GROMADNICY

Gromadnicy: książka z dziedziny filozofii polityki, jedno z intelektualnych następstw wielkiego, czasochłonnego, spalającego morale i wiążącego wszelkie życiowe siły zaangażowania w działalność społecznikowską, polityczną (w zapleczu różnych partii) i duchowo-religijną. Ludzka działalność na forum publicznym – ta działalność spoza gospodarczej walki o byt, spoza sztuk artystycznych i spoza gry politycznej – manifestuje się, objawia w kilku obywatelskich formułach duchowo-intelektualno-behawioralnych: flibustierzy skupiają się na pozbawionym utrwalającej, budującej twórczości „podskakiewiczostwie” w imieniu i na rzecz ludu i jednostek upośledzonych społecznie, samorządowcy (nie mylić z radnymi i urzędnikami komunalnymi, chodzi o środowiskowe i wspólnotowe postawy autokreacyjne, non-government) skupiają się na kreowaniu i umacnianiu najszerzej rozumianego „rynku obywatelskiego”, fiksownicy kreują „trampolinowe” pasy transmisyjne, odskocznie dla tych, którzy chcą rozmaite poletka rynkowe podporządkować sobie na „prywatne” cele, aby trwale urządzić się w roli Sukcesorów (biorą więcej niż dają) kosztem Proletariatu (biorą mniej niż dają). 

Środowiska gromadników (w Polsce dramatycznie nieliczne i słabe) swoją działalność nakierowują na to, by bez wariacji rewolucyjnych, pozytywistycznym wysiłkiem, masy proletariackie wyprowadzić z położenia niesprawiedliwego ku Rynkowi (tam każdy otrzymuje proporcjonalnie do swego wkładu do społecznej puli dobrobytu). W tym sensie gromadnicy są dojrzalsi, bardziej pozytywistyczni niż flibustierzy, są też „młodszymi” sojusznikami samorządowców, wprowadzającymi w świat rzeczywistego obywatelstwa masy „wytrącone” zeń przez monopole i Sukcesorów. Tak można sobie wyobrażać socjalizm (nie jako spetryfikowany ustrój, tylko jako proces doskonalenia życia publicznego), w odróżnieniu od socjalizmu flibustierskiego, opartego na roszczeniach, czasem skrajnie bezkompromisowych, zdolnego do szantażu (gdy walczy) i dyktatury (gdy rządzi), obiecującego wszystkim „dochody powyżej średniej”: w miejsce patologicznych – z punktu widzenia Historii Społecznej – związków zawodowych, zainteresowanych paradoksalnie zarówno w istnieniu „wyzyskiwaczy” jak i w umacnianiu się państwa (by na jego forum wojować i rościć, albo będąc u władzy dyktować) – gromadnicy gotowi są realizować, wdrażać w życie ideę „zrzeszenia zrzeszeń obywatelskich”, kompetentnych w rozwiązywaniu wszelkich zagadnień społecznych, publicznych. 

Książka zbudowana jest z kilkunastu interesujących esejonów odwołujących się do dorobku w dziedzinach filozoficznych, socjologicznych, politologicznych, pośród których poczesne miejsce zajmują takie nazwiska jak E. Abramowski, St. Brzozowski i podobni.
 

 

 

Gromadnikiem nazywam kogoś, kto z krwi i kości jest ludowcem (w Polsce oznacza to najczęściej człowieka z prowincji, przywiązanego do wartości konserwatywnych i lewicowych zarazem), w dodatku jest też społecznikiem-obywatelem.

 

Od wielu lat uważam, że rozwiązanie dla Polski przełomu tysiącleci jest ruch gromadniczy. Oczywiście, ani Historia, ani Polityka nie zauważa takiej wszy jak ja, tym bardziej takich dziwnych poglądów społeczno-politycznych.

 

Wkrótce – wykład Gromadnictwo w wydaniu książkowym.