(ustrojowy postulat 12) Żądamy politycznej dyskwalifikacji osób niegodnych i nieprawych

2010-08-17 13:07

 

W Polsce – w obyczajowości życia publicznego, tym bardziej w polskiej Konstytucji – nie istnieje żadna zasada dyskwalifikacji politycznej. Polityk jest sobiepanem, ale jest gorzej: wielu urzędników i funkcjonariuszy pełniących zupełnie niepolityczne funkcje „upolitycznia się” (np. poprzez upartyjnienie) i w ten sposób pozyskuje dobro w postaci politycznej nieodpowiedzialności, pokrywającej urzędniczą i funkcyjną odpowiedzialność, „unieważniającą” tę odpowiedzialność.

 

Tzw. „klasa polityczna” wykorzystuje swoistość legitymizacji wyborczej, która nijak się ma do bilansu realizacji obowiązków i zobowiązań politycznych. Samo dotarcie do obszaru „polityki” powoduje, że osoby i ugrupowania znajdują się w swoistym „ciągu wznoszącym”, który utrzymuje ich w obszarze „polityki” niezależnie od rzeczywistej przydatności społecznej owych osób, ugrupowań i ich „dzieł”: a skoro tak, to działa tu sparafrazowane prawo Greshama-Kopernika, czyli marny polityk wypiera dobrego polityka.

 

To wyjaśnia, dlaczego kandydaci do obszaru „polityki” gotowi są poświęcić wiele materialnego i materialnego, w tym majątku, godności, honoru i podobnych wartości, byle tylko zafunkcjonować w „ciągu wznoszącym”. Z obszaru tego można „wypaść” wyłącznie na skutek złej oceny wewnątrz „klasy politycznej”, kiedy narażamy się zasadom koteryjnym albo niepisanemu „kodeksowi polityka”, i nie ma to nic wspólnego z „jakością”, tylko z tzw. utratą zaufania, przy czym wyborcy czy w ogóle społeczeństwo nie bierze w tym udziału.

 

Bezkarność, arogancja, cynizm i bezczelność polityków obserwujemy na każdym kroku, następnie ze zdumieniem odkrywając, że nie działa tu poprawnie ani mechanizm dymisji, ani mechanizm eliminacji wyborczej: zły czy dobry, byle był „mierny ale wierny” – i rodzime ugrupowanie lokuje polityka na listach wyborczych do kolejnych kadencji, wyborca jest tu bezsilny.

 

Tymczasem stosunkowo łatwo jest sformułować konstytucyjny pakiet kwalifikacji merytorycznych, moralnych i społecznych, których niedostatek eliminuje w sposób bezwzględny z biernego prawa wyborczego oraz z obszaru „nomenklatury kadrowej” na stanowiska niewybieralne. Nie zaszkodzi oddzielenie – w tych pakietach kwalifikacji – trzech obszarów: samorządowego, państwowego i urzędniczo-administracyjnego.

 

W tym sensie warto odnieść się do tych haseł pisanych Dużymi Literami, które przyświecały uruchamianiu Służby Cywilnej (z rozszerzeniem na „klasę polityczną”) czy – dużo wcześniej – powstawaniu szkoły urzędników przy ulicy Orlej (Krajowa Szkoła Administracji Publicznej).

 

Istotą niniejszego postulatu jest: jeśli osoba lub ugrupowanie jednorazowo (rażące naruszenie zasad) lub kilkukrotnie (uchybienia przeciw zasadom) naraża interes publiczny, wykazuje niekompetencję lub okazuje się niegodny – usuwany jest nieodwołalnie z życia politycznego i urzędniczego.

 

Paradoksalnie – zasadę tę odnaleźć można w obowiązujących zapisach ustawowych. Bardziej dotyczy ona urzędników (tzw. korpus cywilny) niż polityków (co najwyżej komisje etyki upominają zbyt widocznie niewłaściwych polityków). I – jak to w Polsce – politycy zawiązali w tej sprawie zmowę we własnym interesie, a gorset zasady w stosunku do urzędników – rozluźnili, ułatwiając „swoim” awanse.

 

Dlatego zasada ta powinna znaleźć się jako odrębny rozdział w Konstytucji RP.

 

Być może taka dyskwalifikacja powinna być orzekana w postaci postanowienia jakiegoś Sądu albo Trybunału