie”, „tak SIĘ maję sprawy od zawsze” – i zapewne kilkaset innych.

 

Prawdy te „porządkują” życie publiczne w taki sposób, że ustalają swoistą „hierarchię dziobania” zespoloną z „kolejką do koryta”. Nie trzeba dodawać, że nie ma to nic wspólnego ani z elementarnym poczuciem sprawiedliwości, ani z formalnie odczytywanym prawem. A jednak owe „regulatory” działają sprawniej niż Prawo (na czele z Konstytucją) i Sprawiedliwość (na czele z wymiarem sprawiedliwości, który sam zresztą jest przez owe mądrości rozmiękczony).

 

Ostatecznie dochodzimy do społecznie „obowiązującej” konkluzji, że „nie wystarczy mieć rację, trzeba jeszcze ją dla siebie ugrać”.

 

Na taką patologię można znaleźć rozmaite „przeciwciała”, ale wydaje się, że tylko jedno może ją usunąć z życia publicznego: konstytucyjna zasada ochrony słabszego. Mogłaby ona mieć następujący wyraz konkretny:

 

  • każde dwie strony sporu dadzą się rozróżnić jako strona słabsza i silniejsza, przy czym generalnie, niejako „z klucza” (ale zawsze do wyjaśnienia), urzędy, instytucje, organy, agendy, urzędnicy, pracodawcy, funkcjonariusze, plenipotenci, mężczyźni, grupy, dorośli są silniejsi niż petenci, pracownicy, „szarzy obywatele”, kobiety, chorzy i niepełnosprawni, nieletni;
  • możnaby tę zasadę rozszerzyć na relacje pomiędzy wykształconymi i niewykształconymi, majętnymi i ubogimi, prawnikami i nie-prawnikami, z zachowaniem odpowiedniej ostrożności;
  • może się zdarzyć, że niemożliwe jest ustalenie strony słabszej-silniejszej;
  • w dowolnym sporze strona słabsza ma wstępnie przyznaną rację, a ciężar dowodu na to, że jest inaczej, spoczywa na stronie silniejszej;
  • strona słabsza wstępnie zwolniona jest z kosztów postępowania i wpłat kaucyjnych;
  • dowolne postępowanie w sporze rozpoczyna się od ustalenia wzajemnej „siły” stron sporu wobec siebie;

 

Opisana zasada narusza formalnie konstytucyjną zasadę równości stron wobec prawa, ale jest to pozór łatwy do obalenia. Niech obrazuje to przykład oszusta, który ogołocił kogoś, a potem ma środki na adwokatów, podczas gdy ogołocony nie ma czego do garnka włożyć i pozbawiony jest wszelkiego wsparcia (pełnomocnik z urzędu to nie jest wystarczająca pomoc). Albo przypadek lowelasa i damskiego boksera, który z jakichś „humanitarnych” powodów mieszka we wspólnym mieszkaniu ze swoimi ofiarami., albo przypadek pracodawcy, który udaje bankructwo i pozbawia dochodu kontrahentów i pracowników.

 

Porządek konstytucyjny zyskałby na szlachetności i humanitaryzmie, gdyby tę zasadę wprowadzono do Ustawy zasadniczej.